Czy komiks wciąż jest bękartem kultury?

Data publikacji

30.05.2025 08:00

Kategorie

Publicystyka

Kilkanaście lat temu trwała duża dyskusja na temat miejsca komiksu w kulturze. Wiecznie pogardzane i infantylizowane medium przeszło od tego czasu długą drogę, choć może niekoniecznie na salony. Czy forsowany przez Sebastiana Frąckiewicza kierunek związku ze światem sztuki się faktycznie wydarzył?

Książka Wyjście z getta Sebastiana Frąckiewicza, krytyka kulturalnego współpracującego m.in. z Przekrojem, Polityką czy Newsweekiem, ukazała się w 2012 roku, nakładem wydawnictwa 40000Malarzy. Frąckiewicz zbudował narrację wokół pewnej tezy, a jako, że książka to zbiór wywiadów, zaproszeni rozmówcy, musieli się do niej odnieść. Autor zaprosił do rozmowy przekrój środowiska: teoretyków, szeroki wachlarz twórców oraz osoby spoza środowiska komiksowego – kuratora MSN w Warszawie Łukasza Rondudę i kolekcjonera sztuki Krzysztofa Masiewicza.

Frąckiewicz odnosi się głównie do obecnego w polskim komiksie kompleksu niższości w stosunku do innych sztuk. Przez dekady poprzedzające omawianą publikację, komiks miał w polskiej kulturze znaczenie marginalne. Autorzy komiksów nie mieli podobnych możliwości (lub dostęp do nich był dużo trudniejszy) jak inni twórcy (stypendia, granty – komiksiarze de facto mogli liczyć jedynie na „reklamowo-historyczno-propagandowe” zlecenia), nie otwierano przed nimi szeroko bram muzeów i galerii. Zarówno media masowe jak i specjalistyczne (np. poświęcone sztuce), gdy omawiały jakiś komiks robiły to powierzchownie. I choć zdarzały się wyjątki, kulminacją niepoważnego traktowania komiksu w Polsce był odbywający się w 2011 we Wrocławiu, Europejski Kongres Kultury, na który nie zaproszono żadnego twórcy komiksu i dopiero gdy środowisko żywo zareagowało (listy otwarte) na ostatnią chwilę do listy gości dokoptowano zamieszkałych we Wrocławiu Agatę Wawryniuk i Roberta Sienickiego, którym zaproponowano, by w jednym z korytarzy obiektu, poprowadzili warsztaty komiksowe, wykorzystując dostarczone przez organizatorów samoprzylepne karteczki. Bardzo wymowne i dobitnie pokazujące, w jakim miejscu na mapie polskiej kultury znajdował się komiks. Wtedy też w jednej z internetowych dyskusji padło stwierdzenie, że komiks jest „bękartem kultury„, niechcianym, infantylnym tworem o niskiej jakości artystycznej, do którego lepiej się nie przyznawać, a najlepiej udawać, że po prostu nie istnieje.

Wyjście z getta. Rozmowy o kulturze komiksowej w Polsce

Wyjście z getta. Rozmowy o kulturze komiksowej w Polsce

Dlaczego komiks sytuuje się na marginesie polskiej kultury? Z jakiego powodu instytucje państwowe albo komiks ignorują, albo traktują go instrumentalnie, wpisując w partykularne polityki historyczne? Dlaczego w Polsce nie istnieją nagrody i stypendia dedykowane komiksowi? Czy polski komiks ma własną tradycję? Czy komiks należy rozpatrywać w kontekście literatury, czy sztuk wizualnych? A może komiks właśnie staje się popularny?

Na te i wiele innych pytań odpowiadają rysownicy, scenarzyści, kolekcjonerzy, kuratorzy, wydawcy i historycy komiksu przepytywani przez Sebastiana Frąckiewicza: Jerzy Szyłak, Bartosz Minkiewicz, Michał Śledziński, Krzysztof Ostrowski, Maciej Sieńczyk, Adam Rusek, Agata „Endo” Nowicka, Jakub Woynarowski, Łukasz Ronduda, Krzysztof Masiewicz, Monika Powalisz, Witold Tkaczyk i Ryszard Dąbrowski.

Wydawca Polski

40 000 malarzy

Data Wydania

05.2012

Wydanie

I

Druk

Oprawa

Miękka

Format

115×165 mm

Liczba Stron

432

Cena Okładkowa

34,90 zł

ISBN

9788393199938

Zobacz

Po całym zamieszaniu z EKK w środowisku pojawiły się głosy, by zamiast starać się, aby komiks postrzegano jako ważną i integralną część polskiej kultury, przestać się tym tematem zajmować, „robić swoje”, skupić się na komiksach i odpuścić sobie głębsze związki z innymi dziedzinami kultury. Hasło „róbmy swoje” działało na Frąckiewicza jak płachta na byka, co przyznał podczas panelowej dyskusji w Rondzie Sztuki w Katowicach (w której wzięli udział także Szymon Holcman, Marek Turek i piszący te słowa). Uważał bowiem, że jedyną słuszną drogą do nobilitacji komiksu jest wejście w obieg muzealno-galeryjny. Zapatrzony w „artworld” krytyk, tu upatrywał ratunku dla postrzegania komiksu w ogólnym obrazie polskiej kultury. Obecność komiksów w galeriach, czy muzeach miała uszlachetnić gatunek, nobilitować go do rangi pełnoprawnej sztuki, co z kolei otworzyłoby twórcom szereg nowych możliwości, przede wszystkim do pozyskiwania grantów, stypendiów i prawdopodobnego poczucia się jak artyści. 

Rozmówcy Frąckiewicza odnosili się do tej koncepcji z rezerwą, a ten, powtarzający się wątek, z perspektywy czasu wydaje się być w książce najmniej ciekawy. Twórcy są świadomi, że komiks w przestrzeni galeryjnej to skomplikowany problem, głównie dlatego, że aby jego prezentacja miała sens, zarówno artystyczny jak i ekspozycyjny, musi on być przygotowywany na potrzeby wystawienia, uwzględniający przestrzeń, w której będzie prezentowany, lub istniejące dzieło musi zostać zinterpretowane i zaadaptowane jako obiekt wystawienniczy przez twórcę, lub kuratora. Oczywiście, jest to możliwe i w Polsce kilka udanych wystaw komiksowych się odbyło (jak te organizowane przez Beatę Bełzak, w galerii Tymczasem w Leśnicy, czy obecne ekspozycje stałe w łódzkim EC1), jednak obok miało miejsce (i wciąż ma) zdecydowanie więcej wystaw bardzo mało udanych, ograniczonych do rozwieszenia na ścianach galerii, czy korytarzy domów kultury, często pojedynczych, wyrwanych z kontekstu plansz, lub ogromnej ilości materiału, których oglądanie dla odbiorców jest mało atrakcyjne i męczące. Czytanie komiksów na ścianach nie ma większego sensu, a komiks wydaje się być dużo przystępniejszy w swej naturalnej formie odbioru – jako lektura wydrukowanego woluminu, lub z ekranu czytnika/monitora w wypadku komiksów cyfrowych.

Co ciekawe Wyjście z getta pokazuje też efemeryczność niektórych zjawisk, problemów i twórców wreszcie; szybką dezaktualizację pewnych kwestii, lub ich koniec, często zupełnie inny niż zakładano. Oprócz idei wprowadzenia komiksu “do galerii”, w książce są jeszcze dwa główne tematy, z których jeden jest ciągle aktualny, a drugi pojawia się z nikłą częstotliwością. To problemy rodzimego komiksu historycznego, oraz wytrychowej terminologii.

W Wyjściu z getta uwagę zwraca rozmowa z Moniką Powalisz, scenarzystką specjalizującą się w tworzeniu komiksów historycznych, której ostatni komiks, antologia Złote Pszczoły, ukazał się w 2011 nakładem Gminy Żydowskiej w Warszawie. Powalisz opowiada o pracy nad tym projektem przy okazji precyzując jak w jej mniemaniu komiks historyczny powinien wyglądać. Buduje opozycję, gdzie przeciwstawia swój model innym ówcześnie wydawanym komiksom, jednoznacznie wartościuje je jako gorsze, koncentrujące się na akcji i dokumentowaniu “wielkich” wydarzeń, zamiast skupiać się na losach zwykłych ludzi i z ich perspektywy patrzeć na historię. Tuż po premierze książki, wzburzać mógł poziom biernej agresji i brak pokory przepytywanej przez Frąckiewicza scenarzystki, o mimo wszystko (wtedy) niewielkich osiągnięciach, choć uwagi o monotematyczności przekazu komiksów historycznych brzmiały dość prawdziwie, a wiedząc, w którą stronę poszedł ten gatunek przez lata, okazuje się, że Powalisz miała sporo racji. 

Złote Pszczoły – Żydzi Międzywojennej Warszawy. Antologia Komiksów

Antologia zawiera:

  • Złote pszczoły – scen. Monika Powalisz, rys. Zofia Dzierżawska
  • Przemiana – scen. Monika Powalisz, rys. Olga Wróbel
  • Luksusowe duo – scen. Monika Powalisz, rys. Joanna Jurczak
  • Kłosy między kartkami – scen. Monika Powalisz, rys. Malwina Konopacka
  • Dziewczyna z fotografii – scen. Monika Powalisz, rys. Agata Nowicka
  • Lotem czajki – scen. Monika Powalisz, rys. Anna Czarnota

Komentarz odautorski

Praca nad komiksem historycznym przypomina pracę archeologa – to nieustanne odkrywanie kolejnych warstw, które prowadzą jedynie do warstw następnych; stopniowe zanurzanie się w labiryncie powiązań, tropów, kolejnych ścieżek wydrążonych przez czas; wędrówka, która nie ma końca, bo każda odkryta warstwa jest zupełnie inna niż poprzednia.

Kiedy rok temu przystępowałam do pracy nad Złotymi pszczołami, przez długi czas szukałam klucza do opowieści, które miałyby przenieść czytelnika do barwnego, ale i bardzo skomplikowanego świata międzywojennej żydowskiej Warszawy. Zdecydowałam, że chcę opowiedzieć historie o ludziach, którzy w tym mieście żyli. Każdy z moich bohaterów: Ita Kalisz, Jakób Mortkowicz, Jerzy Gelbard, Roman Sigalin, Izabela Stachowicz, Guta Berliner, Natan Rapaport czy Abraham Rotfarb, zostawił po sobie jakiś ślad, który odłożył się, czasami cieńszą, a czasami grubszą warstwą w historii miasta. Często były to ślady, które urwały się nagle – tak jak w przypadku tragicznych okupacyjnych losów Gelbarda i Sigalina (Luksusowe duo) czy śmierci Mortkowicza (Kłosy między kartkami). Czasami poszczególne ludzkie historie kończyły się happy endem, jak w przypadku Izabeli Stachowicz (Lotem Czajki), Guty Berliner (Dziewczyna z fotografii), Ity Kalisz (Złote pszczoły) czy Abrahama Rotfarba (Przemiana).

Tytuł antologii odwołuje się do symboliki pszczoły. Pszczoła symbolizuje pracowitość, mądrość, posłuszeństwo, ale i nieśmiertelność. Pomiędzy rokiem 1939 a 1945 ten bogaty, różnorodny, mieniący się tysiącem odcieni i refleksów świat przestał istnieć. Zostały po nim odpryski, strzępy, ślady i warstwy, które wraz z upływem czasu straciły na wyrazistości, wyrwane z kulturowego i historycznego kontekstu. Pisząc poszczególne opowieści, składające się na tę antologię, starałam się, by ten świat, choć na krótki czas lektury, przestał być anonimowy – na powrót przemówił nazwiskami, adresami, kamienicami, pomnikami, fotografiami, datami.

Różnorodność tego świata świetnie udało się oddać poszczególnym rysowniczkom. Każda z nich, posługując się własną, indywidualną kreską, nadała bohaterom tych historii styl i charakter – przywróciła im drugie życie.

Do współpracy zaprosiłam grono wybitnych rysowniczek i artystek: Agatę „Endo” Nowicką, Malwinę Konopacką, Olgę Wróbel, Zosię Dzierżawską, Annę Czarnotę oraz Joannę Jurczak. Nie wszystkie z nich do tej pory zajmowały się komiksem, ale wszystkie wywiązały się z zadania znakomicie. Czytelnik może potraktować tę antologię jako wstęp do własnych poszukiwań, wędrówek czy wycieczek po Warszawie. To podróż w czasie, którą można odbywać bez końca!

Monika Powalisz

Pochodzenie

Komiks polski

Data Wydania

12.2011

Wydanie

I

Druk

Kolor

Oprawa

Miękka

Format

170×220 mm

Liczba Stron

96

Cena Okładkowa

Publikacja bezpłatna

ISBN

9788391500002

Zobacz

Komiks historyczny w Polsce stał się niestety w dużej części nośnikiem propagandy, nazywanej polityką historyczną. W większości dotowane przez państwowe wydawnictwa, w tym przez różne oddziały IPNu, tytuły przedstawiają epizody walk z okupantem zarówno niemieckim jak i sowieckim, a postacie przedstawiane jako bohaterowie, bardzo często budzą ogromne kontrowersje wśród badaczy. Podobnie jest w przypadku zlecanych przez urzędy miast komiksów regionalnych, mających w atrakcyjny i przystępny sposób przedstawić dzieje jakiejś postaci czy regionu, tak by komiks sprawdzał się jako pomoc edukacyjna i potencjalny element wizerunkowy. Autorzy po związaniu się umową, muszą przystawać na ingerencje w treść urzędników, bądź pracowników instytucji zlecających komiks, którzy rzadko mają jakiekolwiek pojęcie o narracji wizualnej, więc często powstają dzieła o wątpliwej jakości. Oczywiście zdarzają się wyjątki, gdzie twórcy dostali wolną rękę i możliwość samodzielnego decydowania, w jaki sposób zamierzają opowiedzieć o danym temacie, jednak zdarza się to wciąż rzadko. Co ciekawe w większości przypadków mimo niejednoznacznej wymowy, omawiany nurt komiksu jest bardzo profesjonalnie wykonany, autorzy dysponują solidnym warsztatem, zarówno pisarskim jak i rysunkowym, są rzetelni i terminowi. Mimo wszystko wymowa tych komiksów, choć dla jednych wydaje się być właściwa i atrakcyjna, dla sporej części potencjalnej publiczności jest bardzo odpychająca. W tym kontekście, skupiona na osobistych przeżyciach zwykłych ludzi, wizja komiksu historycznego, jaką roztaczała i uprawiała Powalisz wydaje się być naturalnym kontrapunktem dla militarystycznych, propagandowych opowieści jakie w większości ukazują się na polskim rynku. I to właśnie takie kameralne opowieści są doceniane i zapamiętywane (jak choćby niedawny Astronom Jacka Frąsia).

Astronom

Scenariusz
Rysunki

W związku z obchodami 550. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika Biblioteka Elbląska zrealizowała kilka ciekawych projektów edukacyjnych. W ramach jednego z nich zleciła topowemu artyście-komiksiarzowi, Jackowi Frąsiowi, stworzenie wg autorskiego scenariusza krótkiej fabuły poświęconej mniej znanemu aspektowi rewolucji heliocentrycznej, a mianowicie historii znajomości Kopernika i Jerzego Joachima Retyka.

Retyk przeszedł do historii jako jedyny uczeń Kopernika, w rzeczywistości był kimś więcej. Młody i ambitny profesor matematyki, obarczony własną dramatyczną przeszłością (jego ojca, lekarza, ścięto w związku z podejrzeniem o czary) przekonał starzejącego się już Kopernika do wydania epokowego dzieła „O obrotach”.

W celu uniknięcia banału i tendencyjności Jacek Frąś przeniósł historię z renesansowej Europy do osobliwej rzeczywistości, która bardzo mocno przypomina Polskę Ludową. Komiks jest spekulacją na temat dynamiki relacji Kopernik-Retyk, przy czym zastosowanie sztafażu PRL-owskiego podkreśliło te elementy całej historii, które uznać można za uniwersalne, wieczne.

„Zrywając ze złą tradycją i nie lękając się przeciwności losu, który pozbawił życie Kopernika większych atrakcji, Biblioteka Elbląska wydała komiks znakomity. Autorem zarówno scenariusza, jak i rysunków jest Jacek Frąś. Fabuła jego opowieści obejmuje ostatnie lata życia astronoma. Na początku opowieści przyjeżdża do niego Joachim Retyk, na końcu zaś następuje publikacja De revolutionibus…”.
Prof. Jerzy Szyłak, literaturoznawca, filmoznawca i scenarzysta komiksowy

Pochodzenie

Komiks polski

Wydawca Polski

Wilk Stepowy

Data Wydania

30.09.2024

Wydanie

II

Druk

Kolor

Oprawa

Miękka

Format

190×260 mm

Liczba Stron

48

Cena Okładkowa

49,00 zł

ISBN

9788361282013

Zobacz

Powalisz jest przykładem komiksowej twórczyni efemerycznej, jedynie przez chwilę obecnej w polskim światku komiksu, podobnie jak Jakub Woynarowski, który bardzo rzadko w tym światku funkcjonuje, ale zaadaptowana przez niego teoria “story artu” już nie, raczej przypominana jest od czasu do czasu, jako coś kuriozalnego. Trudno, nawet po tylu latach, ocenić czym właściwie miała być próba wylansowania “story artu”… artystyczną prowokacją? Rzeczywistym staraniem, aby zdefiniować nowy gatunek/odłam? Próbą zwrócenia uwagi na pewną, dość nieformalną grupę twórczą? Czym by nie była, przez chwilę żyło nią całe środowisko komiksowe, by ostatecznie odrzucić tę teorię i zapomnieć.

Ale o co właściwie chodzi z tym “story artem”? Woynarowski to twórca grafik, ilustracji i komiksów, raczej dość rzadko udzielający się w środowisku komiksowym. Jest kojarzony ze światem sztuki współczesnej, jego prace pojawiają się w wielu publikacjach i na wystawach w prestiżowych miejscach, jest także kuratorem i wykładowcą na krakowskim ASP, oraz laureatem Paszportu Polityki 2014 w kategorii Sztuki Wizualne. W 2007 jego komiks Hikikomori uzyskał Grand Prix konkursu na krótką formę komiksową organizowanego przy MFKiG w Łodzi i było to pierwsze pojawienie się twórcy w szerszej świadomości czytelników polskiego komiksu. Główna nagroda w łódzkim konkursie dla pracy Woynarowskiego wzbudziła kontrowersje. Nikt nie negował wizualnej maestrii i warsztatowych możliwości autora, z drugiej zaś strony Hikikomori powodowało wątpliwości czy jest komiksem, oraz czy rzeczywiście ma tak szerokie pola do interpretacji. Po otrzymaniu laurów w Łodzi, Woynarowski nadal funkcjonował bardziej w światku sztuki, tam publikował swoje prace i teksty, ilustrował książki, zaś jego publikacje w środowisku komiksowym przechodziły bez większego echa. Aż do momentu ogłoszenia teorii “story artu”.

W 2011 roku, w 34 numerze pisma Ha!art, bardzo wiele miejsca poświęcono “story artowi”, który to termin dla środowiska brzmiał obco i podejrzanie. Tezy zawarte w krakowskim piśmie spotkały się wśród zainteresowanych teorią komiksu ze sprzeciwem i niechęcią (także u piszącego te słowa). “Story art” w ujęciu Woynarowskiego i grupy twórców go otaczających (czasem wyglądało jakby bez ich zgody zaliczono ich w poczet zwolenników forsowanego odłamu), wraz z zaproponowaną przy okazji fikcyjną historią rodzimego komiksu jako “story artu”, wydawał się być sprytnym zabiegiem, by przepchnąć komiks w świat sztuki, udając, że dzieła nie są komiksem tylko “story artem”. Woynarowski zaadoptował w tym celu termin, ukuty w artworldzie w latach 70-tych XX wieku, służący do nazwania dzieł będących narracją za pomocą chronologicznej lub achronologicznej sekwencji grafik, fotografii, kolaży. Czyli będących komiksem…

Podobnie myślał Will Eisner, tworząc termin “powieści graficzne”, by uwolnić się od negatywnych skojarzeń, jakie niesie ze sobą słowo “komiks”. Sprzeciw w stosunku do działań Woynarowskiego wynikał zarówno z niejasnej i mało konkretnej teorii, jak i kontekstu pojawienia się teorii. Oto twórca raczej marginalny (choć niewątpliwie bardzo utalentowany), proponuje nową nazwę dla komiksu, publikuje to w piśmie wywodzącym się z nieco innego nurtu kultury (i traktowanego przez środowisko komiksowe raczej podejrzliwie), by wprowadzać go na salony, przy okazji zawłaszczając pewną ilość twórców, po to by funkcjonować w obrębie świata sztuki współczesnej, która raczej zwykła dość pogardliwie i po macoszemu odnosić się do komiksu i jego twórców (co zresztą działa także w drugą stronę). Taktyka udowadniania,  że robi się coś innego niż komiks, dorabianie do tego (dość dziurawej) teorii, próba dokonania kolejnego podziału (choć być może nie takie były intencje  Woynarowskiego) na twórców “story artu” i twórców komiksu, trafiła we wrażliwy punkt u sporej ilości komiksiarzy, wyczulonych na wszelkie kwestie związane z trywializowaniem, infantylizowaniem i umniejszaniem wartości artstycznej gatunku. I tylko nieliczni, jak Frąckiewicz, przyklasnęli tym tezom.

Na zaproponowaną teorię “story artu” przede wszystkim ostro zareagował profesor Jerzy Szyłak, który po zapoznaniu się z tezami Woynarowskiego, poświęcił mu sporą część swojej książki Komiks w szponach miernoty (2013), w której krytycznie polemizuje z działaniami niektórych badaczy, jednocześnie nawołując by nauka o komiksie była przede wszystkim rzetelna i pozbawiona kompleksów w stosunku do innych dziedzin sztuki i kultury. Po książce Szyłaka i fiasku ukonstytuowania się “story artu”, jako wiarygodnego terminu, Woynarowski usunął się w cień, skupił na swoich projektach i pracy na krakowskiej ASP, a jego nazwisko coraz rzadziej pojawia się w światku komiksu.

Komiks w szponach miernoty

Komiks w szponach miernoty

W książce mowa o psuciu teorii komiksu, jakie odbywało się w Polsce w ostatnich latach. Wystarczy jednak zajrzeć do środka, by przekonać się, że jest ona o czymś więcej. Autor pisze nie tylko o tym, jak teorię się psuje, ale i o tym, jak najlepiej (jego zdaniem) byłoby ją naprawić. Dlatego też czytelnik znajdzie tu szereg uwag na temat przemian w patrzeniu na komiks, teoretycznych założeń towarzyszących jego opisowi, analiz relacji pomiędzy komiksem a światem sztuki, przypomnień twórców ważnych dla komiksu światowego i polskiego, a także streszczenie poglądów samego Szyłaka.

Wydawca Polski

Timof Comics

Data Wydania

16.05.2013

Wydanie

I

Druk

Czerń / Biel

Oprawa

Miękka

Format

168×230 mm

Liczba Stron

384

Cena Okładkowa

49.00 zł

ISBN

9788361081876

Zobacz

Frąckiewicz pisze w Wyjściu z getta o wejściu komiksu w obieg galeryjny, o dobrych wystawach jako cudownym rozwiązaniu, nie podejmuje jednak dialogu z największymi wystawcami komiksu w Polsce, a więc przede wszystkim z organizatorami MFKiG w Łodzi. A przecież w ramach corocznego ogromnego festiwalu organizowane są (lub współorganizowane) kolejne wystawy, organizatorzy odwiedzają także zagraniczne imprezy, gdzie również polski komiks jest wystawiany. To w jaki sposób prezentacji komiksu w przestrzeni wystawienniczej dokonuje się na łódzkich konwentach, budzi kontrowersje od lat, może więc dziwić, że Frąckiewicz nie zaprosił do rozmowy, dyrektora artystycznego MFKiG Piotra Kasińskiego, czy któregokolwiek z kuratorów zatrudnianych przez festiwal. To sprawia, że książka Frąckiewicza staje się nieobiektywna i tendencyjna, pokazująca problem od jednej strony, niedopuszczająca do głosu rzekomych adwersarzy. 

Wyjście z getta to pozycja na pewno ciekawa, dokumentująca pewien dyskurs, wyrażająca ówczesny niepokój autora (ale i części rozmówców) o miejsce komiksu w kulturze. Z perspektywy lat, problem niedoceniania komiksu w Polsce, wydaje się być częściowo rozwiązany. Owszem, komiks wciąż postrzega się jako „sztukę niższą”, ale jest on dużo poważniej traktowany, jako ważna część popkultury i trudno negować jego wartość komercyjną – choć ta odnosi się raczej do tytułów zagranicznych niż polskich. Komiks wyszedł z getta, jest zrozumiały i obecny w świadomości odbiorcy szeroko rozumianej kultury, ale nie dzięki –  jak chciał Frąckiewicz – mariażowi ze „sztuką wysoką”, ale dzięki ogromnej popularności filmów, seriali, komiksów, gier i gadżetów związanych przede wszystkim z filmowym uniwersum Marvela.