Wrażenia artystów po festiwalu w Angoulême 2025

Data publikacji

1.05.2025 12:31

Kategorie

Wrażenia artystów po festiwalu w Angoulême 2025 Zdjęcia dzięki uprzejmości Beaty Pytko, Adam Święckiego i Jana Mazura

W 2025 r. wyjazd polskich twórców komiksu na Festiwal w Angoulême po raz pierwszy został wsparty przez instytucje publiczne – Instytut Książki oraz Instytut im. Adama Mickiewicza. W związku z tym zapytaliśmy ich o doświadczenia z tym związane.

 
Do tej pory rodzimi artyści pojawiali się w Angoulême we własnym zakresie lub z pomocą Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego. Celem takiej obecności jest promowanie własnej twórczości i nawiązanie kontaktów z zagranicznymi wydawcami, które mogłyby skutkować publikacjami na zachodnim rynku. Ale czy na pewno? Zwycięzcom konkursu dla twórców i twórczyń organizowanego przez Instytut Książki i Instytut im. Adama Mickiewicza przekazaliśmy do wypełnienia kwestionariusz z kilkoma pytaniami. Oto jakie mieli przemyślenia związane z wyjazdem.
 

Czy Twoje oczekiwania względem udziału w festiwalu, nawiązywania kontaktów z zagranicznymi wydawcami i promocji własnej twórczości pokryły się z rzeczywistością?

Tak. Był to mój drugi wyjazd do Angouleme i byłem świadom realiów, tego co tam zastanę, jakie są wymagania i możliwości.

Jakie doświadczenia wyciągnęłaś/nąłeś z pobytu na festiwalu i czy było coś co Cię tam zaskoczyło?

Zaskoczeń większych nie było. Z obserwacji – rynek francuski jest bogaty i pełny. Polska może być dla nich jedną z ciekawostek. Większe zainteresowanie można wzbudzić w odbiorcach (czytelnikach, wydawcach) spoza rynku francuskojęzycznego.

Czy udało Ci się nawiązać nowe kontakty branżowe podczas festiwalu i czy mogą one mieć konsekwencje dla Twojej kariery?

Przyszłość pokaże.

Jak oceniasz współpracę z Instytutem Książki i Instytutem Adama Mickiewicza w zakresie organizacji i pomocy w wyjeździe do Angouleme?

Oczywiście oceniam bardzo dobrze. Dofinansowanie pomaga w realizacji wyjazdu. Równie ważne było to, że skala obecności Polski na festiwalu była większa niż do tej pory (stoisko polskiego komiksu, panel dyskusyjny, wystawa, warsztaty).

Czy Twoim zdaniem wystawa „Polski kwadrans”, warsztaty i spotkania były skuteczną formą promocji polskich komiksów?

Tak. Każdy element jest ważny. Festiwal pełen jest wydarzeń, wystaw i spotkań. Ludzie są nimi zainteresowani. Aktywne działanie i promowanie jest niezbędne. Kropla do kropli by zapełnić czarkę.

Jakie rady lub rekomendacje miałbyś/aś dla przyszłych uczestników festiwalu w Angoulême?

Rady praktyczne: Nocleg rezerwować z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym. Jechać na wiele dni, by móc ogarnąć jak najwięcej. Uczyć się języka francuskiego. Twórcy mogą przygotować komiksy przetłumaczone na francuski lub bez słów.

Czy w Angoulême było coś, czego brakuje Ci w rodzimych imprezach?

Imprezy w Polsce skupiają się w dużej mierze na giełdzie komiksowej. W Angouleme równie tłoczno jest na wystawach, spotkaniach i warsztatach, etc. Skala imprez jest jednak tak różna, że trudno jest porównywać i przekładać rozwiązania na rynek polski. Ciekawym rozwiązaniem jest miejsce, gdzie można obejrzeć i zakupić oryginalne prace.

Czy Twoje oczekiwania względem udziału w festiwalu, nawiązywania kontaktów z zagranicznymi wydawcami i promocji własnej twórczości pokryły się z rzeczywistością?

Tak.

Jakie doświadczenia wyciągnęłaś/nąłeś z pobytu na festiwalu i czy było coś co Cię tam zaskoczyło?

  1. Zaskoczyła mnie integracja artystów. Pozazdrościć.
  2. Doświadczeniem moim jest to, że daleko nam do Europy, jeśli chodzi czytelnictwo i krytykę sztuki komiksu. Na całym festiwalu, który jest ogromny, nie było w sprzedaży komiksów superbohaterskich. Kupić można było tylko dzieła autorów z Europy.

Czy udało Ci się nawiązać nowe kontakty branżowe podczas festiwalu i czy mogą one mieć konsekwencje dla Twojej kariery?

  1. Kontakt z innymi autorami komiksów jest głównie po festiwalu w mieście.
  2. Jeśli chodzi o wydawców to działa inaczej. Profesjonalnie. Wydawcy spotykają się tylko z innymi wydawcami o umówionej wcześniej godzinie w namiocie praw. Dojście do wydawców mają też agenci handlujący prawami autorskimi. Inaczej to nie działa.

Jak oceniasz współpracę z Instytutem Książki i Instytutem Adama Mickiewicza w zakresie organizacji i pomocy w wyjeździe do Angouleme?

10 na 10.

Czy Twoim zdaniem wystawa „Polski kwadrans”, warsztaty i spotkania były skuteczną formą promocji polskich komiksów?

Każda forma promocji polskiego komiksu jest dobra. W szczególności na rynku tak odległym jak francuski. Osobiście, z przyjemnością promuję Polaków za granicą. Czy to na stoisku praw, czy na stoisku handlowym opowiadam i polecam „naszych”, bo uważam, że nie odbiegają od twórców zagranicznych. A nawet są lepsi.

Jakie rady lub rekomendacje miałbyś/aś dla przyszłych uczestników festiwalu w Angoulême?

Nie poddawajcie się.

Czy w Angoulême było coś, czego brakuje Ci w rodzimych imprezach?

Tak. Integracji i chęci poznawania innych.

Czy Twoje oczekiwania względem udziału w festiwalu, nawiązywania kontaktów z zagranicznymi wydawcami i promocji własnej twórczości pokryły się z rzeczywistością?

Plus minus. Na początku krążyło dużo fałszywych informacji, że będziemy mieć jakieś spotkania z wydawcami etc. Na jakieś dwa tygodnie przed wyjazdem okazało się, że to nieprawda i o jakąkolwiek promocje musimy zatroszczyć się sami. Także jechałam bardziej z nastawieniem na dobrą zabawę, a nie szukanie wydawcy – też dlatego, że wiem, że zagraniczni wydawcy niechętnie rozmawiają z autorami i autorkami.

Jakie doświadczenia wyciągnęłaś/nąłeś z pobytu na festiwalu i czy było coś co Cię tam zaskoczyło?

Napewno główny wniosek jest taki, że na polskim stoisku sprzedają się komiksy, ale muszą być po francusku lub angielsku, albo artbooki. Poza tym to chyba trochę zaskoczył mnie rozmach całej imprezy. Znałam Angouleme już wcześniej i fajnie było zobaczyć to miasto w innym anturażu.

Czy udało Ci się nawiązać nowe kontakty branżowe podczas festiwalu i czy mogą one mieć konsekwencje dla Twojej kariery?

Mogą, ale to jeszcze zobaczymy 🙂

Jak oceniasz współpracę z Instytutem Książki i Instytutem Adama Mickiewicza w zakresie organizacji i pomocy w wyjeździe do Angouleme?

Hm. Fajnie, że pojawiła się taka inicjatywa, żeby wspierać twórców finansowo w wyjeździe do Angouleme. I super że to się odbyło, zorganizowano wystawę etc. Natomiast pomoc w ogarnianie spraw praktycznych dotyczących samego wyjazdu była znikoma. Wszystkie noclegi ogarnął nam Timof z PSK i bez jego pomocy bylibyśmy w absolutnej dupie. Dodatkowo uważam, że wyniki konkursu były ogłoszone za późno. Część osób, która zakładała, że pojedzie niezależnie od tego, czy dostanie dofinansowanie czy nie, ogarnęła sobie wszystko wcześniej, ale była wśród nas grupa osób która nie pojechałaby bez dofinansowania. Gdy dostaliśmy wyniki było na tyle późno, że ogarnięcie noclegu graniczyło z cudem, i uratowało nas tylko to, że Timof staną na głowie, żeby nam pomóc. Myślę, że w kolejnych latach dobrze by było przyznawać to stypendium wcześniej – większą szansa na tanie bilety lotnicze i dobry nocleg. Ale ogólnie jestem wdzięczna, bo bez tego wsparcia niemogłabym pojechać na festiwal. Plus cieszę się z wszystkich kontaktów, jakie nawiązałam, także z pracownikami IAM i Instytutu Książki.

Czy Twoim zdaniem wystawa „Polski kwadrans”, warsztaty i spotkania były skuteczną formą promocji polskich komiksów?

Jakie warsztaty i spotkania? Mnie na żadne nie zaproszono więc jak mogę się wypowiedzieć?

Jakie rady lub rekomendacje miałbyś/aś dla przyszłych uczestników festiwalu w Angoulême?

Ogarnijcie sobie wszystkie sprawy organizacyjne dużo wcześniej. I jeśli chcecie coś sprzedawać to weźcie to po angielsku 😀 Ale przede wszystkim – nastawcie się na zabawę a nie na biznesy.

Czy w Angoulême było coś, czego brakuje Ci w rodzimych imprezach?

Poziom wystaw urywał dupę. I nie chodzi mi o to, co było pokazywane na wystawach, w sensie prace, ale o aranżację etc. Naprawdę zrobione na najwyższym poziomie i tworzące zupełnie inną jakość. U nas się tak nie robi wystaw komiksu – sztukę już częściej, że przywołam na przykład świetne wystawy przygotowywane przez Onto studio. Byłoby super, gdyby to się zmieniło, bo naprawdę nie wystarczy upchać obrazków na ścianie żeby zrobić fajną wystawę.

Czy Twoje oczekiwania względem udziału w festiwalu, nawiązywania kontaktów z zagranicznymi wydawcami i promocji własnej twórczości pokryły się z rzeczywistością?

Absolutnie nie. Wydawcy nie byli zainteresowani nawiązywaniem kontaktów, a organizujące wyjazd instytuty nie oferowały w tej materii żadnej pomocy.

Jakie doświadczenia wyciągnęłaś/nąłeś z pobytu na festiwalu i czy było coś co Cię tam zaskoczyło?

Kontakt z wydawcami może odbywać się wyłącznie poprzez agenta, a sam festiwal to raczej wycieczka turystyczna.

Czy udało Ci się nawiązać nowe kontakty branżowe podczas festiwalu i czy mogą one mieć konsekwencje dla Twojej kariery?

Tylko z polską agentką, która przyjechała tam prywatnie.

Jak oceniasz współpracę z Instytutem Książki i Instytutem Adama Mickiewicza w zakresie organizacji i pomocy w wyjeździe do Angouleme?

Źle. Brak informacji, brak pomocy w organizacji wyjazdu i brak opieki na miejscu.

Czy Twoim zdaniem wystawa „Polski kwadrans”, warsztaty i spotkania były skuteczną formą promocji polskich komiksów?

Z moich obserwacji wynika, że zainteresowanie wystawą było raczej niewielkie. O warsztatach nie mogę się wypowiedzieć, bo w nich nie uczestniczyłem.

Jakie rady lub rekomendacje miałbyś/aś dla przyszłych uczestników festiwalu w Angoulême?

Nie traktujcie tego jako zawodowej szansy, raczej jako fajny urlop.

Czy w Angoulême było coś, czego brakuje Ci w rodzimych imprezach?

Brak odpowiedzi

Czy Twoje oczekiwania względem udziału w festiwalu, nawiązywania kontaktów z zagranicznymi wydawcami i promocji własnej twórczości pokryły się z rzeczywistością?

Moje oczekiwania co do Angoulême się nie sprawdziły. Chyba zrobiłam za mały research i pojechałam z własnymi wyobrażeniami, nie weryfikując ich. Najważniejsze spostrzeżenie jest takie, że to nie jest jak w Polsce. Moje polskie doświadczenia nie przełożyły się na Angouleme. Chcąc wydać w Polsce „Mord na dzielni”, podeszłam do Szymona na Komiksowej Warszawie i tak to poszło. W Angoulême nie jest tak łatwo podejść do wydawców i nawiązać kontakt. Rynek jest ogromny, stoisk jest mnóstwo, nie pogadasz z kilkoma osobami jak w Polsce, gdzie wydawców polskich komiksów jest niewielu. Tam jest ich mnóstwo i ciężko zorientować się, kto pasuje do twojego stylu. Trzeba chodzić po stoiskach, co jest pierwszym wyzwaniem. Stoisk są dziesiątki, setki, komiksów tysiące, to jest nie do ogarnięcia. To pierwsza rzecz. 

Druga: tam wszyscy mówią po francusku. Nie ma wielu zagranicznych wydawnictw, z Niemiec czy innych krajów. Było większe stoisko z wydawnictwami z Belgii, ale to też były raczej francuskojęzyczne rzeczy. Myślałam, że to będzie cała Europa, ale nie – tam była tylko Francja. Przygotowywałam materiały francusko- i angielskojęzyczne, więcej tych drugich, co było nietrafione, bo trzeba było mieć tylko francuskie. Na stoiskach większość wydawców jest zajęta, nie ma czasu, bo są tam, by sprzedawać i promować komiksy, a nie poznawać nowych ludzi. Wiele wydawnictw po prostu odsyłało na maila, nie chcieli nawet przejrzeć komiksu. Ci, którzy się zainteresowali, dali mi kontakty, ale brakowało mi energii, by przebić się przez ten ogrom wydawnictw.

Wydaje mi się, że jako artystka, to, co sobie wymyśliłam i zaplanowałam, by pojechać do Angoulême jak na Komiksową Warszawę, nie miało sensu. Chciałam poznać ludzi, pokazać twarz. Ale tam wszyscy komunikują się przez agentów. Więc mój najważniejszy wniosek to: do Angoulême pojechać dla zabawy, zobaczyć, co tam jest, pochodzić po wystawach, które są niesamowite, a żeby się wydać, trzeba to zrobić przez agentkę. Nieważne, jak bardzo jest się charyzmatycznym i jakie piękne portfolio się ma, to po prostu ginie w tej masie.

Jakie doświadczenia wyciągnęłaś/nąłeś z pobytu na festiwalu i czy było coś co Cię tam zaskoczyło?

Tak! Zupełnie nie przygotowałam się do sprzedaży. To ciekawe doświadczenie. Na naszym stoisku „Comics from Poland” większość tytułów była po polsku. Niewiele było komiksów w innych językach. Za to dużym powodzeniem cieszyły się artbooki i komiksy nieme. To na pewno warto zabrać do Angoulême, pokazywać i sprzedawać, zwłaszcza podczas sesji autografów, bo tym wiele osób się interesuje. Ważne jest, by siedzieć na stoisku i zachęcać ludzi, opowiadać o swoich tytułach. Mam wrażenie, że wtedy mój komiks zyskiwał uwagę, gdy osoby przechodziły, a my zachęcaliśmy ich do podejścia do naszego stoiska, uśmiechaliśmy się.

Znajomość francuskiego przez kilka osób z naszego stoiska była dużym plusem. Po angielsku też się dało. Fajnie było współpracować z innymi osobami, opowiadać o sobie nawzajem, pokazywać nasze komiksy. To robiło dobre wrażenie, pomagało wyróżnić się spośród ogromu tytułów, które tam mieliśmy. Był pełen przekrój, także artystów, którzy z nami nie pojechali. Mieliśmy bardzo dużo różnych rzeczy na stoisku. Wydaje mi się, że mogłoby ono kłaść większy nacisk na artystów, którzy przyjechali na miejsce, byśmy się nie gubili w tej mnogości eksponowanych rzeczy. Przy tylu rzeczach ciężko się skupić, a komiksy się gubią, będąc na takiej hałdzie. Były rzeczy Kultury Gniewu, Timofa i różne inne. Wiem od innych artystów, że na sprzedaż były komiksy, które niekoniecznie chcieliby sprzedawać, że inne byłyby lepsze. Wydaje mi się, że następnym razem warto byłoby więcej komunikować się między artystami a organizatorami, bo były niedopowiedzenia, a moglibyśmy to lepiej przygotować wspólnie.

Z doświadczeń okołofestiwalowych najbardziej szokująca była ilość innych komiksów i uświadomienie sobie, jak małym rynkiem jest Polska. Nawet jeśli się rozwijamy i jest coraz więcej kobiet w komiksie, i coraz więcej wydajemy, to nadal jesteśmy za Francją lata świetlne. Mimo ogromnej ilości francuskich komiksów, poziom wydaje się wysoki. Komiks we Francji jest traktowany zupełnie inaczej, na równi z innymi dobrami kultury, a nie jako coś na boku.

Czy udało Ci się nawiązać nowe kontakty branżowe podczas festiwalu i czy mogą one mieć konsekwencje dla Twojej kariery?

Chyba dobrze się zintegrowałam z Polakami, bo razem przebywaliśmy przez cały tydzień. Chciałam poznać osoby z Polski, bo nie wszystkich znałam dobrze, i uważam, że to była najfajniejsza rzecz – postawić na polską integrację.

Super było też to, że poznałam agentkę reprezentującą polskich komiksiarzy i nawiązałam z nią współpracę. Na efekty trzeba czekać, bo rynek wydawniczy jest powolny, ale liczę, że ona, mając kontakty za granicą, otworzy ten świat i wypuści moją twórczość dalej. Nie oszukujmy się, jako artystka mam zerowe możliwości wydania komiksu za granicą. Gdziekolwiek nie wyślę, nie dostaję odpowiedzi albo dostaję odmowne, nawet jeśli chwalą mój komiks. Mam wrażenie, że zagraniczne wydawnictwa są tak zawalone pracą, że ciężko się wbić jako kolejna, nieznana artystka z Polski. Agenci poruszają się w innej płaszczyźnie. Najbardziej cieszy mnie to, że poznając Karolinę, mogę przestać myśleć o tym, jak mi nie wychodzi wydanie komiksu za granicą i skupić się na nowym projekcie, a ona przejmuje tę działkę. To jest dla mnie ogromne ułatwienie.

Jak oceniasz współpracę z Instytutem Książki i Instytutem Adama Mickiewicza w zakresie organizacji i pomocy w wyjeździe do Angouleme?

Finansowo oceniam bardzo dobrze, bo dostałam stypendium, które pokryło koszty transportu i noclegu. Powiedziałabym, że jak na pierwszy raz organizacja była niezła i mam nadzieję, że co roku będzie coraz lepiej, by więcej osób do nas trafiało. Nasze stoisko było w dobrym miejscu, naprzeciwko baru, duże i graficznie świetnie zrobione – żółte tło przyciągało wzrok, w tle wisiały ogromne postaci z naszych komiksów. Wizualnie wyglądało na jedno z fajniejszych stoisk. Nasza wystawa była w bardzo dobrym miejscu, ale plakat był mało widoczny, więc wiele osób mogło do niej nie dotrzeć.. Mieliśmy też panel o polskim komiksie, gdzie była prawie pełna sala, ale też ciężko było na niego trafić. Intencje były dobre, ale drobne niedociągnięcia sprawiły, że z ogromnej publiczności mieliśmy mniejszą.

Czy Twoim zdaniem wystawa „Polski kwadrans”, warsztaty i spotkania były skuteczną formą promocji polskich komiksów?

Wydaje mi się, że panel o polskim komiksie był trochę zmarnowaną szansą. Przyszło trochę osób, ale zaczęliśmy od historii polskiego komiksu i na niej skończyliśmy, mówiąc o tym, co było wcześniej – zanim się komiksem zainteresowałam. Sama się sporo nauczyłam, ale zabrakło prezentacji nas i naszych komiksów, co byłoby super, by promować to, co jest teraz, a nie tłumaczyć się z przeszłości i dlaczego w Polsce nie jest tak dobrze jak na Zachodzie. Może wyszły jakieś nasze narodowe kompleksy. Na tym panelu zabrakło trochę “zajawki”..

Jeśli chodzi o wystawy, to była trochę ukryta i w porównaniu z francuskimi wystawami, bardzo prosto zaaranżowana. Myślę, że patrząc na tamtejszy poziom, nie możemy myśleć minimalistycznie. Naprawdę trzeba dużo zrobić, by się wyróżnić.

Jakie rady lub rekomendacje miałbyś/aś dla przyszłych uczestników festiwalu w Angoulême?

Wziąć dużo materiałów po francusku o swoich komiksach i dużo komiksów na sprzedaż. Zawsze kłaść je koło siebie na stoisku z autografami, prezentować i sprzedawać, jak na swoim stoisku na targach zinów. Przejść się do namiotu z prawami autorskimi, pójść na polskie stoisko i pogadać z organizatorami. Nie siedzieć tylko w namiocie dla komiksiarzy i mniejszych wydawnictw, ale pójść też do większych. Wziąć rzeczy po angielsku, lub, jeśli się ma, komiksy bez tekstu. Pochodzić.

Zrobiłam broszurki i wydaje mi się, że fajnie było je zostawiać na stoiskach. Dobre było też streszczenie swojego komiksu – nie tylko chodzić z książką, ale też wziąć jakiś materiał o sobie. Widziałam, że niektóre osoby miały portfolio. Najważniejsze to się nie stresować i jechać tam dla zabawy, a nie tylko do pracy, bo ambitne plany mogą skończyć się rozczarowaniem. Lepiej postawić na ludzi, przejść się na imprezę, bo tam przypadkiem można poznać sławnych komiksiarzy.

Jak się nastawisz tylko na biznes, to będzie szybkie rozczarowanie.

Czy w  Angoulême było coś, czego brakuje Ci w rodzimych imprezach?

Szokująco dobre były wystawy. Nie spodziewałam się, że mogą być tak epickie. W Angoulême ich poziom to kosmos. Mnóstwo różnych wystaw jest w różnych miejscach: w centrum komiksu, w kościołach, nawet w katedrze, u fryzjera, w witrynach sklepowych. Duże wystawy festiwalowe mają mnóstwo oryginałów, niesamowite materiały z całego świata. Można się popłakać przy każdym rysunku, zwłaszcza przy oryginałach. Mają niesamowitą aranżację – wystawa science fiction ma neony, światło. Przechodzi się przez gwiezdne tunele. Wystawa Supermana była rewelacyjna, z werandą Supermana z miseczką dla Krypto, redakcją Daily Planet, Świątynią Samotności, z kryptonitem. Można się było zanurzyć w świat komiksu.

Wydaje mi się, że tego brakuje w Łodzi i na mniejszych festiwalach, bo wystawy w Polsce są traktowane po macoszemu, ciężko się zorientować, gdzie są i wiele osób do nich nie dociera. Na zeszłorocznej Komiksowej Warszawie wystawa Kasi Mazur z “Teatrzyku Zielona Gęś” była schowana. Takie wystawy mogłyby zachęcić osoby niekomiksowe do tego świata i skłonić do zakupów na stoiskach, nawet nie znając branży. Wizualne zachęcanie ludzi byłoby super.

Czy Twoje oczekiwania względem udziału w festiwalu, nawiązywania kontaktów z zagranicznymi wydawcami i promocji własnej twórczości pokryły się z rzeczywistością?

Jeśli chodzi o kontakty z zachodnimi wydawcami – nie, ale ponieważ to była moja trzecia wizyta na Festiwalu we Francji , wiedziałem już czego mam się spodziewać. Festiwal w Angouleme jest przede wszystkim przedsięwzięciem komercyjnym, nastawionym na sprzedaż książek i kontakty między wydawcami. Nie ma tam żadnego zorganizowanego kojarzenia twórców z wydawcami czy scenarzystami i wszystko trzeba robić we własnym, prywatnym zakresie. Co więcej, samodzielne eksplorowanie tzw „Namiotu Praw” i przedstawianie samodzielnie zagranicznym wydawcom swojej twórczości bez pośrednictwa wydawcy czy agenta to na ogół strzał w kolano. Jeśli zaś chodzi o promocję mojej twórczości i w ogóle twórczości polskich rysowników – w tym roku to za sprawą Instytutu książki, Instytutu Adama Mickiewicza i Instytutu Polskiego w Paryżu, mieliśmy wreszcie naprawdę godną oprawę polskiego komiksu; lepsze i większe niż kiedykolwiek stoisko, okazalsze niż zwykle stoisko w Namiocie Praw, wystawę, która choć była skromna to i tak przyciągnęła uwagę wielu zwiedzających, wreszcie spotkanie z polskimi twórcami. Pod tym względem czegoś podobnego jeszcze nigdy było i wspaniale byłoby, gdyby było kontynuowane. Choć jesteśmy tam przybyszami z innej rzeczywistości rynkowej, swego rodzaju egzotyką, myślę, ze warto zaznaczać nasze istnienie w europejskim komiksie.

Jakie doświadczenia wyciągnęłaś/nąłeś z pobytu na festiwalu i czy było coś co Cię tam zaskoczyło?

Fantastyczne wystawy, zwłaszcza ta poświęcona komiksom Science Fiction. Dla mnie osobiście było to niezwykle inspirujące wydarzenie. Móc na własne oczy zobaczyć oryginały Gillona, Druilleta czy Moebiusa to zawsze coś wielkiego. O ile uginające się od komiksów półki podważają celowość dodawania do nich czegoś nowego o tyle po obejrzeniu większości wystaw chce się od razu brać do roboty. Za pierwszym razem zaskoczyła mnie wszechobecność komiksu w tym miejscu. Nie zwyczajowe namioty targowe i wystawy ale i część związana z komiksami sakralnymi, zorganizowana w… Kościele.

Czy udało Ci się nawiązać nowe kontakty branżowe podczas festiwalu i czy mogą one mieć konsekwencje dla Twojej kariery?

Poznałem, za sprawą Wojtka Stefańca pewnego Pana scenarzystę, który odwiedził nas podczas wystawy. W końcu, kiedy o to nie zabiegam pojawia się nitka możliwości. Na razie za wcześnie, żeby się zastanawiać czy coś z tego wyniknie. Cas pokaże.

Jak oceniasz współpracę z Instytutem Książki i Instytutem Adama Mickiewicza w zakresie organizacji i pomocy w wyjeździe do Angouleme?

Składam wymienionym wyżej Instytucjom, a także Instytutowi Polskiemu w Paryżu hołd i podziękowanie za wsparcie polskich autorów i umożliwienie im zaprezentowania swojej twórczości w skali, jakiej jeszcze na Festiwalu w Angouleme jeszcze nie mieliśmy.

Czy Twoim zdaniem wystawa „Polski kwadrans”, warsztaty i spotkania były skuteczną formą promocji polskich komiksów?

Oczywiście jest w tym zakresie jeszcze wiele do zrobienia, ale już to, co zostało zorganizowane jest wspaniałym krokiem naprzód. O zainteresowaniu naszą egzotyczną twórczością niech świadczy choćby frekwencja podczas spotkania z polskimi twórcami, którego miałem zaszczyt być uczestnikiem. Pisałem o tym powyżej, może to nie do końca jeszcze nasz rynek ale dobrze, żeby było nas tam widać i dzięki wsparciu naszych Instytucji wreszcie ruszyło to do przodu. Ostatnimi laty stoisko dzielnie organizowało PSK, ale wreszcie mogło być dwa razy większe i w nieco lepszej lokalizacji. Nie dało się obok niego przejść obojętnie. Wystawa była zorganizowana w dobrym miejscu i również chętnie ją odwiedzano.

Jakie rady lub rekomendacje miałbyś/aś dla przyszłych uczestników festiwalu w Angoulême?

Przytemperować nadzieje na szybki kontakt z wydawcami i start do kariery. Wydawcy głównie są tam zajęci sprzedażą swoich publikacji i praw, względnie kupowaniem praw do co ciekawszych rzeczy, nasza wartość jest tam raczej mierzona ilością publikacji, najlepiej na frankofońskim rynku a nie umiejętnościami czy doświadczeniem. Warto być cierpliwym i uważnym. Dobrą rzeczą byłoby znać język francuski, myślę, że to potrafi niwelować nie jedną barierę i wile ułatwia tam, na miejscu. Przede wszystkim warto zobaczyć tyle wystaw ile się tylko da. Każdorazowo to dla mnie najjaśniejszy punkt Festiwalu.

Czy w Angoulême było coś, czego brakuje Ci w rodzimych imprezach?

Pewnie skala, ale tego jeszcze długo mieć nie będziemy. Tam miasto na te kilka dni całe żyje komiksem. Nawet wystawy sklepów spożywczych czy piekarni na te okazję są dekorowane klasykami pokroju Asterixa czy Lucky Luke’a. Na każdym kroku widać inną świadomość społeczną w temacie sztuki obrazkowej, której nie trzeba tam już nobilitować oni nikomu objaśniać.