Virlandil nie wie, czego chce.
Jest oportunistą, który najchętniej zdobyłby fortunę na loterii. Rodzina wreszcie przestałaby namawiać go na znalezienie uczciwej pracy. Pewnego dnia, wbrew wszelkim oczekiwaniom, rzeczywiście uśmiecha się do niego szczęście… ale czy ten uśmiech jest szczery?
Tajemnicza firma, dziwne światy i ingerencja w czwarty wymiar… Cokolwiek by się nie działo, jedno w tym szaleństwie jest pewne. Virlandil ma przed sobą konflikt z korporacjami wysysającymi siły witalne oraz sterującymi naszym losem (a nawet losami), ale i nieoczekiwaną przygodę życia.
Miks SF i komedii pomyłek z absurdalnym poczuciem humoru. Bezpretensjonalny debiut zawierający pochwałę kreatywności i ambicji.
29.09.2025
I
Kolor
Miękka
165x235 mm
108
75,00 zł
9788397677944
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Komiksowy debiut Katarzyny Kubasik to szybka i przyjemna lektura, która w dodatku swoim wydawniczym formatem wzbudza uczucie nostalgii.
Ów format ma wymiary ksiąg z serii “Tytus Romek i A’tomek” i można powiedzieć, że również duch Papcia Chmiela unosi się nad tym komiksem. Jeden kadr wydał mi się cytatem wprost z przygód Tytusa de Zoo, a i pewna naiwność fabuły oraz kosmiczne perypetie młodego i niepokornego bohatera wpisują się w poetykę dzieł Henryka Jerzego Chmielewskiego. Nie wiem, czy te nawiązania były przez autorkę świadomie wypracowane, ale “Starventure” to miła odmiana po różnych aspirujących, mierzących się ze współczesnymi problemami, bardziej ambitnych w treści lub podtekstach komiksach, które dostarczają w ostatnich latach polscy, także młodzi autorzy.
Czy to znaczy, że komiksowi Katarzyny Kubasik brakuje głębi? Przecież i tutaj autorka powoli odsłania przed nami mroczne strony status quo stworzonego przez siebie świata. I jest to prawda, ale wykonanie, narracja czy sam bohater pakujący się co i rusz w kłopoty, każą nam w pierwszej kolejności brać udział w jego niesamowitej przygodzie, niż zastanawiać się nad uniwersalnymi aspektami dzieła. A takie - choćby poprzez celne nawiązania do innych popkulturowych dzieł - mają również zastosowanie w “Starventure”.
Na okładkowej grafice widzimy całą prawdę na temat Virlandila - ratującego się przed dziwacznym zagrożeniem młodziaka z elfimi uszami. Wprost ze zwykłego szarego życia, które za wszelką cenę stara sobie urozmaicić (na przykład uprawianiem hazardu), trochę przypadkiem rusza w swą wielką kosmiczną przygodę. Może nie tyle nie rusza, co zostaje przez nią porwany i jego okładkowy wygląd jest bardzo dobrze uchwyconym stanem emocjonalnym bohatera , który podczas swej przygody nieustannie jest przez różne siły poszukiwany i ścigany. A to co na początku wydawało się być wycieczką, staje się ciągłą ucieczką. I owszem, Virlandil chciał uciec od monotonii życia (czy nawet od prawdy o sobie samym), a w efekcie staje się celem złowrogich sił.
Virlandil jest niczym John Difool z “Incala’ - widać między nimi fizyczne podobieństwo i podobne zachowania. Z ciekawością obserwujemy, jak ze zwykłego dupka zmienia się na naszych oczach w zaradnego i pomysłowego uciekiniera, który powoli odsłania prawdę o otaczającym go świecie. Ważnym składnikiem tej fabuły jest iskra - coś jak człowiecza esencja, którą ma arcyważne zastosowanie w fabule . I podczas przygody podobna iskra rozpala się też w Virlandilu, idącym ścieżką od zera do bohatera.
A zatem mamy prostą historię, proste rysunki komiksowej debiutantki (choć kiedy trzeba z ciekawymi szczegółami) oraz kolory, które infantylizują świat przedstawiony i prostego w konstrukcji bohatera. W rzeczywistości cały ów świat przedstawiony wcale nie jest taki prosty, z czasem dopatrzymy się w nim różnych podtekstów, a odczucia Virlandila dotyczące zakłamanej rzeczywistości będą się nakładały na nasze. Jednak na pierwszym planie mamy pełną zwrotów historię uciekającego bohatera. I tego czasem potrzebujemy - nieskomplikowanych, rozrywkowych opowieści, podczas lektury których suniemy z wiatrem dynamicznej fabuły. Polubiłem ten komiks za jego bezpretensjonalność i z chęcią przeczytam kolejny tom “Starventure”.