The Batman (2004-2008) – Mroczny Rycerz w cyrku akcji i atrakcji

Data publikacji

15.12.2025 06:12

Kategorie

Publicystyka

the batman Mroczny Rycerz w cyrku akcji i atrakcji Warner Bros. Animation / DC Comics

Cztery lata na antenie, pięć sezonów, ponad sześćdziesiąt odcinków, jeden pełnometrażowy film, a także masa niezasłużonego hejtu – to statystyki serialu animowanego The Batman, który w zeszłym roku świętował 20-lecie powstania. Dziś spróbuję Was przekonać, że warto wrócić do tej produkcji, bo uważam, że to, co niegdyś uchodziło za wady, dziś można rozpatrywać w kategorii zalet.

The Batman zadebiutował w oryginale w 2004 roku na Kids’ WB, rok później był wyświetlany na Cartoon Network, a polscy widzowie mogą go znać z kanału ZigZap, gdzie trafił w 2009 roku. Jako jeden z pierwszych seriali animowanych stworzonych po 1992 roku (obok Teen Titans z 2003) nie należał do DC Animated Universe. Nie rozgrywał się więc w świecie takich kreskówek, jak Batman: The Animated Series (1992-1995), Superman: The Animated Series (1996-1998), The New Batman Adventures (1997-1999), Batman Beyond (1999-2001) czy Justice League (2001-2004) i Justice League Unlimited (2004-2006). DCAU to żelazna klasyka i jedno z największych osiągnięć w historii adaptacji komiksowych. “MCU w świecie animacji”, jak można by dziś powiedzieć, które dało nam masę doskonałych historii, wielki, przeplatający się świat i ustanowiło pewne standardy w temacie tworzenia animowanych przygód bohaterów DC Comics. Nic więc dziwnego, że w 2004 roku, gdy legenda DCAU tworzonego przez Bruce’a Timma, Paula Diniego, Alana Burnetta i Erica Radomskiego była wciąż żywa, The Batman wydawał się abominacją.

Nowe nie znaczy gorsze, ale trzeba do tego dojrzeć

Od swoich sławnych poprzedników The Batman różnił się absolutnie wszystkim. Batman: The Animated Series często stawiał na mroczne, zaskakująco poważne i ambitne historie. Ukazywał tragiczne i wiarygodne psychologicznie losy takich postaci jak Clayface, Mr. Freeze czy Two-Face. Garściami czerpał z horroru oraz kina gangsterskiego lat 30. XX wieku. Wypracował własną oryginalną estetykę zwaną “dark deco”, nawiązującą do kina noir i sztuk wizualnych z dwudziestolecia międzywojennego. Wprowadził postać Harley Quinn, która na stałe zadomowiła się w uniwersum DC. Tymczasem The Batman, któremu ton nadał Jeff Matsuda, pracujący wcześniej przy animowanych Przygodach Jackie Chana (2000-2005), postawił na luźne podejście do materiału źródłowego, przygodowy charakter oraz masę akcji, która miała przyciągnąć młodszego widza.

Tego typu decyzje artystyczne zaowocowały konsternacją wśród fanów Batmana z lat 90. XX wieku, który zarówno w komiksach, jak i wspomnianym serialu animowanym, stawiał na mroczne i poważne podejście. Nie pomogły też bezczelne ingerencje w headcanon. Mieliśmy tu Jokera biegającego po Gotham bez butów; Mr. Freeze’a, któremu bliżej do kafara wielkości trzydrzwiowej szafy, niż naukowca; Pingwina, który w walce wręcz nie ustępował Batmanowi ani na krok; czy Bane’a, który po zażyciu jadu przypominał czerwonego Hulka i miał tyle samo subtelności. Przykłady “twórczej zdrady” można by oczywiście wymieniać dalej. Jednocześnie postaci te doskonale wpisywały się w bardziej “komiksowe”, nastawione przede wszystkim na akcję, fabuły, które prezentował The Batman. Zuchwałe pomysły i wykorzystane postaci przywodziły niekiedy na myśl “głupotki” rodem ze Srebrnej Ery (zwłaszcza szalone plany Jokera i Pingwina). W tym wszystkim serial był konsekwentny, a jeśli zaakceptowaliśmy odmienną estetykę i odejścia od kanonu, to mogliśmy się przy tym naprawdę dobrze bawić.

Mimo że dziś początkowa recepcja The Batman kojarzy się głównie z hejtem, to jednak produkcja przetrwała pięć sezonów (65 odcinków i film pełnometrażowy, Batman kontra Dracula), doczekała się dwóch gier i aż 50 zeszytów komiksowej serii rozgrywającej się w świecie serialu. Trafiła do grupy docelowej, czyli dzieciaków, które dorastały na początku XXI wieku – dziś zresztą uchodzi wśród wielu widzów z młodszego pokolenia za dzieło kultowe, bo to na nim się wychowywali, tak jak pewnie wiele osób czytających te słowa wychowywało się na Batman: The Animated Series. Z obecnej perspektywy trzeba pochwalić serial za spójną i odważną wizję, a także konsekwentny rozwój, wykorzystanie wielu bohaterów, którzy nigdy wcześniej nie pojawili się w animacjach DC. To przygody młodszego Bruce’a Wayne’a, równie biegłego w sztukach walki, co pracy detektywistycznej, korzystającego z wielu gadżetów, pojedynkującego się z kolorowymi przeciwnikami i mającego super relację z Alfredem. Serial ma szansę trafić na podatny grunt – jeśli tylko pozwolimy sobie na wyobrażenie obrońcy Gotham, który niekoniecznie musi być smutny, poważny i cierpieć w strugach deszczu na tle błyskawicy.

Ewolucja The Batman

Serial Matsudy na przestrzeni kilku lat znacząco ewoluował, a swój najlepszy czas zaliczył w czwartym sezonie, gdy twórcy pozwalali sobie na więcej eksperymentów (był to zresztą ostatni sezon, przy którym pracował jego pomysłodawca). Pierwsze dwa sezony to opowieść o młodym Batmanie, który jest ścigany przez policję na zlecenie burmistrza (któremu głos podkładał Adam West) i musi zdobyć zaufanie mieszkańców Gotham. Istotnymi postaciami jest para detektywów, Bennett (przyjaciel z młodości Bruce’a) oraz przybyła z Metropolis Ellen Yin. Sezon przedstawia wielu ikonicznych przeciwników Batmana, takich jak Joker, Catwoman, Pingwin, Bane, Firefly czy Mr. Freeze. W drugim sezonie, wskutek intrygi Jokera, Bennett staje się Clayface’em, a Yin sprzymierza się z obrońcą Gotham. Pojawia się również Gordon, a także kolejni bardziej i mniej znani wrogowie, m.in. Riddler (wzorowany na… Marilynie Mansonie), Solomon Grundy, Killer Croc. W dwuodcinkowym otwarciu sezonu trzeciego poznajemy Batgirl, która staje się pierwszą towarzyszką Batmana – Robin dołączy do zespołu dopiero w czwartym sezonie (w odcinku A Matter of Family usłyszymy Kevina Conroya i Marka Hamilla). Batman zmienia się z nieopierzonego mściciela w mentora młodych towarzyszy i obrońcę miasta, szanowanego przez mieszkańców i policję.

W kolejnych sezonach do obsady dołączają również Poison Ivy, Maxie Zeus, Black Mask, Harley Quinn (w odcinku napisanym przez Paula Diniego, twórcę postaci), a także Liga Sprawiedliwości. Wątek superdrużyny kontynuowany jest w ostatnim sezonie, w którym Batman przeżywa przygody u boku innych bohaterów (Supermana, Flasha, Green Arrowa, Green Lanterna, Hawkmana) i najczęściej musi stawić czoła ich przeciwnikom (Lex Luthor, Metallo, Mirror Master, Sinestro, Count Vertigo itd.). Z perspektywy czasu finał serialu można odczytać jako zapowiedź, tego co miało nadejść po nim, czyli Batman: The Brave and the Bold (2008-2011), który opierał się w całości na koncepcie współpracy Nietoperza z innymi postaciami.

Bat-Embargo i niezrealizowane plany

W momencie, gdy serial był tworzony, w dziale WB odpowiedzialnym za adaptacje komiksów DC panowało tak zwane “Bat-Embargo”. Zakazywało ono wykorzystywania postaci, które pojawiały się w innych produkcjach animowanych lub aktorskich. Z tego też powodu Robin zadebiutował w serialu The Batman dopiero wówczas, gdy zakończono emisję Teen Titans, gdzie grał pierwsze skrzypce. W serialu nigdy nie pojawili się Scarecrow, Ra’s Al Ghul czy Two-Face, bo byli oni “zarezerwowani” dla filmów Christophera Nolana (podobnie jak Mad Hatter, z którego finalnie reżyser zrezygnował). Rolę Scarecrowa (którego planowano wykorzystać, co potwierdzają powstałe szkice koncepcyjne postaci) przejął w serialu Hugo Strange. Dent i Bizarro mieli pojawić się w serii komiksowej The Batman Strikes!, która rozgrywała się w uniwersum serialu. Od reguły były wyjątki (jak postacie Jokera, Alfreda czy Gordona) – na ekranie zobaczymy kilkukrotnie Luciusa Foxa i nie ma najmniejszych wątpliwości, że był on wzorowany na roli Morgana Freemana z Batman Begins. Warto też zwrócić uwagę, że tutejszy skład Ligi Sprawiedliwości jest bardzo męski – brakuje w nim Wonder Woman (w dziale WB odpowiedzialnym za animacje trwały prace nad solowym filmem z Amazonką, z podobnej przyczyny na małym ekranie nie pojawił się też Aquaman). Plotkowano o spin-offie o przygodach Supermana, a także kolejnym filmie pełnometrażowym (opartym na historii Hush), ale jak widać, nic z tych planów nie wyszło.

The Batman 2
Warner Bros. Animation / DC Comics

Ulubione odcinki i drobne podsumowanie

Jeśli mielibyście obejrzeć tylko wybrane epizody z The Batman, to szczerze mogę polecić następujące odcinki (kolejność przypadkowa):

  • Artifacts (wizja przyszłości, nawiązująca do “Powrotu Mrocznego Rycerza”, w której zobaczymy starsze wersje Batmana, a także Robina i Batgirl jako Nightwinga i Oracle),
  • Two of a Kind (nowa geneza Harley Quinn, która jest gospodarzem telewizyjnego talk show i zrobiła weekendowy kurs z psychologii),
  • The Laughing Bat (w Gotham pojawia się drugi Batman, a okazuje się nim… Joker),
  • The Joining (dwuczęściowy finał sezonu czwartego, w którym pojawia się Martian Manhunter, a fabuła nawiązuje do Wojny światów H.G. Wellsa),
  • Riddler’s Revenge i A Matter of Family (coś dla wszystkich, którzy tęsknili za tragicznymi genezami przeciwników z B:TAS i zarzucają The Batman za mało głębi),
  • Grundy’s Night (halloweenowy epizod z naprawdę zaskakującym twistem) i Strange New World (trzy słowa: Batman kontra zombie),
  • Rumors (odcinek, w którym ktoś porywa wrogów Nietoperza, zadaje pytania o moralność takich działań; to także historia, w której rzekomo miał pojawić się Hush),
  • The Rubber Face of Comedy i The Clayface of Tragedy (dwuczęściowa historia, w której słychać dalekie echa “Zabójczego żartu”, ale ofiarą Jokera staje się detektyw Bennett, który zostaje zmieniony w Clayface’a).

Zmierzając do końca tego przydługiego i pełnego dygresji wywodu, polecam wrócić do The Batman i dać mu drugą szansę. Kampowe historie, jeszcze bardziej kampowi przeciwnicy, doskonałe tempo i choreografia walk – jeśli spojrzymy na serial Jeffa Matsudy w oderwaniu od legendy Batman: The Animated Series i całego DCAU z lat 90. i początku 00., to łatwo zauważymy, że to rzecz przemyślana, odważna i konsekwentnie prezentująca własną wizję. Przyznam bez bicia – sam byłem hejterem, bo to od B: TAS zaczęła się moja przygoda z komiksami i do dziś serial Timma zajmuje w moim sercu wyjątkowe miejsce (może kiedyś napiszę o tym więcej).

Mam wrażenie, że gdyby The Batman miał premierę obecnie, to zostałby o wiele cieplej przyjęty. Nie byłby już “następcą” kultowego serialu, a po prostu produkcją, która bierze na warsztat znane elementy i potrafi z nich wycisnąć coś nowego. Nieprzypadkowo przecież właśnie dziś ogromne sukcesy święcą takie komiksowe serie jak Absolute Batman czy Biały Rycerz, a Prime Video po sukcesie Merry Little Batman (2003) zdecydowało się na produkcję całego sezonu Bat-Fam, przeznaczonego dla młodszego widza. W koncepcję zabawy znanymi klockami doskonale wpisuje się również The Batman, choć w momencie premiery, ponad 20 lat temu, wszystko, co dziś moglibyśmy uznać za zaletę i przejaw oryginalności, było punktowane jako wada i zdrada pierwowzoru.

The Batman 1
Warner Bros. Animation / DC Comics