Samotność w centrum wszechświata

Its Lonely At The Centre Of The Earth

Scenariusz
Rysunki
Tłumaczenie

Zoe Thorogood opowiada o sześciu miesiącach ze swojego rozpadającego się na kawałki życia, na które w dużym stopniu składają się napady lęku, depresja i syndrom oszusta.

Nominowany do nagród Elsnera i Ringo komiks „Samotność w centrum wszechświata” to poruszający i oryginalny autoportret młodej kobiety zmagającej się z problemami psychicznymi, która musi tworzyć, żeby przeżyć.

Porównaj ceny

Szczególnie polecamy

Pozostałe księgarnie

Szczegóły wydania

Opinie redakcji
Avatar
Tomasz Miecznikowski
15.06.2025

Komiksy, zarówno te w pełni autorskie jak i jedynie z rysunkami Zoe Thorogood dotychczas omijały nasz rynek. W końcu brytyjska autorka zawitała do nas z “Samotnością w centrum wszechświata” i to jest naprawdę mocne, komiksowe uderzenie.

Zoe Thorogood to jedna z tych autorek, które przebojem wdarły się na komiksową scenę - można rzec, że właśnie ona, czy dajmy na to Tillie Walden są w jakimś stopniu kobiecym odpowiednikiem autorskiej fali, jaką w latach osiemdziesiątych XX wieku był brytyjski desant autorów do DC Vertigo. Na naszym poletku ten trend również jest w rozkwicie, czego dowodem są nominacje do ostatnich nagród Nowej Fantastyki i zapowiedź nowego, kobiecego numeru “Produktu”. Kobiety, dziewczyny dają swój głos, pisząc zarówno rozrywkowe historie, ale też (jak choćby Anna Krztoń, czy Kasia Mazur) biorąc na warsztat własne życiowe doświadczenia i problemy. I nie boją się powiedzieć że to pierwsze- czyli doświadczenie życiowe często staje się synonimem tego drugiego - czyli (życiowym) problemem.

Jakiś czas temu zachwycałem się opowieścią Tillie Walden o jej młodzieńczych “Zawirowaniach” i biorąc do ręki “Samotność w centrum wszechświata” spodziewałem się podobnych doświadczeń czytelniczych. I okazało się, że było to nie tyle doświadczenie, co nieujarzmiony wir, w który jak Zoe niczym demiurg wciąga odbiorcę komiksu. Tak - demiurg, tyle że ułomny. Taki, który czuje potrzebę dzielenia się z czytelnikiem tymi ułomnościami - ich historią i ich przeżywaniem. I prosze nie protestować, kiedy używam tego brzydkiego słowa (ułomność) w kontekście problemów życiowych Zoe Thorogood. Z jej osobistej perspektywy tym właśnie są, nawet jeśli ona sama ma świadomość, że to “jedynie” objawy choroby.

To nie pierwszy raz, kiedy autor bądź autorka komiksowa opowiada o depresji. Nauczyliśmy się traktować ją w końcu jak chorobę, a jednak dla Zoe, analizującej swoje, zachowania i przeżycia, jej przypadek jest irytującą ułomnością, który naznacza jej życie i stosunek do niego. Twórcze opowiadanie o tym, że jest źle, że życie jest, nie bójmy się użyć tego słowa - chujowe, stało się wśród młodych ludzi (tak od nastu lat wzwyż - Zoe ma teraz 26 lat) nie tyle modne, nie tyle popularne, co po prostu normalne (w swojej nienormalności). Skoro życie i świat są chujowe to należy o tym mówić, bo to po prostu wspólny temat. Bo może dzieląc się swymi doświadczeniami na polu chujowości życia, kto wie - może uda się znaleźć (dla siebie, dla innych) światełko w tunelu?

Zoe Thorogood w wieku dwudziestu sześciu lat ma już kilka nominacji do nagrody Eisnera, tworzy autorskie komiksy i rysunki do popularnych serii, ma wszystko, o czym mógłby marzyć każdy rysownik na progu kariery. Ale zamiast opromieniać się swoimi sukcesami opowiada o tym, że ma problemy. Na okładce odwraca się od czytelnika jakby podkreślając swoją samotność, a w samym komiksie występuje w różnych wcieleniach - najczęściej jako szary (choć czarno-biały) człowieczek bez właściwości, który nie za bardzo wie co ze sobą zrobić. Nie lubi spotkań z fanami, życie uczuciowe nie istnieje, a jak istnieje, to od razu rozłazi się w szwach, nękają ją różne widma (przeszłości, przyszłości iid). Wszystko to sprawia, że jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się być śmierć - Zoe mówi o tym wprost, bez owijania w bawełnę. I jest tak, że nic jej nie pomaga wyjść z tego dołka, oprócz momentów, kiedy tworzy. I te wszystkie plansze, które zaprojektowała do “Samotności w centrum wszechświata”, to są właśnie te chwile, kiedy może czuć się spełniona, choć samej przed sobą nie jest jej łatwo to przyznać - bo to spełnienie uzyskuje podczas drogi przez codzienną szarość rzemieślniczej roboty. Oto zatem spełnienie poniesione wielkim kosztem - (w tym kosztem pracującej na pełnych obrotach wyobraźni) - którym Zoe obdarza również czytelnika, po to, by zaczął z nią współodczuwać.

Problem jednak w tym, że czytelnik jest tym smutnym bądź co bądź komiksem (pełnym śmiesznych groteskowych scen) wyraźnie zachwycony. I choć ta opowieść jest rozchwiana jak sama Zoe, to sposób jej prowadzenia jest wyjątkowy. Autorka robi w komiksie to, co w prozie potrafi osiągnąć Dorota Masłowska. Bawi się obrazami, porównaniami, nadawaniem/odbieraniem znaczenia, podkreślaniem, potęgowaniem, porównywaniem, trawestowaniem - to nic innego jak wzorzec umiejętności opowiadania obrazem i słowem (ciekawe, czy Zoe miała do tego scenariusz?). To jest tak osobiste w całym artystycznym wymiarze, że zagarnia czytelnika spacerującego koleinami wyobraźni Zoe i pozostawia go w przeświadczeniu, że się z autorką kumpluje i po prostu są ze sobą na ty. I Zoe, która o trudnych sprawach, o problemach trapiących młodego człowieka potrafi opowiedzieć obrazem i słowem tak celnie, że dalej współodczuwając, ta emocja przeradza się u odbiorcy w estetyczną rozkosz. Czy zatem można pokochać komiks o depresji? No można - pamiętamy, że zrobił to już kiedyś na naszym poletku, rzucając komiksowe zaklęcia, Tomasz Spell w “Zasadzie Trójek”. A teraz komiksowym rodzajem magii posłużyła się nasza kumpela Zoe.

Oceny i opinie
Średnia ocen
6.00/6
1 ocena Show votes.
Ładuję ...
Liczba ocen
6.00/6
1 ocena Show votes.
Ładuję ...
6.00/6
1 ocena Show votes.
Ładuję ...

Dodaj komentarz