Fafhrd i Szary Kocur. Omnibus

Fafhrd and the Gray Mouser Omnibus

Ze wszystkich rzeczy, które robiłem przed „Hellboyem”, tę serię lubię najbardziej. – Mike Mignola

Fritz Leiber to jeden z gigantów literatury fantasy i science fiction, wizjoner, zdobywca licznych nagród Hugo, Nebula i World Fantasy Award. Wywarł wpływ na całe pokolenie pisarzy. Jego najsłynniejszym dziełem są opowieści o dwójce awanturników, Fafhrdzie i Szarym Kocurze.

W niniejszym tomie zebrano adaptacje najlepszych z owych opowieści – w tym nagrodzonego Hugo i Nebulą Żegnajcie w Lankhmarze – autorstwa komiksowych legend: Howarda Chaykina, Mike’a Mignoli, Dennisa O’Neila, Ala Williamsona, Waltera Simonsona i innych.

Dołączmy zatem do potężnego barbarzyńcy oraz drobnego złodzieja i zobaczmy, jak walczą z szermierzami, nekromantami i flaszkami zacnego trunku!

Porównaj ceny

Szczególnie polecamy

Pozostałe księgarnie

Szczegóły wydania

Opinie redakcji
Avatar
Mariusz Wojteczek
26.05.2025

„Fafhrd i Szary Kocur. Omnibus” to zbiór komiksowych opowieści opartych na klasycznej prozie fantasy autorstwa Fritza Leibera. Za rysunki odpowiada w głównej mierze legendarny autor Mike Mignola (okres lat 90.) lub Howard Chaykin (okres wcześniejszy, z lat 70.).

Fritz Leiber to literacki gigant, jeden z najważniejszych autorów fantasy, zdobywca licznych nagród w obszarze fantastyki. A do jego najważniejszych, najlepszych dzieł należą właśnie historie z dwójką niepokornych rzezimieszków, Fafhrda i Szarego Kocura. I choć zdawać by się mogło, że niewielu jest bardziej różniących się od siebie postaci, to jednak kiedy ich drogi się skrzyżowały, natychmiast – chciałoby się rzec – zaiskrzyło. I tak zaczęła się przygoda. A raczej – cała masa przygód. Znajdziemy w tych historiach wszystko, czego spodziewać się można po przyjętej konwencji. Będą więc niezmierzone skarby, będą mroczni magowie, nekromanci, będą potwory, bóstwa i demony. Będą próżni książęta, piękne i efemeryczne dziewoje, będą całe antałki wina, szalone wyprawy i notoryczne pakowanie się w problemy. Słowem – wszystko, czego potrzebuje dobra historia w klimatach fantasy. A może i ciut więcej.

Wyróżnikiem prozy Leibera jest swoiste przymrużenie oka. Tutaj niby wszystko jest na serio, niby śmierć jest prawdziwa, prawdziwe są skarby i zagrożenia, ale całość utrzymana jest w atmosferze lekkości, pewnej specyficznej ironii. I to działa, to jest najmocniejszy punkt historii. Leiber przerysował swoje postaci do granic, paradoksalnie budując je na najbardziej klasycznych archetypach i schematach. Mamy tutaj potężnego barbarzyńcę, który podpiera się przede wszystkim swoją potężną siłą. Jego towarzyszem jest drobnej budowy, ale nad wyraz zręczny złodziejaszek, który właśnie sprawnością i sprytem nadrabia niedostatki postury. Obydwaj – w duecie – znakomicie się uzupełniają, zwłaszcza w obszarze wzajemnego wspierania się i wyciągania z kłopotów. A tych z pewnością im nie zabraknie – począwszy od pragnienia pomszczenia śmierci wybranek serca, aż po szalone z gruntu zadania, wyznaczane przez dwóch mocno nietuzinkowych i wiecznie ze sobą skłóconych magów.

Leiber bawi się klasycznymi motywami, budując z nich może nie do przesady oryginalne, ale nadal wciągające historie. I robi wszystko trochę niepoważnie, trochę ze wspomnianą ironia, nie podążając jednak zupełnie w kierunku pastiszu, ale balansując na tej cienkiej granicy pomiędzy żartem a powagą. W naszej rodzimej fantasy opanował tę sztukę czy Wegner, czy (nawet bardziej) Sapkowski. Z tym, ze autor „Wiedźmina” chyba mocniej zaglądał w człowieka, celując w ciekawe moralne konteksty, niż robi to Leiber, bowiem ten raczej stawia na flirt z konwencją, niż na próbę stawiania bardziej egzystencjalnych pytań. Nie zmienia to faktu, że scenariuszowe adaptacje całkiem udanie trafiają w tony, jakie podejmował sam twórca postaci, a komiksowe przełożenie nie zubaża ich ani ich ogólnego wydźwięku. Jako pewnego rodzaju ikony fantasy, z pewnością są warci poznania. Tym bardziej że nie tracą na adaptacji na język graficzny.

Co do rysunku, to powiem krótko – jako fan twórczości Mignoli, to on jest głównym powodem, przez który sięgnąłem po ten album i oceniam go tak wysoko. Oczywiście, doceniam oryginalną prozę Leibera, jednak to przez nazwisko twórcy Hellboya na okładce najmocniej zaświeciły mi oczy...

Drugim rysownikiem, który tak naprawdę zapoczątkował serię (choć przez wydawcę polskiego został – w moim odczuciu słusznie – został przeniesiony do drugiej części) jest Howard Chaykin. I choć trudno mu odmówić talentu, to jednak jego rysunki nacechowane są pewną graficzną tendencyjnością i manierą, charakterystyczną dla lat 70., co dzisiaj może nie do końca współgrać z czytelniczą wrażliwością i trochę za mocno trącić myszką. Z moją przynajmniej zbyt nie współgra, szczerze mówiąc.

Nie zmienia to jednak faktu, że poznanie tych historii dopełnia opowieści o Fafhrdzie i Szarym Kocurze, więc i chwała wydawcy, że zamieścił je (pomimo moich krytycznych uwag co do kreski) w zbiorczym albumie. Poznać warto, zakochać się raczej nie zakochamy w kresce Chaykina, zwłaszcza w zestawieniu z pracami Mignoli. Ale mówię to jako fan tego drugiego, więc cóż, mogę być stronniczy.

Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie nastąpiła złota era nostalgii i zarówno w literaturze, jak i komiksie wydawcy stawiają na powroty klasyki. Mnożą się reedycje kultowych, ale też nieco zapomnianych powieści spod znaku SF (Vesper, Rebis, Zysk i S-ka) czy fantasy (znów Vesper), ale i w komiksie gros jest materiału z minionych lat, skutecznie konkurujących z rynkowymi nowalijkami. I jeśli w tym względzie giganci pokroju Egmontu głównie eksplorują ikoniczne postaci w stylu Batmana, Supermana, czy Spidermana, tak mniejsi wydawcy stawiają na nie mniej wartościową klasykę. Lost In Time – chapeau bas za tak zgrabne dobieranie oferty wydawniczej, które pozwalają polskiemu odbiorcy trochę wrócić mentalnie do lat młodości, a trochę też odkryć perełek, jakich jeszcze w Polsce nie mieliśmy okazji czytać. Takim właśnie albumem jest wyżej omawiany.

Oceny i opinie
Średnia ocen
5.00/6
1 ocena Show votes.
Ładuję ...
Liczba ocen
5.00/6
1 ocena Show votes.
Ładuję ...
5.00/6
1 ocena Show votes.
Ładuję ...

Dodaj komentarz