10-letni Naim żyje w przepięknych okolicach miejscowości Lamu w Kenii, prawdziwym raju. Wszystko tu wydaje się funkcjonować wolniej, spokojniej, beztrosko. Świat wydaje się piękniejszy niż gdzie indziej. Cudowne barwy, rozpromieniające karty komiksu światło kreślą cudowną wizję afrykańskiej sielanki. Ale raj nie jest miejscem dla idealnych ludzi, przemytnicy, handlarze narkotyków, prostytutki też mają tu swoje role do odegrania.
Ten sam raj marzy się także ludziom robiącym interesy w branży nieruchomości…
Komiks wielokrotnego czytania, bo dzieło Benjamina Flao smakuje się za pierwszym razem, kiedy poznajemy historię, ale eksploduje bogactwem barw i niuansów po ponownym spotkaniu!
9.04.2025
I
Kolor
Twarda
215x290 mm
272
140,00 zł
9788397278691
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
„Kililana Song” Benjamina Flao to komiks niezwykły. Nie tylko ze względu na oszałamiającą wręcz stronę graficzną, ale także przez niezwykle zmysłowo opowiedzianą, pełną napięcia historię.
Ciężko mi jednoznacznie zakwalifikować gatunkowo ten album, bo mamy tutaj i elementy na wskroś realistycznego thrillera, jak i opowieści czysto fantastycznej. Lokalne wierzenia mieszają się i przenikają z brudnymi interesami, wielkimi pieniędzmi i terrorystycznymi zapędami, a wszystko osadzone w oszałamiających plenerach kenijskiego wybrzeża. 10 – letni Naim jest narratorem głównej części opowieści, a zarazem przewodnikiem po ubogiej, ale niezwykle swojskiej mieścinie, która jednak znacząco różni się kulturowo od tego, co jest nam znajome. To potęguje wrażenia, bo szczere spojrzenie dziecka pozwala pokazać autorowi tamtejszy świat bez krzty fałszu, jakim dorośli potrafią ubogacać swój subiektywny przekaz. Zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie.
Poznajemy prostotę tamtejszego świata, a zarazem mnogość jego odcieni. Są tam gorliwi muzułmanie, prostytutki i narkomani. Są oszuści, handlarze narkotyków i zagubieni życiowo obcokrajowcy, dogorywający w swoim – nieswoim świecie, niczym wraki wyrzucone niegdyś na brzeg. I jest w tym wszystkim stara wiara, jest obrzęd, jest tajemnica. Magia wyczuwalna podskórnie, ale nie manifestująca się przesadnie, raczej krążąca nieuchwytnie na obrzeżach postrzegania. Obecna, ale nie manifestująca przesadnie swej obecności, nawet przez wielu lokalsów ignorowana, lub wręcz zapomniana.
Są też bogacze, są ich wielkie, ale niekoniecznie czyste interesy, jest chciwość i łaknienie wciąż więcej i więcej, bez zważania na prostych mieszkańców tamtejszych terenów. Jest zło, cierpienie, ale i miłość, i przyjaźń, i radość, i nadzieja. Mieszają się te wszystkie uczucia niczym w wielkim tyglu, w tej snutej przez Benjamina Flao opowieści, trochę o byciu dzieckiem w na wpół magicznym (choć na pozór zdaje się zwyczajny) świecie, trochę o dojrzewaniu, a trochę o odkrywaniu siebie na nowo. A może też o tym, że czasem stare, prawie bezzębne psy potrafią sobie przypomnieć, jak kiedyś potrafiły boleśnie ukąsić? A co ważniejsze – są zdolne ten czyn powtórzyć?
Udało się Flao zawrzeć w swojej historii pewien wycinek egzotycznej rzeczywistości, fascynujące zobrazowanie kawałka zupełnie obcego nam świata, który dzięki temu mogliśmy choć przez chwilę, choć odrobinę poczuć. I to doświadczenie niesamowite. To mieszanka obyczajowego dramatu, powieści sensacyjnej, ale i emocjonalna historia z pogranicza realizmu magicznego, gdzie niezwykłość, element magiczny, zdaje się na stałe wrośnięty w tkankę lokalnej rzeczywistości.
Graficznie to majstersztyk. Utrzymane w sennej lekkości szkice, miejscami uderzające oszczędną surowością, pewną niedbałością szkicu w innych kadrach potrafią oszałamiać mnogością szczegółów i bogactwem kolorów. Już okładka wspaniale zapowiada to, co kryje wnętrze. A w środku jest wszystkiego więcej. Więcej nasyconych kolorów, więcej potężnych żywiołów, więcej bezkresnych, dzikich obszarów, które ludzie chcą nagiąć do swojej, chciwej woli… Smaku tym rysunkom dodaje fakt, że ich autor spędził wiele czasu w tamtym rejonie, w miejscach, które rysuje, a nawet same postaci okazują się mieć swoje rzeczywiste pierwowzory, przez co całość albumu zyskuje cech realizmu, prawdziwości.
„Kililana Song” jest pierwszym komiksem z dorobku Flao, jaki mieliśmy okazję czytać w naszym kraju, a więc znów okazuje się Mandioca prekursorem smakowitych tytułów i jeszcze smakowitszych autorów. Mam nadzieję, że nie sięgnęli po Flao po raz pierwszy, a zarazem ostatni i za jakiś czas zaserwują kolejny tytuł od tego niezwykle utalentowanego twórcy. A póki co, polecam „Kililana Song”, bo to zdecydowanie rzecz warta waszej uwagi. Piękno opowieści zaklęte w piękności rysunku. Lepiej się nie da!