Oni też czytają komiksy! – Marcin Przybyłek
7.04.2025 08:00
Oni też czytają komiksy! to stały, choć nieregularny cykl, za pomocą którego udowodnimy, że komiksy czytają absolutnie wszyscy. Na jego łamach skupiamy się jednak na osobach spoza środowiska komiksowego, z tzw. świecznika, które z komiksem raczej nie są kojarzeni. Każdy z naszych gości otrzymuje kwestionariusz, a w nim dziewięć pytań, dzięki którym będziecie mogli poznać ich z zupełnie innej strony.
Dziś przedstawiamy Marcina Sergiusza Przybyłka (ur. 1968), znanego także jako Martin Ann / Martin Ann Drimm, lekarza medycyny, trenera i konsultanta biznesowego, wizjonera, filozofa, autora sagi science fiction Gamedec (sześć części w siedmiu tomach), humorystycznej serii Orzeł Biały (dwa tomy, trzeci w tym roku), futurystycznego kryminału CEO Slayer, obyczajowej powieści Symfonia życia oraz utrzymanej w klimatach fantasy / postapo Starej kobiety i smoka (premiera w tym miesiącu).
W 2021 roku Anshar Studios wydało opartą na jego prozie gra wideo Gamedec (platformy PC, PS5 i Nintendo Switch), a niedawno Pyramid Games rozpoczęło prace nad grą wideo CEO Slayer. Współpracuje z YouTubową Astrofazą w ramach „Pop Science” i „Luk Nauki”, prowadzi także własny kanał, gdzie wygłasza „kazania” w ramach „Kościoła Jedynki i Jej Znaczenia”. Jest twórcą zarejestrowanym w portalu Patronite. Aktorsko realizował się w serialu „19+” (rola Aleksa). Zainteresowany psychologicznym, technologicznym tudzież finansowym rozwojem ludzkości oraz strukturą rzeczywistości, rozwija swoje wizje w książkach, wykładach i podczas szkoleń. Od trzydziestu dziewięciu lat w związku z żoną Anną, z którą mają dwudziestotrzyletnią córkę, Kalinę.
Od jakiego tytułu zaczęła się Twoja przygoda z komiksem?
Od pierwszego tomu Tytusa, Romka i A’Tomka. Pamiętam, że album kupiła mi starsza siostra i zachęciła do przeczytania. To w ogóle była ciekawa historia. Dostałem, chyba na urodziny, parę groszy. Zbiegłem więc (mieszkałem na trzecim piętrze) do kiosku (stał pod blokiem) i kupiłem książkę, której okładka bardzo mi się podobała. To był Dywizjon 303 Arkadego Fiedlera. Moja siostra, widząc tę pozycję, skrzywiła się, uznawszy, że jestem za mały na taką lekturę, wzięła książkę, zeszła do kiosku, tam ją zwróciła i za chwilę wróciła z komiksem.
Pamiętam swoje… rozczarowanie. Ale nie treścią, bo ta okazała się kapitalna. Uczucie wiązało się z tym, że część plansz była czarno-biała, a kreska Papcia Chmiela nie należy do „profesjonalnych”. Umiałem już w bardzo młodym wieku docenić dobry rysunek z tej racji, że mój ojciec był artystą malarzem, więc w domu walało się mnóstwo książek o sztuce, a na sztalugach wciąż stał jakiś malowany przez Witka obraz. Sam też umiałem jako tako rysować. Jednak dystans, który odczuwałem wobec czerni i bieli tudzież specyficznego warsztatu autora znikał wraz z poznawaniem przygód Tytusa, Romka i A’Tomka. Po przeczytaniu zeszytu stałem się fanem serii i potem kupowałem wszystko, co wychodziło, nie mając wątpliwości co do tego, że czeka mnie kawał dobrej rozrywki.
Dywizjon 303 zaś nabyłem parę lat później. I pamiętam lekturę do dzisiaj.
Jak w Twoim otoczeniu postrzega się opowieści obrazkowe?
Znajomi ze wsi, w której mieszkam, nie przeczytali chyba ani jednego komiksu. Jedna członkini mojej rodziny – Helena – czyta te, które jej zaproponuję, chociaż ostatnio wybiera także własne rzeczy. Moja córka czasami przeczyta coś, co jej podsunę, ale bez większego entuzjazmu. Żona w czasach młodości czytała Thorgale. Od paru lat obwąchuje Persepolis, poznała Mausa, lubi Blackada.
Lubisz komiksy bo…
Szczerze mówiąc to mój ulubiony rodzaj ekspresji twórczej. Połączenie tekstu i ilustracji. W księgarniach zawsze najpierw odwiedzam stoiska z komiksami. Żałuję, że tak mało jest prawdziwie dojrzałych, zadowalających głębią, przeżyciem i przemyśleniem komiksowych opowieści. Gdyby były – czytałbym tylko komiksy. Marzy mi się dzieło doskonałe graficznie i treściowo.
Ulubiony komiks, którego nigdy nie zapomnisz?
Czytam teraz chyba piąty raz Top 10. To zdumiewające dzieło. Może nie odkrywa tajemnicy materii czy rzeczywistości, ale daje mi bardzo dużo radości. To, co się dzieje w tle, niektóre kadry, w których kilka postaci idzie w różnych kierunkach, by załatwić swoje sprawy i Ty wiesz, z jakimi problemami zmaga się każda z nich, przeplatające się losy bohaterów, niebanalne teksty (świetny przekład), rysunek doskonale oddający uczucia bohaterów, ale bez dochodzenia do granicy groteski (w komiksach suberbohaterskich, ale nie tylko, widzę czasami „emocje” oddane tak „wyraziście”, że zęby bolą). Rzadko kiedy czytam jeden komiks więcej niż dwa razy. Fakt, że Top 10 wciąż mnie wciąga, świadczy bardzo dobrze o tej pracy.
Nowszym odkryciem jest seria Departament Prawdy. Znajduję się w tej fazie życia, w której diablo mało rzeczy może naprawdę zainteresować. Tej serii się to udało na tyle, że także przeczytałem obecne w tej chwili na rynku cztery części dwa – trzy razy. Ta opowieść jest tak dobrze przedstawiona, że ma się wrażenie uczestniczenia w relacji prawdziwych wydarzeń, a przecież wiadomo, że świat myślokształtów jest niemożliwy. Absolutny fenomen, który polecam każdemu wymagającemu odbiorcy.
Starszą rzeczą jest seria Druuna. To wciąż niedościgłe dzieło zarówno pod względem kreski jak i historii. Sny przeplatające się z rzeczywistością, fenomenalnie ujęta, czasami perwersyjna, erotyka, coś niesamowitego.
Pierwsza część serii Blacksad. Ach, ten noirowy klimat, detektyw, śmierć pięknej kobiety, świat ludzi o zwierzęcych głowach, kapitalne, klasyczne rysunki.
Kaznodzieja. Cała seria. Oczywiście są tam pewne ułomności fabularne, a prawie każda kobieta ma tę samą twarz, lecz dialogi, nastrój, dojrzałość wielu scen. Rewelacyjna opowieść.
Slaine. Rogaty bóg, Slaine. Skarby Brytanii. Świat odwróconych wartości, bohater, którego trudno zrozumieć. Fantastyczne sztychy Bisleya i Powera. Powracam do Slaine’a regularnie.
Artysta/scenarzysta, którego prace podziwiasz?
Ze scenarzystów – Moore, ale w zasadzie tylko z Top 10. W V jak Vendetta, Strażnicy czy Miraclemanie jest przegadany. Scenarzyści serii Lobo z ich dowcipem i energią. Pat Mills i seria Slaine. Juan Diaz Canales z Blacksadem, James Tynion IV od Departamentu Prawdy. Cenię wielu innych, Arta Spiegelmana chociażby.
Co do artystów – jest wielu wspaniałych rysowników, grafików, malarzy tworzących komiksy. Często żałuję, że ich talent nie jest wykorzystywany w ambitniejszych dziełach. Na przykład Alex Ross – nadczłowiek, który nie boi się żadnej tekstury, faktury ani najbardziej złożonych układów planszy. Nie wiem, z czego zrobiony jest ten gość. Może to kosmita. Jego obrazy w Sprawiedliwości czy KingdomCome wywołują zachwyt. Uwielbiam akwarele Guarnida w Blacksadzie, Powera, Bisleya z jego agresywną kreską i bezpretensjonalnością…
Co byś polecił/a osobie w Twoim wieku, która nigdy nie czytała żadnego komiksu?
Wiesz co, nie wierzę, żeby ktokolwiek, kto nie czuje pociągu do komiksów dał się „nawrócić” na ten środek przekazu. Może pierwszy tom Blacksada? Kaznodzieję? Ex Machinę? Mausa?
Z moich doświadczeń wynika, że ludzie, którzy nie tykają komiksów, robią to dlatego, że ich do nich nie ciągnie. Polecanie nawet najlepszych tytułów tego nie zmieni. Może nie mają tej wrażliwości na obraz, może wydaje im się, że opowieści rysunkowe są dla dzieci? A co z wewnętrznym dzieckiem???
Pamiętam, gdy poleciłem znajomej doskonałego Przybysza, komiks, w którym nie pada ani jedno słowo, narysowany z wielkim talentem i wrażliwością. Odpadła w którymś momencie. Nie zrozumiała. Wtedy pojąłem, że komiks posługuje się specyficznym językiem. Jeśli ktoś nie umie odczytywać jego przekazów, będzie się męczył.
Ulubiona ekranizacja komiksu?
Oczywiście kapitalny Watchmen Zacka Snydera. Uwielbiam tego reżysera i to, co zrobił z komiksem Moore’a.
Jakie jest Twoje komiksowe guilty pleasure?
Hm. Chyba Wieczna wojna Marvano i Haldemana. Mam wrażenie, że Haldeman przebił tu samego siebie i że komiks jest lepszy od powieści. Jest w nim więcej przestrzeni, egzystencjalnego oddechu.
Lubię też wracać do W głowie Sherlocka Holmesa Lierona i Dahana. Dbałość o detal, zarówno fabularny jak i rysunkowy, jest niezrównana.
Uwielbiam wracać do trzech pierwszych tomów Funky’ego Kovala. Szkoda, że tak mało jest obecnie scenarzystów i grafików, którzy mogliby się równać z Parowskim i Polchem.
Absolutnie uwielbiam Kajka i Kokosza. Rysunek Christy i jego dowcip nie mają sobie równych.
Czy twoje komiksowe zaległości to jeszcze kupka wstydu czy już hałda hańby?
To już hałda hańby. Leży tam przede wszystkim seria RIP. Czekałem na szósty, kończący tom, teraz go już mam, i szykuję się do lektury. Ale wiem, że nie może to być czytanie „na chybcika”, po łebkach, wieczorem, ze zmęczoną głową. Ta seria zasługuje na szacunek. Więc męczę się, bo już bym chciał zacząć, ale odwlekam, bo głowa wciąż zmęczona.
To samo jest z Pewnego razu we Francji. Przeczytałem dwa pierwsze tomy dwa razy, wreszcie mam trzeci, ale zapomniałem już, co się działo w dwóch pierwszych! A to wymagająca lektura i wiele szczegółów ma znaczenie, więc znowu czekam na świeższą głowę.
Czekają na mnie dwa ostatnie tomy Blackada, Orwell, Kosmos, wiele innych. Nie wygrzebię się z tego…