Aby zapewnić jak najlepsze wrażenia, korzystamy z technologii, takich jak pliki cookie, do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak wyrażenia zgody lub wycofanie zgody może niekorzystnie wpłynąć na niektóre cechy i funkcje.
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest ściśle konieczny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika, lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych.
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.
Sanocki Magazyn Komiksowy SMAK debiutuje na rynku z niesamowicie imponującym składem twórców. Pośród prawie trzydziestu nazwisk, które przyłożyły się do powstania pierwszego numeru SMAKu, znaleźć można zarówno doświadczonych, starych wyjadaczy jak i świeże, dopiero debiutujące głosy. Chociaż przy tak różnorodnym miksie ciężko o zachowanie wyrównanego poziomu, już teraz SMAK wydaje się magazynem bardzo obiecującym.
Premiera pierwszego numeru SMAKu była najważniejszym punktemprogramu tegorocznego Sanockiego Dnia Komiksu. Chociaż to impreza kameralna i jeszcze młodziutka, inauguracyjny numer SMAKu może pochwalić się współpracą z niemałą ilością bardzo cenionych i wprawionych w bojach twórców. Cegiełkę do powstania magazynu dołożyli między innymi Marek Turek i Tomasz Kontny, duet odpowiedzialny za komiksowe uniwersum Wydziału 7, Maciej Pałka, Antonio Marinetti, Paweł i Andrzej Graniak, Ottoich czy Dominik Szcześniak. Pierwszy SMAK przebiera również pośród stałych bywalców innych polskich komiksowych antologii, magazynów i zinów - zobaczymy w nim szorty od Artura Biernackiego, Piotrka Burzyńskiego, Grzegorza Wawrzyńczaka, Dariusza Rygiela, Gosi Wowczak, Waldemara Miaśkiewicza, Karola Jesiołkiewicza, Jarka Ejsymonta, Artura Suchana czy Piotra “Bichucka” Biczyńskiego. Dużo też w SMAKu twórców, którzy pojawili się na polskim rynku dopiero w ostatnich latach, takich jak Mateusz Michnowicz czy Wojciech Glanowski, jak i takich, dla których Sanocki magazyn jest dopiero jedną z pierwszych publikacji (pośród nich Paulina Jaklik, Łukasz Gorzeń i Paweł Wesołowski). Do tego jeszcze Luko Czakowski, który oprócz szorta stworzył też okładkę magazynu, a także Dawid Głownia i Dawid Zieliński, dokładający do SMAKu odpowiednio segment publicystyczny oraz pisane prozą opowiadanie.
Taką obszerną obsadę trudno wymienić jednym tchem - łatwo więc się domyśleć, że SMAK jest lekturą bardzo gęstą, ale dzięki temu i bardzo wynagradzającą. Znaczną część komiksów zawartych w magazynie łączy horrorowo-fantastyczny motyw przewodni. Dużo jest w SMAKu opowieści grozy, do tego grozy niejednorodnej. Jest miejsce i na B-klasowy wylew flaków (w okrutnie obrzydliwej - w najlepszym tego słowa znaczeniu - “Nocy Świętojańskiej” Marinettiego), na inspirację Junjim Ito (momentami troszeczkę nazbyt rozgadane, ale zakończone świetną planszą “Schody” Pauliny Jaklik”) czy folk horrorem (w bardzo dosłowny sposób przypominająca grzybowy trip “Mroczna uprawa” Czakowskiego), a także na brutalny thriller o seryjnym mordercy w opowiadaniu “Skrawki Obłędu” Dawida Zielińskiego (które, choć bardzo solidne, skorzystałoby z pomocy nieco surowszego przycięcia redaktorskimi nożycami).
Atmosfera obłędu i niepokoju jest zresztą zarysowana już na samym starcie, w otwierającym SMAK szorcie “SenOSanoku” Wojciecha Glanowskiego, który skupia się na lokalnej dumie i najsłynniejszym Polaku urodzonym w tym podkarpackim mieście, Zdzisławie Beksińskim. Ustanowiony przez Glanowskiego nastrój utrzymuje się nawet w momentach tematycznych piwotów w stronę absurdyzmu czy nawet pełnego surrealizmu w “Gronie gniewu” i “998” Marka Turka, lub w “Polsce podziemnej“ Ottoicha, które bardziej podbijają skalę szaleństwa niż przerażenia. Jedynymi mocno odstającymi od reszty segmentami są “Ostatnia kula w plecy” Dariusza Rygiela i “Historia pasa kontuszowego” Surena Vardaniana i Tomka Kontnego, których nagłe wyrwanie czytelnika z krainy koszmarów i fantazji działa raczej na niekorzyść odbioru historii. Zwłaszcza, że samodzielnie, w próżni, są to komiksy, którym ciężko byłoby coś zarzucić - ale umieszczone pomiędzy wizjami znacznie bardziej pasującymi do przewodniego tematu numeru wydają się raczej zagubionymi dodatkami niż intencjonalnymi elementami większego zbioru.
Utrzymanie znacznej części SMAKu w ryzach mroczno-fantastycznych sprawia, że prawie dwa tuziny zawartych w magazynie komiksów mimo tematycznego rozstrzału nie przytłaczają czytelnika. Nie jest to jedynie rzucanie w ścianę, w czym popadnie, ale trzymająca się wytyczonego kierunku zgraja - czasem jest straszno, czasem śmieszno, często dziwacznie, ale najważniejsze, że zawsze jest jakoś. Niektóre historie, takie jak “Zombiusz i Klops. Prolog” Artura Suchana, “Anioł stróż” Artura Biernackiego (przysięgam, że to zbieżność imion, nie jestem uprzedzony do wszystkich Arturów!), “Annaa” Waldemara Miaśkiewicza czy “Krwawa Pełnia” Bichucka, nieszczególnie kupowały mnie swoim konceptem, nierzadko przez próbę upchnięcia trochę zbyt dużo w zbyt małą formę. Jednak lwia część SMAKu to shorty naprawdę kompetentne, przemyślane i potrafiące dobrze wykorzystać wszelkie możliwości i ograniczenia tak kompaktowej przestrzeni.
Wśród faworytów mogę wymienić: “Przeszczęśliwych komiksiarzy” Piotra Burzyńskiego, który w dwie strony sprawnie wykorzystuje sprawdzoną formułę set upu i punchline’u, przy okazji w parę kadrów upychając piękne w swoim upiorności pocztówki z opustoszałego Sanoka; wspomnianą już “Noc Świętojańską” Marinettiego; “Bagshay” od Graniaków dwóch, którzy mogą pochwalić się jednym z najdłuższych segmentów w SMAKU i świetnie korzystają z tych kilku stron, kreując zalążek żywego świata; “Mrówki” Gosi Wowczak, które z jednej strony przedstawiają sytuację bardzo prostą i codzienną, z drugiej - okrutnie niepokojącą (i świetnie bawiącą się skrzywioną percepcją!); “Spisek” Maćka Pałki (w magazynie figurujący również pod nazwą “Pożoga/Scheda”), który zmusza czytelnika do pogimnastykowania się nieco z magazynem, ale wynagradza to zalewem bardzo intrygujących detali; “3 minuty” Łukasza Gorzenia i Pawła Wesołowskiego, przy których nie mogłem przestać zachwycać się pieczołowitością, z jaką przedstawiono przestrzenie i wreszcie “Bałwan” Dominika Szcześniaka, stanowiący świetny, humorystyczny akcent na sam koniec magazynu.
Ale chociaż pod względem porządnych komiksów krótkiego formatu SMAK może narzekać na klęskę urodzaju, niestety podobnie wygląda to w przypadku redakcyjnych niedociągnięć. Baboli zauważyć można sporo - w interpunkcyjnym freestyle’u często obecnym w dymkach, w literówkach bądź niespójnościach w tytułach i listach autorów umieszczanych na marginesach każdej ze stron, a szczególnie w tekstach Dawida Głowni i Dawida Zielińskiego. Oba czyta się bardzo przyjemne, szczególnie obszerne i cholernie interesujące omówienie przenoszenia przygód Flasha Gordona do Rzeczypospolitej, jakie przygotował Głownia, ale teksty te zyskałyby na finałowym wypolerowaniu redaktorskim i czujnym oku zdolnym wyłapać braki spacji czy przecinków, których tu zwyczajnie zabrakło.
Błędy te jednak łatwo można wybaczyć, zważywszy na to, jak skromna jest ekipa odpowiadająca za opublikowanie pierwszego SMAKu - to obszerny numer, w którym widać mnóstwo pasji i twórczej energii włożonej przez wszystkie zaangażowane w produkcję osoby, a było ich ledwie kilka. Mam więc szczerą nadzieję, że spełni się życzenie redaktora numeru, Krzysztofa Brajty, które zawarł we wstępniaku: że pierwszy SMAK w żadnym wypadku nie będzie ostatnim, a w kolejnych numerach uda się wyeliminować wszelkie niedociągnięcia.