Jest 1999 rok. Czy wiesz, gdzie są twoje prawa obywatelskie?
Wybuchła trzecia wojna światowa i nikt tego nie zauważył.
Amerykański sen, zatruty przez skorumpowanych polityków i korporacyjne praktyki, został zastąpiony rosnącą przepaścią między bogaczami a biedotą. Billi Chadam, córka uczciwego przemysłowca Raya Chadama i dziedziczka wielomiliardowego imperium, zostaje oskarżona o morderstwo i musi uciekać przed tymi, którzy powinni być jej sojusznikami. Billi skrywa jednak tajemnicę: nocą przyjmuje tożsamość zamaskowanego samozwańczego obrońcy uciśnionych. Ukrywając się pośród biedoty, bohaterka musi przywrócić równowagę jej świata… bez względu na koszt.
Album BILLI 99, pierwotnie opublikowany w 1991 roku, a toczący się u schyłku XX wieku, zawiera nominowaną do nagrody Eisnera miniserię autorstwa scenarzystki Sarah Byam, którą narysował niezastąpiony Tim Sale, twórca takich albumów, jak Batman: Długie Halloween i Spider-Man: Niebieski. W tym wyjątkowym wydaniu komiks uzupełniono o kolory, które wykonał wielokrotnie nagradzany kolorysta José Villarrubia.
„Oto historia, dzięki której Tim Sale został zauważony przez fanów komiksów. To pozycja obowiązkowa w waszej kolekcji” — JEPH LOEB
10.12.2024
I
Kolor
Twarda
197x275 mm
232
129,00 zł
9788367571463
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Nie ukrywam – uwielbiam Tima Sale’a. A jego niesamowita kreska jest jednym z najważniejszych powodów, by sięgnąć po album „Billi 99”.
Fabularnie to mroczna, ponura, dystopijna historia, wydana pierwotnie w 1991 roku, z akcją osadzoną u schyłku wieku XX (a więc w czasach, jakie większości z nas są doskonale znane, są pamiętane), który w komiksowym świecie osiągnął maksymalne rozwarstwienie społeczne i kolosalną przepaść pomiędzy bogatymi a biedotą. I choć rzeczywistość w pewnym stopniu dogoniła fabularną afirmację, to jednak w realnym świecie ten rozłam mimo wszystko nie jest aż tak widoczny. Ogólnie rzecz ujmując, świat wykreowany na potrzeby komiksu przez scenarzystkę, Sarah Byam, jest utrzymany silnie w duchu Gotham, czy kreacji rodem z „V jak Vendetta” Allana Moore'a, niekoniecznie jednak broni się współcześnie, z całym tym przesadnym przerysowaniem. To rodzaj manifestu (zaznaczmy, że w dużej mierze feministycznego, co samo w sobie niekoniecznie przeszkadza), który jednak to manifest popada w pewien tendencyjny przesadyzm, nie ukazując żadnego „pomiędzy”. Zasiedlają komiks ludzie absurdalnie bogaci, a tym samym w większości zepsuci, niemoralni, odczłowieczeni wręcz przez swoje bogactwo, oraz skrajna biedota, która, nawet jeśli nie cechuje się szlachetnością, to jednak jej brak wynika z warunków egzystencjalnych, ze wspomnianego społecznego rozwarstwienia – a tym samym nie do końca są za nią odpowiedzialni, są bardziej produktem swoich czasów.
Największym problemem mam z alter ego głównej bohaterki, z jej nowym wcieleniem Toledańczyka, niejako odziedziczonym po zamordowanym ojcu (za którą to zbrodnię nasza Billi jest niesłusznie oskarżona i ścigana). Ta kreacja jest mocno… naciągana. Za mało osadzona w kontekście realiów świata przedstawionego, zbyt kuriozalna, niemająca swoją genezą wystarczająco solidnego osadzenia w świecie przedstawionym zdaje się teatralną reprezentacją, wręcz rekwizytem, ukształtowanym na podwalinie komiksu trykociarskiego, ale – w przeciwieństwie do choćby Batmana – wypada nie tyle mrocznie, ile kuriozalnie. Jej inspiracją była wyraźnie widoczną fascynacją kreacją ze wspomnianego „V jak vendetta”. Jednak to, co udało się Moore’owi, z jego szerokim ukazaniem dystopijnego totalitaryzmu, tak tutaj Byam nie do końca podołała ukazaniu tła, całej kreacji świata przedstawionego. Odwołanie do postaci Guya Faweksa u Moore’a było solidnie umotywowane, stanowiło bardzo trafne odniesienie do walki z totalitarną dominacją władzy i ograniczaniem wolności obywatelskich. Kreacja Toledańczyka u Byam jest równie teatralna, ale bez tego kulturowo – historycznego zakorzenienia.
Pomimo słabego ogólnego sznytu postaci głównej – a raczej jej tajemnej tożsamości, cała historia wypada względnie nieźle, właśnie przez podłoże feministyczne, które okazuje się kluczowym elementem kreacji, na jakiej scenarzystka buduje całą opowieść. Historia kryminalna – od pierwszych stron dość oczywista – pozwala przemycić pewne z góry założone tezy, co jeszcze samo w sobie tak niewłaściwe by nie było, jednak większym problemem okazuje się ich łopatologiczne wyłożenie.
Brak w tym scenariuszu odcieni szarości. Całość jest w sposób oczywisty, wręcz nachalny, czarno biała, brakuje postaci dwuznacznych, ciut bardziej niedookreślonych moralnie. Jest nieskazitelna bohaterka w skrajnie wypaczonym świecie, co odbiera całości tej koniecznej iskry prawdopodobieństwa, by odbiorcę do siebie w pełni przekonać. Odbieram to więc jako przekonywanie nie argumentacją, ale zakrzyczeniem rozmówcy. A nie tędy droga.
Graficznie za to jest cudnie. Prosta, oszczędna kreska Sale’a wybija się szczególnie w kadrach obrazujących miasto, z jego monumentalnością, ale i zarazem całym brudem, ponurymi zaułkami. Nawet ostoje luksusu, jak choćby apartament Billi, czy restauracyjne sale zapełnione przez bogaczy wydają się surowe, szare i nijakie, jakby w całym przedstawionym świecie nie było przestrzeni na światło, na piękno, na słońce. Duża w tym zasługa także kolorysty, Jose Villarubii, który nadaje szkicom Sale’a odpowiednio posępnego charakteru.
To jednocześnie komiks bardzo ważny, można by rzec – inicjacyjny dla Sale’a, jego pierwsza duża praca, która dała mu przepustkę do komiksowego świata, do współpracy z gigantami oraz początek drogi, która zapisała go w historii komiksu. Mimo wspomnianych wad scenariusza (który – gwoli ścisłości - otrzymał nominację do Nagrody Eisnera), warto sięgnąć po niniejsza miniserię właśnie ze względu na pracę wspaniałego rysownika. I głównie z tego powodu.