Aby zapewnić jak najlepsze wrażenia, korzystamy z technologii, takich jak pliki cookie, do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak wyrażenia zgody lub wycofanie zgody może niekorzystnie wpłynąć na niektóre cechy i funkcje.
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest ściśle konieczny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika, lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych.
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.
Komiksy, zarówno te w pełni autorskie jak i jedynie z rysunkami Zoe Thorogood dotychczas omijały nasz rynek. W końcu brytyjska autorka zawitała do nas z “Samotnością w centrum wszechświata” i to jest naprawdę mocne, komiksowe uderzenie.
Zoe Thorogood to jedna z tych autorek, które przebojem wdarły się na komiksową scenę - można rzec, że właśnie ona, czy dajmy na to Tillie Walden są w jakimś stopniu kobiecym odpowiednikiem autorskiej fali, jaką w latach osiemdziesiątych XX wieku był brytyjski desant autorów do DC Vertigo. Na naszym poletku ten trend również jest w rozkwicie, czego dowodem są nominacje do ostatnich nagród Nowej Fantastyki i zapowiedź nowego, kobiecego numeru “Produktu”. Kobiety, dziewczyny dają swój głos, pisząc zarówno rozrywkowe historie, ale też (jak choćby Anna Krztoń, czy Kasia Mazur) biorąc na warsztat własne życiowe doświadczenia i problemy. I nie boją się powiedzieć że to pierwsze- czyli doświadczenie życiowe często staje się synonimem tego drugiego - czyli (życiowym) problemem.
Jakiś czas temu zachwycałem się opowieścią Tillie Walden o jej młodzieńczych “Zawirowaniach” i biorąc do ręki “Samotność w centrum wszechświata” spodziewałem się podobnych doświadczeń czytelniczych. I okazało się, że było to nie tyle doświadczenie, co nieujarzmiony wir, w który jak Zoe niczym demiurg wciąga odbiorcę komiksu. Tak - demiurg, tyle że ułomny. Taki, który czuje potrzebę dzielenia się z czytelnikiem tymi ułomnościami - ich historią i ich przeżywaniem. I prosze nie protestować, kiedy używam tego brzydkiego słowa (ułomność) w kontekście problemów życiowych Zoe Thorogood. Z jej osobistej perspektywy tym właśnie są, nawet jeśli ona sama ma świadomość, że to “jedynie” objawy choroby.
To nie pierwszy raz, kiedy autor bądź autorka komiksowa opowiada o depresji. Nauczyliśmy się traktować ją w końcu jak chorobę, a jednak dla Zoe, analizującej swoje, zachowania i przeżycia, jej przypadek jest irytującą ułomnością, który naznacza jej życie i stosunek do niego. Twórcze opowiadanie o tym, że jest źle, że życie jest, nie bójmy się użyć tego słowa - chujowe, stało się wśród młodych ludzi (tak od nastu lat wzwyż - Zoe ma teraz 26 lat) nie tyle modne, nie tyle popularne, co po prostu normalne (w swojej nienormalności). Skoro życie i świat są chujowe to należy o tym mówić, bo to po prostu wspólny temat. Bo może dzieląc się swymi doświadczeniami na polu chujowości życia, kto wie - może uda się znaleźć (dla siebie, dla innych) światełko w tunelu?
Zoe Thorogood w wieku dwudziestu sześciu lat ma już kilka nominacji do nagrody Eisnera, tworzy autorskie komiksy i rysunki do popularnych serii, ma wszystko, o czym mógłby marzyć każdy rysownik na progu kariery. Ale zamiast opromieniać się swoimi sukcesami opowiada o tym, że ma problemy. Na okładce odwraca się od czytelnika jakby podkreślając swoją samotność, a w samym komiksie występuje w różnych wcieleniach - najczęściej jako szary (choć czarno-biały) człowieczek bez właściwości, który nie za bardzo wie co ze sobą zrobić. Nie lubi spotkań z fanami, życie uczuciowe nie istnieje, a jak istnieje, to od razu rozłazi się w szwach, nękają ją różne widma (przeszłości, przyszłości iid). Wszystko to sprawia, że jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się być śmierć - Zoe mówi o tym wprost, bez owijania w bawełnę. I jest tak, że nic jej nie pomaga wyjść z tego dołka, oprócz momentów, kiedy tworzy. I te wszystkie plansze, które zaprojektowała do “Samotności w centrum wszechświata”, to są właśnie te chwile, kiedy może czuć się spełniona, choć samej przed sobą nie jest jej łatwo to przyznać - bo to spełnienie uzyskuje podczas drogi przez codzienną szarość rzemieślniczej roboty. Oto zatem spełnienie poniesione wielkim kosztem - (w tym kosztem pracującej na pełnych obrotach wyobraźni) - którym Zoe obdarza również czytelnika, po to, by zaczął z nią współodczuwać.
Problem jednak w tym, że czytelnik jest tym smutnym bądź co bądź komiksem (pełnym śmiesznych groteskowych scen) wyraźnie zachwycony. I choć ta opowieść jest rozchwiana jak sama Zoe, to sposób jej prowadzenia jest wyjątkowy. Autorka robi w komiksie to, co w prozie potrafi osiągnąć Dorota Masłowska. Bawi się obrazami, porównaniami, nadawaniem/odbieraniem znaczenia, podkreślaniem, potęgowaniem, porównywaniem, trawestowaniem - to nic innego jak wzorzec umiejętności opowiadania obrazem i słowem (ciekawe, czy Zoe miała do tego scenariusz?). To jest tak osobiste w całym artystycznym wymiarze, że zagarnia czytelnika spacerującego koleinami wyobraźni Zoe i pozostawia go w przeświadczeniu, że się z autorką kumpluje i po prostu są ze sobą na ty. I Zoe, która o trudnych sprawach, o problemach trapiących młodego człowieka potrafi opowiedzieć obrazem i słowem tak celnie, że dalej współodczuwając, ta emocja przeradza się u odbiorcy w estetyczną rozkosz. Czy zatem można pokochać komiks o depresji? No można - pamiętamy, że zrobił to już kiedyś na naszym poletku, rzucając komiksowe zaklęcia, Tomasz Spell w “Zasadzie Trójek”. A teraz komiksowym rodzajem magii posłużyła się nasza kumpela Zoe.