Świat ogródków działkowych nie jest taki piękny i czysty, jak się wydaje – rozmowa z Agatą Wawryniuk
22.09.2025 08:00
Na tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi ukaże się pierwszy zeszyt Roślinnego ogródka działkowego, nowej niezależnej serii autorstwa Agaty Wawryniuk (scenariusz i kolor) i Roberta Sienickiego (rysunek). Emefkowa premiera i powrót Agaty do pracy komiksowej stały się pretekstem do naszej rozmowy, ale w jej ramach poruszamy także inne wątki związane z jej twórczością (i nie tylko!).
Agata Wawryniuk jest scenarzystką i rysowniczą komiksową, absolwentką wrocławskiego ASP. Publikowała na łamach magazynów komiksowych (Kolektyw, Biceps) i prasy (Przekrój, Pismo). Jej debiutancka powieść graficzna, autobiograficzne Rozmówki polsko-angielskie (2012) traktująca o zarobkowej emigracji Polaków do UK, została uhonorowana m.in. Nagrodą MFKiG za najlepszy polski komiks 2012/2013 i Nagrodą Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego 2012 i innymi wyróżnieniami.
Komiks ten okazał się nie tylko dużym sukcesem na rynku komiksowym, ale odbił się szerokim echem także w mediach głównego nurtu. Wkrótce potem Wawryniuk wzięła dłuższy rozbrat z komiksem, publikując jedynie okazjonalnie małe formy. Jak doszło do takiej sytuacji? Dlaczego autorka zrobiło sobie taką przerwę? Także i ten temat został poruszony w poniższej rozmowie…
Kuba Oleksak: Zacznijmy od początku, czyli od genezy. Skąd w Twoim życiu wziął się komiks? Czy dorastałaś razem z Kaczorem Donaldem i semikowymi zeszytówkami?
Agata Wawryniuk: Komiks pojawił się razem z Konradem Okońskim, z którym studiowałam na wrocławskiej ASP. Pożyczył mi kilka pierwszych albumów. Poważnych powieści graficznych, bo chyba uznał, że super-hero to będzie za ciężki próg wejścia. Zapewne miał rację!
Na pewno pierwszy komiks, który Koko mi przyniósł to Karuzela głupców. Urzekł mnie swoją filmowością i połączeniem poważnej historii z piękną warstwą graficzną. Był jak film, ale zatrzymany w czasie. Nie znałam tego medium wcześniej z tak dojrzałej strony. Idea opowiadania obrazem i graficznej stylizacji została mi już w głowie. W tamtym czasie nie było wielu animacji dla dojrzałego odbiorcy, więc to mogło być moje pierwsze spotkanie w ogóle z poważną historią obrazkową.
Jaki moment w Twoim życiu sprawił, że zdecydowałaś, że będziesz tworzyć komiksy?
Komiks pojawił się jako narzędzie do opowiedzenia mojej historii o emigracji do Wielkiej Brytanii. Historia była pierwsza. Czułam, że jest dobra i chciałam ją przekazać światu. Obrazami było mi łatwiej mówić niż słowem, aczkolwiek zaczęłam od spisania bardzo długiego scenariusza zwykłym tekstem, bez żadnego szkicu.
Mimo że studiowałam na ASP, to nie umiałam rysować małych postaci. Tam wszystko było w formacie metr na 70 centymetrów. Musiałam się nauczyć wszystkiego od zera, aby móc zrobić mój pierwszy komiks. I to szybko, bo na ostatnim roku studiów, wymyśliłam sobie, że ten komiks będzie moim dyplomem.
Pamiętasz swój pierwszy komiks? Z tego, co widnieje w bazie Komiksopedii „na papierze” debiutowałaś w siódmym Kolektywie szortem zatytułowanym Seven sins for fun, który powstał we współpracy z Klaudyną Bajkowską.
Tak, moje shorty komiksowe były wprawkami w ramach pracy nad powieścią graficzną Rozmówki polsko-angielskie, która już powoli powstawała w mojej głowie. Spotykałam się w tamtym czasie z Robertem Sienickim, obecnie moim mężem, wtedy redaktorem Kolektywu. Robert potrzebował materiału do nowego numeru, więc stworzyłyśmy z Klaudyną krótki komiks.
Jak w ogóle wspominasz tamten czas, czas przed swoim pełnometrażowym debiutem, a więc okres współpracy nie tylko ze wspomnianym Kolektywem, ale też z Bicepsem?
Nawet nie jestem pewna, czy te komiksy powstawały rzeczywiście przed Rozmówkami, czy po prostu w trakcie pracy nad albumem. Mój debiut miał ponad sto stron. To bardzo dużo dla kogoś, kto ledwie rysuje, więc ten proces ciągnął się w nieskończoność, a inne drobne projekty wpadały w jego trakcie.
Zaryzykuje twierdzenie, że Rozmówki to jeden z największych przebojów we współczesnej historii polskiego komiksu. Twój debiut był warsztatowo dojrzały, wizualnie bardzo interesujący i (na pewno wówczas) dość oryginalny. Rzecz tym bardziej imponującą, że komiks został stworzony przez twórczynię bez większego doświadczenia. Pierwszy nakład wyprzedał się w kilka miesięcy. Zgarnęłaś Komiksusa w Łodzi i nagrodę PSK w Warszawie, znalazłaś się w finale konkursu talentów Trójki. Dostrzegł Cię medialny mainstream. Pojawiłaś się nawet w telewizji śniadaniowej, w Pytaniu na śniadanie na TVP2. Jak teraz, po latach, wspominasz tamten czas?
Było wspaniale i przerażająco w tym samym czasie. Nie spodziewałam się takiej fali pozytywnych recenzji ani zainteresowania moją osobą. Udzielałam wywiadu za wywiadem. Do dziś mam w domu górkę gazet z tymi wywiadami i artykułami o moim komiksie. Sporo zachowałam jako zabawne kuriozum, jak artykuł w Wyborczej, w którym opisali Polkę na zmywaku (nie pracowałam w komiksie na zmywaku), która podbija Londyn (byłam w Newcastle upon Tyne). To była tylko jedna z pierwszych „recenzji”, później było już dużo lepiej.
W Pytaniu na śniadanie byłam w tym samym czasie co Cezary Pazura. Siedzieliśmy razem przy wielkich lustrach, gdy robiono nam makijaż. Bardzo kuriozalne doświadczenie! Najlepiej wspominam jednak wywiad do wrocławskiej studenckiej gazety, której tytułu nie pamiętam. Chłopaki zabrali mnie na politechnikę do miejsca, gdzie stoją stare samoloty. Zrobili mi sesję zdjęciową, jak chodzę po tych samolotach, po skrzydłach, po wszystkim, spisali wywiad, a potem zrobili grilla. Bawiłam się doskonale!
W wywiadzie dla serwisu Booklips wspomniałaś, że podczas swojego wyjazdu do UK usłyszałaś „dość historii na jeszcze cztery takie komiksy”. Jestem ciekaw, dlaczego na fali takiego sukcesu Rozmówek, takiego hajpu nie zdecydowałaś się na zrobienie kontynuacji…
Anegdot z tego wyjazdu miałam mnóstwo i to pozwoliło mi zrobić selekcję. Dzięki temu do Rozmówek trafiły tylko najlepsze smaczki. Drugi komiks, z odrzuconymi historiami nie byłby taki dobry. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie zrobić kolejnego komiksu, ale z historiami innych ludzi. Po spotkaniach autorskich ludzie na sali często mieli potrzebę podzielenia się ze mną tym, co im się przydarzyło na emigracji. Często było to dużo bardziej „hardcorowe” niż przypadki Agaty w Anglii.
Zastanawiałam się nad zostaniem samozwańczym dziennikarzem i stworzeniem czegoś, co pokazałoby szerszy obraz emigrantów, ale nigdy tego nie zrobiłam. Szczerze mówiąc, myślę, że byłam po prostu wykończona, i procesem rysowania, które był dla mnie bardzo ciężki, i tym całym medialnym zainteresowaniem.
Tomasz Pstrągowski w Tekstach drugich pisze o roku 2012, roku wydania Rozmówek i Ciemnej strony księżyca Olgi Wróbel, jako „kluczowej dacie dla rozwoju [komiksowego auto-bio]”. Karol Konwerski w swojej recenzji docenia autentyczność twojej narracji o emigracji do UK, a Sebastian Frąckiewicz w Polityce podkreśla, że m.in. Tobie udało się dotrzeć do czytelnika/czytelniczki spoza komiksowego getta. Czy gdy wychodziły Rozmówki, czułaś przynależność do nowej generacji twórczyń używających komiksu do opowiadania o sobie, czułaś, że dzieje się coś przełomowego?
Byłam nowa w komiksowie i miałam w sobie dużo spojrzenia z zewnątrz. Myślę, że to pomogło mi dotrzeć do czytelnika, który nie czytuje komiksów. Cały czasu wyobrażałam sobie, że będzie to czytał na przykład mój tata. Pisałam tak, aby język komiksu, którego używam, był zrozumiały dla wszystkich. Nie był to chyba najlepszy plan, bo jestem dość pewna, że tata do dzisiaj nie przeczytał mojego komiksu.
Czy czułam, że dzieje się coś przełomowego? Nie szczególnie. Podczas pisania swojego komiksu nadrobiłam to, co już było na rynku. Nie wydaje mi się, byśmy z polskimi dziewczynami robiły coś, czego laski z innych krajów, nie zrobiły już wcześniej.
Wówczas przez komiksowo przetoczyła się dyskusja wokół pojęcia komiksu kobiecego. Wtedy był to termin budzący kontrowersje, a wśród niektórych — strach i niepokój. Czy uważasz, że dziś ten termin jest nam w ogóle do czegoś potrzebny? Jak go obecnie postrzegasz?
Uważam, że w komiksie ten termin nic nie znaczy, bo komiksy tworzone przez Polki są tak różnorodne, że wręcz nie mają ze sobą nic wspólnego. Książkowy termin „literatura kobieca” sugeruje konkretny rodzaj fabuł. Trochę romansu, trochę tragedii, bez magii czy tematów LGBT. Dobrze, że jest taki termin, bo dużo kobiet szuka podobnej literatury i dobrze, że mogą w niej odnaleźć siebie.
Natomiast „komiks kobiecy” nic mi nie mówi o potencjalnej fabule. Własnym głosem jest świetnym komiksem tworzonym przez kobiety, o kobietach, ale czy jest on „dla kobiet”? Nie powiedziałabym. Każdy powinien go przeczytać.
W swojej recenzji na Kolorowych Zeszytach porównałem Cię do Marcina Podolca. Napisałem, że Rozmówki polsko-angielskie mogą okazać się dla Ciebie tym, czym dla niego był Kapitan Sheer. Teraz, Podolec wydaje swój 20 komiks, Ty – 2. Wasze kariery potoczyły się zupełnie inaczej. Skąd wzięła się tak duża wyrwa w Twojej twórczości komiksowej?
Stąd, że ja nie umiem opowiadać wymyślonych historii. Moja głowa nie tworzy fabuł, za to dużo się przygląda i lubi opowiadać o tym co widzi. Jeśli nic się ciekawego nie wydarzy, to nie mam o czym pisać. Na szczęście życie pilnuje, abym się nie nudziła. Zarówno Rozmówki polsko-angielskie jak i wychodzący teraz w zeszytach Roślinny ogródek działkowy to historie oparte na faktach. Na momentach, gdy poczułam, że stałam się częścią jakiegoś przełomowego wydarzenia.
Najpierw to była szalona fala emigracji zarobkowej, a teraz rewolucja w ogrodnictwie. Gdy zauważę, że stoję pośrodku jakiś ważnych wydarzeń, to mam w sobie wielką potrzebę nadawania z placu boju. Niech świat zwróci uwagę właśnie tutaj, skąd do niego krzyczę, bo tu dzieje się coś ciekawego!
Zanim zaczniemy rozmawiać o Twoim najnowszym projekcie, chciałem zapytać Cię o jeszcze jedną rzecz, mianowicie o Składnie. Czy nadal zajmujesz się składaniem komiksów?
Tak, składam komiksy dla wielu wydawców. Nie jest to moja główna praca, bo większość czasu projektuję książki, ale lubię składać komiksy. Zawsze to trochę więcej czasu, by przy okazji je czytać. Niestety jest to też praca trudna, bo pliki, które dostajemy od autorów, mają często bardzo artystyczne podejście do przygotowania do druku. Strony są przelane, dymki ciasne i nieedycyjne. Często tytuły rozdziałów są spłaszczone z rysunkiem pod spodem i wymazanie ich to mordęga.
Składam też wiele starych komiksów i tam, nawet w Marvelu zdarza się, że cała strona nie ma spadów, i dymki ucięte są krawędzią strony. Wszystko spłaszczone i rób z tym co chcesz! Specyfiką pracy w komiksach jest też praca w biegu, bo często dostajemy pliki w ostatnim możliwym momencie, by zdążyć z drukiem na festiwal. Kocham komiksy, ale jest to stresujące zajęcie.
Od razu przyznam się tu, że to ja składam dla wydawnictwa Mucha ten sławetny lekko nieostry Na wschód od zachodu. Proszę, nie wińcie wydawnictwa. Christine jest najukochańszą osobą i to ona jest tym wydawnictwem, to nie jest jakieś wielkie korpo. Ona mi wybaczyła i mam nadzieję, że wy też mi kiedyś wybaczycie. Jak to się stało? Ktoś niechcący wysłał nam pliki programu do składu, które miały osadzone w środku pliki programu do wektorowych tekstów. W środku miały osadzone pliki obrazków, które w środku ktoś skompresował. Każdy kolejny program miał ustawioną poprawną rozdzielczość strony, więc żaden nie krzyknął błędu. Kompresja była nałożona tak głęboko, że nikt tam normalnie nie kompresuje, więc absolutnie się tego nie spodziewałam. Pewnie komuś komputer wysiadał podczas pracy nad tekstami, więc chciał wczytać lżejsze wersje na czas pracy i potem nie podmienił, wysłał nam złe pliki. Może program do przesyłu plików skompresował sam, to się zdarza.
Niefart chciał, że komiks miał aż 500 stron, a przy tak grubych rzeczach wklejam teksty na obrazki w trybie podglądu, bo inaczej mój komputer zawiesza się, jak ma wczytać tyle ciężkich obrazków na raz. Było to więc normalne, że komiks był nieostry podczas pracy. Widziałam go dokładnie dopiero po eksporcie. Sprawdziłam PDF, pierwsze ileś stron, wszystko było ok i puściłam do druku. Błąd znajdował się dalej, niż sprawdziłam. Nie zauważyła go też redakcja i drukarnia. Szczerze mówiąc, na digitalowych proofach ta kompresja jest ledwie widoczna, trzeba by wiedzieć, czego się szuka, aby to znaleźć. No i stało się. Robiliśmy komiks miesiąc i puściliśmy z częścią lekko nieostrych stron.
Niby nie nasza wina, nie my to skompresowaliśmy, ale też nie zauważyliśmy błędu. Nie odstanie się. Komiks da się czytać, błąd jest leciutki, więc mam nadzieję, że nie zepsuł wszystkim lektury. Jak widzicie, praca przy składzie jest skomplikowana i niewdzięczna, robią ją zwykli ludzie i wypadki się zdarzają. Nie znaczy to, że się nie staramy, czy że nie kochamy swojej pracy. Aczkolwiek po reakcji ludzi, która mnie dotknęła, kocham ją trochę mniej.
Jak w ogóle stałaś się działkowcem? Skąd decyzja o nabyciu prawa do działki ROD?
To była seria niezwykle fortunnych zdarzeń i o tym właśnie jest pierwszy zeszyt komiksu, więc ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie bez spoilowania. W każdym razie jest to śmieszna historia, więc zapraszam do przeczytania!
Na działkowaniu nie znam się ni w ząb. Kojarzą mi się z dzieciństwem. Moi dziadkowie mieli działkę na kolejowym osiedlu. Lata 90. Rosły na niej piękne bratki, uprawiano marchewki, truskawki, agrest, czasem się poziomki trafiły. Jak to wygląda obecnie?
Obecnie działki są coraz droższe i coraz mniej na nich rośnie. Mam wrażenie, że marchewki to teraz warzywa dla ambitnych, agrest za to wciąż wydaje mi się powszechny. Ludzie nie mają czasu i sił na uprawę, uprawy zajmują baseny i trampoliny. Ale! W tym samym czasie rośnie w siłę ruch, którego nazwę pozwolę sobie koślawo przetłumaczyć na polski „własnoręcznie posadzony park narodowy” (homegrown national park).
Od kiedy policzono, że połączona powierzchnia naszych ogródków jest dostatecznie duża, by zbudować gigantyczny „park narodowy” zdolny przywracać zagrożone gatunki, odbudować bioróżnorodność i schować pod ziemią znaczącą ilość dwutlenku węgla ludzie dostali skrzydeł. Biorą się do roboty, uczą się, a ich ogrody stają się ważną ostoją dla przyrody i źródłem szczęścia dla ich posiadaczy.
Co w byciu działkowcem okazało się tym impulsem do zrobienia na ten temat komiksu? Czy ta decyzja dojrzewała w Tobie, czy przyszła całkowicie spontanicznie?
Zaczęłam się uczyć i odkryłam, że świat ogrodów, nie jest taki piękny i czysty jak się wszystkim wydaje. Trwała pandemia, miałam za dużo czasu wolnego i wkręciłam się w zdobywanie wiedzy o ekologicznym ogrodnictwie. To, czego szybko się nauczyłam, to to, że ilość przekłamań, w które wszyscy wierzymy i wszelkich pułapek na nasze dobre intencje jest tak przeogromna. Budowanie oazy dla przyrody to droga przez mękę i potrzebujemy pomocnej dłoni.
Wyobraź sobie, że kupujesz w sklepie ogrodniczym piękną różę oznaczoną jako roślina miododajna dla pszczół. Sadzisz ją na działce. Po czym czytasz artykuł, że prawie wszystkie rośliny w sklepach ogrodniczych mają w doniczkach torf, który jest wykopany z torfowisk, unikalnych ostoi przyrody i magazynów dwutlenku węgla. Pierwsze ups.
Potem czytasz, że odkryto, że większość roślin jest pryskana chemią, mającą zapewnić piękny wygląd tej rośliny. Chemią zatwierdzoną, bo opryskane nią owady nie umierają. No i właśnie ktoś odkrył, że owszem nie umierają bezpośrednio po spryskaniu, ale głupieją. Nie wracają do domów i umierają z głodu jakiś czas później. Drugie ups.
A jeszcze potem czytasz, że pszczoły miodne przylatują do ogrodów stadami i zabierają, zdaje się 60% jedzenia rodzimym owadom, który wcześniej były na danym terenie, skazując je na śmierć głodową. Stoisz więc nad tą swoją przyciągającą pszczoły miododajną różą i sobie myślisz, że jesteś beznadziejny w tym swoim dążeniu do ekologii, bo wpadłeś we wszystkie możliwe pułapki.
I na koniec sobie uświadamiasz, że ta róża i tak ma pełne płatki, nie widać jej środka, więc i tak nic nie dopcha się do jej nektaru. Widzisz, nie ma lekko! Ale jest bardzo ciekawie i te wszystkie fascynujące odkrycia dały mi impuls do stworzenia komiksu.
Czy seria Roślinny ogródek działkowy będzie bardziej o działce, czy bardziej o Tobie? A może ani o tym, ani o tym?
Powiedziałabym, że jest to historia drogi, ale dzieje się w jednym miejscu. Opowieść o rozwoju, czy nazwijmy to ładniej – o rozkwicie. To jak najbardziej moja historia. Jestem główną bohaterką, towarzyszy mi mój Robert, sąsiedzi działkowcy, ale główną gwiazdą jest działka i jej wszyscy mieszkańcy, myszy, jaszczurki zwinki, padalce, bażanty, dziki i wiele innych mniejszych stworzeń.
A teraz proszę o to, abyś była ze mną całkowicie szczera – jak współpracuje Ci się z Robertem? Jak wyglądał podział obowiązków w przypadku Roślinnego ogrodu działkowego?
Wspaniale się z nim współpracuje. Robert przelatuje przez te plansze z prędkością komety. Pierwszy zeszyt, 32 strony, narysował w niecałe dwa miesiące. Nie nadążałam z kolorowaniem. Oczywiście miał uwagi do scenariusza, bo jako że Robert jest częścią mojego życia, jest też częścią komiksu.
Czasem nie podobało mu się, jak wkładałam mu jakieś zdania w usta. Przerabiał je sobie pod to, jak on uważa, że by to powiedział. Niech mu będzie. Ja też mu ciągle mieszam w Beletrystykach, więc teraz mamy pełną równość!
Premiera pierwszego zeszytu w Łodzi i… co dalej? Jakie są wydawnicze założenia serii, w jakim tempie chcecie ją publikować?
Historia została już rozpisana na dziesięć zeszytów, więc taki aktualnie jest nasz plan, aczkolwiek ja mam wielką ochotę dopisać więcej. To będzie zależało od tego jak seria się przyjmie. Robert otrzymał stypendium prezydenta Wrocławia, które zobowiązuje go do narysowania dwóch zeszytów do końca grudnia. Oznacza to, że jeśli ja zdążę pokolorować drugi zeszyt na czas, to jest szansa, że będzie on miał premierę na wrocławski festiwal komiksów niezależnych Podziemne Kocury.
Moim marzeniem jest wydawać dwa zeszyty w roku, ale zobaczymy co życie ma w planach… Zeszyty będą względnie niezależne, każdy na lekko inny temat, więc można będzie czytać je osobno, aczkolwiek czytane w kolejności dadzą spójny obraz przemiany naszej działki.
Roślinny ogródek działkowy #01: Dobre dobrego początki
Seria ukazująca w komediowy, słodko-gorzki sposób społeczność wrocławskich Rodzinnych Ogródków Działkowych, relacje sąsiedzkie, konflikt międzypokoleniowy rozgrzewany debatą o ekologii, starcie z dziką przyrodą i własnym brakiem umiejętności sadząco-pielęgnujących.
Historia oparta jest na kilkuletnich obserwacjach ogrodniczego światka ROD „Jeżyny” we Wrocławiu, zasłyszanych historiach, wydarzeniach oraz na osobistych doświadczeniach.
27.09.2025
I
Kolor
Miękka
148×210 mm
32