Projekt RUST. Wywiad rzeka. Marcin Rustecki w rozmowie z Jakubem Demiańczukiem

Tłumaczenie

Maria Lengren

„Z biegiem lat myślę o życiu ze względnym spokojem. Mogę powiedzieć, że było i jest fajne. Oczywiście z dramą większą czy mniejszą, trudnymi momentami, wszystkim, co może się zdarzyć. Ale jest fajne. Może paru rzeczy żałuję, zrobiłbym inaczej, ale niczego nie mogę zmienić. Nie mogło być innego scenariusza.” – Marcin Rustecki

Znacie go jako legendarnego redaktora naczelnego wydawnictwa TM-Semic i znakomitego artystę, który nadał kształt takim komiksom jak „Pętla” i „Ksionz”. Ale teraz możecie poznać go z zupełnie innej strony. Marcin Rustecki poprowadzi was przez swoje wspomnienia i doświadczenia, od czasów dorastania na warszawskim Śródmieściu, przez imigracyjne losy, po pracę na rynku komiksowym. W szczerej rozmowie odsłania swoją historię, swoje fascynacje i – przynajmniej niektóre – marzenia. Pasjonat muzyki, sztuki, filmów, a przede wszystkim życia. Doskonały rysownik, świetny redaktor, fantastyczny człowiek. Zabierzcie się wraz z nim w niezapomnianą podróż, a przy okazji dowiecie się, co ma wspólnego z Jokerem.

„To facet, który po prostu nie potrafi być nudny.” – Arek Wróblewski

Marcin Rustecki – człowiek renesansu, artysta, redaktor, a także – o czym wiedzą nieliczni – utalentowany gitarzysta. Swoją pracą w wydawnictwie TM-Semic zmienił na lepsze rynek komiksowy w Polsce i ukształtował całe pokolenie czytelników. Ilustrując serie „Ksionz” i „Pętla” dowiódł, jak wielkie możliwości wciąż tkwią w komiksie jako medium. Całej reszty dowiecie się z tej książki.

Jakub Demiańczuk – krytyk filmowy i komiksowy, dziennikarz „Polityki”. Chętnie analizuje, jak popkultura reaguje na zmiany polityczne i społeczne. Fan „Fistaszków”, Stephena Kinga i metalu.

Porównaj ceny

Szczególnie polecamy

Pozostałe księgarnie

Szczegóły wydania

Opinie redakcji
Avatar
Mariusz Wojteczek
24.11.2025

„Projekt Rust” to pozycja wyjątkowa. Przynajmniej dla mnie i mnie podobnych. Przynajmniej dla tych, których za oceanem nazwano by ochoczo „nerdami” (co osobiście traktuje jako swoiste wyróżnienie), a którego to słowa za młodych lat zwyczajnie pewnie nie znaliśmy nawet, dorastając w przaśnym, jeszcze świeżo postPRL-owskim grajdołku, jakim była rodząca się demokracja z przyległościami na terenie Polski.

Dla takich, jak ja i inni miłośnicy komiksów z mojego i ościennych pokoleń Marcin Rustecki stał się swoistą ikoną. Człowiekiem, który kolorował nasz świat, który przemycał dla nas treści wcześniej praktycznie niedostępne, a które rozpalały wyobraźnię i karmiły wiecznie złaknione, geekowskie dusze. I to nie tak, że u nas, w Polsce, nie było komiksu. Ale ten zza Wielkiej Wody, ten spod szyldu Marvela, czy DC, to było coś, coś wielkiego, coś imponującego. Coś z innego świata. Coś, co nagle TM-Semic przynosił nam pod strzechy. Na lichym papierze, z wyblakłymi kolorami. Ale przynosił!

Dlatego uważam, że ta książka jest wyjątkowa. Być może nie patrzę na nią wystarczająco krytycznie, być może traktuję ją samą (jak i postać Rusta) nazbyt sentymentalnie. Ale nie umiem inaczej, bo TM-Semic w dużej mierze ukształtował moją fascynację popkulturą, jako taką. Oczywiście, w ujęciu szerszym poznawałem ją, niejako równolegle, z książek czy filmów. Ale to od komiksów się zaczęło. I to od tych z logo TM-Semic, przynajmniej ten dojrzały, bardziej świadomy etap.

„Projekt Rust” jest wyjątkowy również dlatego, że poszerza postać Marcina, dodaje jej więcej wymiarów, wieloznaczności. Trochę odziera go – paradoksalnie – z nimbu ikony, nadając cechy człowieka z krwi i kości. Proweniencję zwyczajnego człowieka, który miał trochę szczęścia, w opór wytrwałości i fajnych ludzi wokół siebie. A to odmitologizowywanie też wychodzi Rustowi zaskakująco na dobre, bo nijak nie sprawia, że jest postacią mniej fascynującą, mniej zajmujące nie staja się jego pokręcone losy. Ale, widać, tak to już jest, kiedy ma się życiorys, jakim można by obdzielić kilka osób. I jeszcze by pewnie coś zostało.

Prowadzący ten wywiad – rzekę Jakub Demiańczuk dokonał sztuki trudnej – ociosał monolit symbolu, otarł pomnik z patyny, jaką obrósł w wielu oczach Rustecki i pokazał nam fascynującą nadal, ale jednak postać zwykłego człowieka. W szczerej, jak myślę, otwartej i długiej rozmowie, dał przestrzeń Rustowi, by ten się otworzył, powspominał, ale też pokazał szerzej swoje prawdziwe oblicze. Nie to wyobrażone, nie to kwalifikujące go jako legendarnego naczelnego TM-Semic, nie znakomitego komiksiarza, autora takich prac, jak „Ksionz”. Przynajmniej nie tylko. W jakiś sposób kogoś więcej i mniej zarazem.

To książka – wbrew temu, co mogłoby się wydawać – nie tylko o komiksach. Choć i o nich jest sporo. O czytaniu, wydawaniu, rysowaniu. Ale jest też dużo o muzyce, która zdaje się być kolejnym znaczącym elementem w życiorysie Rusteckiego. Jest też nieco o kinie i o książkach – bo chyba nie sposób rozpatrywać fascynacji popkulturą tylko afirmacją jednego z jej elementów, mniejszego lub większego wycinka. Zresztą, na zakończenie dostajemy ciekawy zestaw TO5, obejmujący komiksy, płyty, filmy i książki, które Rust wskazał jako swoje ulubione, lub te, które go ukształtowały. Bardzo lubię takie zestawienia, bo lubię porównywać te listy, szukać na nich czy to znajomych, czy ulubionych pozycji. I czasem próbować odhaczyć swoje „naj” (choć zwykle mi się to nie udaje, bo lista robi się za długa). Ale takie zajrzenie w czyjeś fascynacje, w czyjeś osobiste „topki” sprawia, że człowiek staje mi się bliższy, przez powinowactwo poglądów. Wiadomo, popkultura zbliża i łączy ludzi.

Osobną wartością dodaną publikacji jest materiał ilustrujący, który okazuje się równie zajmujący, jak tekst. Zacząwszy od tego, że jestem psychofanem liternictwa z okładki i kart tytułowych rozdziałów. Ale i zdjęcia Rusta (autorstwa Daniela Hilbrechta) to znakomite ilustracje portretowe. A pozostałe materiały graficzne, od zdjęć z archiwów prywatnych Rusta i przyjaciół, po jego szkice, ilustracje i rysunki, to kolejna cegiełka budująca obraz tej niezwykłej postaci, jakim jest Rustecki.

Wiem, mało jestem tutaj krytyczny, ale dla mnie wywiad – rzeka z Rusteckim to w znacznej części nostalgiczny powrót do beztroskich z grubsza lat, kiedy poznawałem komiksy. Od tamtego czasu nazwisko Rustecki wiele znaczyło, nie tylko dla mnie, ale dla komiksu w Polsce. I nadal znaczy. A kiedyś, to będzie historia, jaką zwyczajnie, będąc nadwiślańskim geekiem, wypadało będzie znać.

Fascynujący ludzie mają po prostu fascynujące życia.

Na zakończenie, brawa dla Bum Projekt za fachowe przygotowanie tej edycji. Solidna robota!

Oceny i opinie
Średnia ocen
5.00/6
2 oceny Show votes.
Ładuję ...
Liczba ocen
5.00/6
2 oceny Show votes.
Ładuję ...
5.00/6
2 oceny Show votes.
Ładuję ...

Dodaj komentarz