Nie jestem od tego, żeby uszczęśliwić cały komiksowy świat – wywiad z Arkadiuszem Dzierżawskim

Data publikacji

7.05.2025 13:54

Dlaczego niedzielni czytelnicy komiksu to mit? Czy Spawn Todda McFarlane’a w końcu pojawi się na polskim rynku? I czy ten rynek to wytrzyma? Jak żyć w zgodzie z własnym sumieniem? Na te inne pytania odpowiada Arkadiusz Dzierżawski, ster i żagiel wydawnictwa Studio Lain.

Ostatnie działania Studia Lain rozpalają środowisko fanów komiksów superbohaterskich. Po wielu latach próśb i błagań przywracasz na polski rynek postać Spawna. Jak to się stało, że zdecydowałeś się w ogóle podnieść rękawicę, w sytuacji gdy dużo więksi wydawcy bali się w ogóle na nią spojrzeć?

Wielokrotnie widziałem na różnych forach internetowych i w mediach społecznościowych informacje, że ludzie bardzo by chcieli ten tytuł. Właściwie za każdym razem jak pojawiał się nowy wydawca, to pojawiały się też prośby, żeby wydał tego Spawna. A wszyscy to porzucali, bo wydanie okropnie długiej serii, jaką jest Spawn, ponad 350 numerów, wydawało się nierealne. 

Ale zacząłem mocniej grzebać w tym uniwersum. I zaczęły mi świtać różne pomysły. Najpierw pojawił się Hellspawn. Właściwie można by wydać ten tytuł bez znajomości pierwowzoru. Potem kolejne Curse of the Spawn, Haunt, Dark Ages. No i nowe pozycje King Spawn czy Gunslinger, gdzie okazało się, że można to dać czytelnikowi, że są to na tyle zamknięte historie, że nikt nie będzie miał pretensji o brak ewentualnej kontynuacji. 

No i pomyślałem, ok, możemy to zrobić, spróbujmy nawiązać kontakt. Nie było łatwo, bo przez bardzo długi czas strona amerykańska nie wykazywała zainteresowania. Potem okazało się, że tak naprawdę mieliśmy jakieś kłopoty na poziomie odbioru maili. Nie wiadomo czemu odbijało im nasze wiadomości z serwerów.

No i napisała Kasia Kamieniarz. Poprosiłem ją, żeby spróbowała z innego maila i okazało się, że da się to zrobić. Negocjacje trwały dwa, trzy miesiące. Szczegółów nie mogę ujawniać, natomiast udało się i zaczynamy od sześciu serii z Uniwersum Spawna, a potem się zobaczy niewykluczone, że też pojawi się główna seria.

Te sześć tytułów to będzie próba generalna przed decyzją o wydaniu głównej serii? Faktycznym testem na to czy na tego Spawna jest tak ogromne zapotrzebowanie?

Nie traktowałem tego jako testu, w ogóle nie myślałem, żeby ruszać główną serię. Ten pomysł zrodził się zupełnie niedawno, pod wpływem jakiegoś tam impulsu, przeglądania sobie kompendiów, które wyszły w Stanach Zjednoczonych. Pomyślałem, że ok, to można by ugryźć w ten sposób. 

Zaczęliśmy dyskutować, jak mogłoby to wyglądać i w grę wchodził tylko ewentualnie kolejny pakiet, tylko że jeszcze droższy niż Darkness, i to dwukrotnie. Do tej pory nie jestem pewien, czy wydamy tę główną serię, ale odzew był zaskakujący. Nie spodziewałem się, że znajdą się osoby, które będą miały ochotę wydać jednorazowo 800 zł na komiks. Natomiast te sześć tytułów na pewno da jakiś obraz zainteresowania tą marką. Przekonamy się już niedługo, bo w najbliższy czwartek rusza przedsprzedaż.

Pakiet czterech tomów, sto zeszytów serii na ponad dwóch tysiącach stron, osiemset złotych za całość. Brzmi jak totalne szaleństwo. Polski rynek komiksu jest gotowy na coś takiego?

Kiedy wydawaliśmy Darkness za 400 złotych, też wydawało mi się, że to może być ciężki kawałek mentalnego chleba do przegryzienia. No i okazało się, że 19 godzin wystarczyło, żeby ten chleb się rozszedł. Szczerze powiedziawszy, ten rynek jest dla mnie wciąż nieprzewidywalnym miejscem. Nie jestem w stanie wyrokować, co będzie hitem, co nie. Czy coś się sprzeda, czy nie.

Natomiast odzew na pomysł, żeby wydać pierwszych 100 zeszytów Spawna w kompletach za jednym zamachem został bardzo dobrze przyjęty w mediach społecznościowych. Trudno mi ocenić, jak to się przełoży oczywiście na sprzedaż. Czy uda się sprzedać odpowiednią ilość egzemplarzy w takiej cenie i czy rzeczywiście rynek jest na to gotowy? Nie mam pojęcia.

Też pamiętajmy, że ta decyzja jeszcze nie zapadła. To jest na razie tylko spekulacja. Będę wiedział więcej w 2026 roku. Fajnie byłoby zrobić kolejną szaloną rzecz i przejść do historii polskiego rynku komiksowego. Zobaczymy. Może się okazać, że potrafią się wydarzyć tutaj rzeczy absolutnie niezwykłe, a marka Spawna ma mega, mega dużo fanów w Polsce. 

Ale tak naprawdę zobaczymy jak to wygląda, gdy kilka tych serii się sprzeda, dlatego że może pierwsza pójdzie na bazie nostalgii, potem może jeszcze druga, trzecia, ale zobaczymy co będzie z czwartą, piątą, szóstą, czy to zainteresowanie się utrzyma. I wtedy będzie wiadomo, czy można eksperymentować z klasyczną serią Spawn.

Wiem, że jako czytelnik patrzysz na komiks przede wszystkim od strony wizualnej, a ta w głównej serii Spawna, stoi na dość wysokim poziomie. Jak jednak oceniasz fabułę, która przez niektórych określana jest, żeby nie użyć zbyt mocnego słowa, jako archaiczna?

Tak, to prawda. Od kiedy pamiętam komiks przemawiał do mnie zawsze bardziej obrazem niż słowem. To wynikało też z tego, że byliśmy odcięci trochę od komiksu światowego i nie znając języka człowiek sięgał po komiksy spoza swojego kręgu znajomości językowych, przeglądał i opowiadał sobie własne historie. Dlatego czasami potrafię wybaczyć gorszą fabułę, jeśli obraz zabiera mnie do innego świata. Tak się chyba mój mózg nauczył po prostu.

I widzę, że w ocenie niektórych komiksów bardzo radykalnie potrafię się różnić od innych, bo potrafią mnie zachwycić na tyle mocno obrazem, że te słowa, które gdzieś tam się pojawiają albo przesuwają tę fabułę mniej lub bardziej do przodu, nie mają dla mnie aż takiego znaczenia. Natomiast widzę, że dla sporej liczby czytelników to słowo gdzieś tam jest ważne, i ta historia bywa czasami ważniejsza od tego aspektu wizualnego. 

Tak, Spawn, nie da się ukryć, to czołówka jeśli chodzi o mainstream amerykański pod względem oprawy graficznej. Te serie robili mistrzowie swojego fachu. Gunslinger, czyli pierwszy komiks, który pokaże się z tego uniwersum, nie jest tu bynajmniej wyjątkiem. To świetna robota, natomiast jeśli pytasz mnie o warstwę tekstową, to jest to czysta rozrywka. Tam po prostu jest przygodowa napierdalawka z wszystkimi plusami i minusami związanymi z tzw. antysuperhero, czyli takimi superhorosami z obciążeniem negatywnym. Jest sobie taki antybohater, który staje się bohaterem i musi odnaleźć swoją drogę i jednocześnie szukać własnego odkupienia. Choć nie zawsze jest odkupienie, Lobo na przykład niczego innego niż zemsty nie szuka.

Jeśli chodzi o Spawny, to nie wszystkie są takie. Nie wszystkie są czystą rozrywką. Wiadomo, główna linia to rozrywka. Spawn King to też rozrywkowy komiks, choć bardziej ciężkawy. Tu już jest próba pokazania tego uniwersum na serio. Natomiast Hellspawn to z kolei psychodeliczny thriller, zupełnie inny poziom, metafizyka, oddziaływanie obrazem i słowem na zupełnie innym poziomie niż pozostałe komiksy z tej serii. Haunt Kirkmana to jest dobrze napisany akcyjniak z superbohaterem, który gdzieś tam jest taką antytezą Spider-Mana. Z kolei Dark Ages, to jest na przykład bardzo fajnie napisany komiks, taki gdzieś w stylu Slaine’a, ale takiego spowitego mrokiem, średniowieczem, okultyzmem, i momentami jest przepiękny graficznie. I to też jest komiks, który na pewno się wyróżnia spośród tych Spawnowych tytułów. 

No i mamy jeszcze Curse of the Spawn, który jest na zupełnie innym poziomie. To jest najbardziej górnolotne słownie kino akcji, osadzone w gotyckiej scenerii i zmieszane z cyberpunkiem. To jest już taki miszmasz i zabawa najróżniejszymi formami, że głowa boli. Jak ktoś kocha taką mainstreamową pulpę i hołdy oddawane innym komiksom tego typu, to na bank odnajdzie się w tej serii. Czy więc da się z Spawna czytać? Oczywiście, że tak.

Te nowsze serie, jak Gunslinger czy King Spawn, to są serie pisane już nowoczesnym językiem, w nowoczesnych strukturach komiksowych, do takich jak jesteśmy przyzwyczajeni obecnie. Czy jest to fabuła, która zmieni Wasze życie? Nie sądzę. Czy dostarczy Wam rozrywki? Myślę, że tak. O ile nastawicie się na Szybkich i wściekłych, a nie na filmy Almodovara. 

Co jeszcze o tych fabułach można byłoby powiedzieć? No nie przychodzi mi już nic szczególnego do głowy. To po prostu komiksy, które jednak mimo wszystko głównie stoją jakąś formą rozrywki. Za wyjątkiem Hellspawna. To komiks ambitny, na przykład zahaczający o takie rejestry jak Azyl Arkham, czy pozycje w stylu 30 dni nocy, itp. itd. 

Spawn Gunslinger wywiad 4

Po Spawna sięgną głównie hardkorowi fani, kierujący się nostalgią do czasów TM-Semic. Zastanawiałeś się może, czy gdyby zmienić formę wydania i rozszerzyć dystrybucję, byłby to tytuł, który mógłby trafić do tzw. niedzielnego czytelnika?

Nie wierzę w kogoś takiego jak niedzielny czytelnik. Myślę, że grupa komiksowych fanów jest jakoś tam określona i ona będzie zainteresowana tym tytułem. Poza tym szersza dystrybucja, olbrzymie koszty, masa problemów logistycznych. Niech próbują ci, którzy mają na to odwagę i mają oczywiście do tego magazyny. Widać też, że Egmont z niektórymi pozycjami również nie wchodzi w szerszą dystrybucję, zdając sobie sprawę, że ona po prostu nie ma sensu. Myślę, że to jest taki mit, że jakby było coś tańsze, to ktoś by po to sięgnął i tak dalej, i tak dalej. 

Nie mówię, że nie. Jakaś szansa, że te 10, 15, 20, a może nawet 100 osób to kupi, tylko poniesione koszta dotarcia do tych 100 osób, będą po prostu tak makabryczne, że to mija się z celem. Porażki poniosły w naszym kraju wszelkiego typu inicjatywy związane na przykład z wejściem w zeszyty. Być może tańsze wydania rzeczywiście trafiają do jakichś tam ludzi, ale nie sądzę, żeby dla Studia Lain to była jakaś opcja przy sposobie, w jaki działamy. Jest to hobbystyczne, marginalne, nie jest to w żaden sposób nasza praca. Więc my to robimy tak, jak robimy. Natomiast ja nie jestem od tego, żeby uszczęśliwić cały komiksowy świat.

Staram się po prostu realizować swoje hobby. Dlaczego inni wydawcy, którzy mają o wiele potężniejsze środki i większą skalę magazynowania nie podjęli się tego, żeby wydać np. Spawna, Darkness czy wiele innych tytułów. Najwyraźniej gdzieś to w tych ich Excelach się nie kalkulowało i myślę, że mają wbrew pozorom rację, że to jest po prostu zbyt wąska grupa, która jest tym zainteresowana. Jak wąska? Czy jest to 800, 1000, 1500? Tego niestety nie wiem i nikt tego nie wie tak naprawdę. Nie wiem też, czy po Spawna sięgną tylko ci, którzy mają sentyment do TM-Semic. Możliwe, że są też inni fani komiksów, którzy w międzyczasie przybyli, zaczęli więcej dowiadywać się o tym medium i są zainteresowani tą pozycją. Ja myślę, że tak naprawdę chyba trochę przeceniamy i jednocześnie nie doceniamy ten nasz rynek komiksowy.

Osiemset to Twoja szczęśliwa liczba? 

Hehe, dobre. Wiesz co, to równie dobrze 650, 700, 750, bo rozumiem, że nawiązujesz do nakładów. To jest taki limit, który ustalił mi się w ramach praktycznych działań. Jeśli jakiś tytuł nie chwyci, to zostanie mi go najwyżej ze 100 egzemplarzy. Nie zawalę sobie tej mojej nieszczęsnej piwnicy, w której te wszystkie komiksy trzymam, i która ma ograniczoną pojemność. Więc nie wiem, te 800 sztuk to już też takie przyzwyczajenie, ale i taki wentyl bezpieczeństwa, który zapewnia, że Studio Lain jakoś może funkcjonować w tym trybie hobbystycznym. A czy ja mam szczęśliwą liczbę? Hmm… Nigdy chyba nie przywiązywałem do tego uwagi, ale pamiętam, że w podstawówce lubiłem liczbę 5, więc chyba nie pasuje do wzorca.

Jak tak się dobrze rozejrzeć, jesteś jedynym wydawcą, który ujawnia swoje nakłady. Z czego, wg Ciebie, wynika traktowanie tych danych jako poufnych?

Domyślam się powodów, ale nie chcę spekulować, nie chcę też wkładać tak zwanego kija w mrowisko. Po prostu musisz zapytać innych wydawców, dlaczego uważają, że to jest dla nich coś, co muszą przed czytelnikami ukrywać. Ja nie mam z tym problemu. Dla mnie to od początku było jasne i klarowne. Wszystko podaję na tacy i myślę, że każdy wie, czego się spodziewać. Od początku było takie założenie, że czytelnicy to są partnerzy. Dzielimy się z nimi informacjami, którymi możemy. 

Czasem nie możemy, tak jak na przykład nakładem związanym ze Spawnem. Bo obliguje nas do tego umowa. Szkoda, że nie mogę tego podać, no ale to już siła wyższa. Komuś na tym zależy, dla kogoś jest to ważne w jego polityce wydawniczej, a skoro mi zależy na współpracy z nim, no to muszę akceptować też po części jego warunki, a niektórych nie muszę i niektóre oczywiście negocjuję.

Twoje działania idą wbrew rynkowym schematom w innym obszarze, bo z czytelnikami masz też bezpośredni, wręcz osobisty kontakt. Mam wrażenie, że traktujesz ich jak współwydawców, którzy wpływają na decyzje biznesowe. Aktywnie z nimi dyskutujesz, radzisz się, podrzucasz pomysły, sprzeczasz. 

Wiesz co? Myślę, że to wynika z tego, że ja mam w sobie mocny etos anarchistyczny. Jestem wychowany w takich ideach, one mnie ukształtowały, one uczyły mnie patrzeć na świat i nie traktować ludzi jako narzędzi, jako elementu, któremu dostarczam towar. To nie jest tak. 

Po drugie. Jeżeli masz pasję, to nie ma nic fajniejszego niż to, żeby dzielić się tą pasją z innymi ludźmi. To jest po prostu to, co cię nakręca. Nawet takie sprzeczki, czy nawet takie konfrontacje, mierzenie się z innymi zdaniami, to wszystko jest fajne, to nakręca, pozwala ci spojrzeć na pewne rzeczy z zupełnie innej perspektywy i cieszyć się tym, że wydajesz komiksy, że jest jakiś feedback, i że to co robisz wzbudza jakieś emocje.

Po prostu czytelnik jest dla mnie od samego początku kumplem, z którym gadam o komiksach. A nie jestem żadnym panem wydawcą, tylko po prostu gościem, który, akurat tak się składa, że wrzuca jakieś tam komiksy na rynek. A nie traktuję z tego powodu siebie jako kogoś wyjątkowego.

Dlatego jestem wbrew tym rynkowym trendom. Ja po prostu nie jestem rynkowy, nie interesuje mnie kapitalizm. Uważam, że to po prostu wyniszczający, zły, paskudny system, który zrobił z ludzi straszne stworzenia i wciąż niestety robi. Natomiast uważam, że lepszy świat jest możliwy i staram się, żeby to pokazywać też poprzez sposób, w jaki traktuje czytelników oraz tych, którzy ze mną współpracują, jak Piotr Margol, Kasia Kamieniarz i wielu, wielu innych tłumaczy czy korektorów. To po prostu jest dla mnie esencja. Albo jesteś zgodny z tym, co ci w duchu gra, albo po prostu będziesz miał wewnętrzny konflikt i będziesz się ze sobą męczył. 

Komiksy, to jest pasja. To nie jest dla mnie sposób na zarabianie pieniędzy, chociaż je zarabiam. Za nie kupuję licencje, ale nie tylko. One zapewniają mi też momentami naprawdę spory dochód. To nie jest tak, że ta firma nie przynosi fajnych zysków. Przynosi jak najbardziej i tylko się z tego cieszę, bo zyski te nie powstają w oparciu o wyzysk kogokolwiek, tylko na bazie realizowania frajdy, swojej pasji, która gdzieś tam zaprocentowała. Myślę, że też procentuje to, jak traktujesz ludzi, że oni czują, że nie są narzędziem, czują, że mają wpływ, że głosują na te okładki, że mogą mówić o komiksach, mogą wskazywać swoje pomysły, że są częścią tego wydawnictwa, bo o to w tym wszystkim chodzi. To jest właśnie budowanie takiego świata, w którym wychodzimy z tych relacji biznesowych na rzecz relacji międzyludzkich.

Przez dłuższy czas bardzo ostrożnie podchodziłeś do pomysłu wydawania tytułów amerykańskich, ale casus Darkness pokazał, że jest w tym moc. Po Image Comics sięgasz do oferty Bad Idea. Co dalej? Przyjdzie czas też na mangi, do których jesteś jeszcze bardziej sceptycznie nastawiony?

Wydawałem magazyn Arigato. Jestem wielkim fanem mangi, tylko takiej mangi, która u nas nie ma wzięcia. Naprawdę, tytuły, które mnie jarają, rajcują, nie sądzę, żeby okazały się hitami. A nie przekonany jestem do końca, czy Japończycy byliby zainteresowani sprzedażą licencji na komiksy, których nakład byłby w granicy powiedzmy tysiąca egzemplarzy.

Jakoś mi się to nie klei, ale nie mówię, że nie spróbuję, natomiast manga to fantastyczny świat, niezwykły komiks i szkoda, że cierpi na stereotypach – jesteśmy ładowani tymi shonenami, shoujo, shonen-aiami i innymi nurtami, natomiast ma ona do zaoferowania znacznie, znacznie więcej i wymyka się tym stereotypom, oferuje niebanalne historie.

I ubolewam, że w przeciwieństwie do Francji te pozostałe rynki są niestety bardzo mocno stereotypowe jeśli chodzi o mangę, ale też taki jest odbiorca i to też jest przykre, że on nie szuka czegoś innego. On chce po prostu cały czas spożywać te mangowe komiksy w tym samym sosie. Nic na to nie poradzimy. Za czasów Arigato próbowaliśmy to troszkę zmienić wrzucając recenzje takich właśnie pozycji wymykających się poza ramy. No i czasem się to troszkę udawało, czasem się nie udawało, ale myślę, że pokazaliśmy w Arigato, przez te 25 wydanych numerów, że świat mangi to naprawdę bardzo, bardzo barwny świat. Poza tym manga ma zupełnie inną dystrybucję i myślę, że tu bym po prostu poległ, gdybym chciał wejść w taki mainstreamowy mangowy komiks, a jest go też sporo do wydania, bo nie wszystko do nas trafia. 

Myślę też, że ci wydawcy, którzy są na rynku, świetnie realizują ten projekt komercyjnego komiksu japońskiego. Nawet Hanami, no, oni się troszkę może wymykają, ale też wbrew pozorom ten komiks, po który sięgają  jest oczywiście mainstreamowy.

A ja bym chciał publikować komiksy, które gdzieś tam po prostu są inne, chociaż od mainstreamu nie stronie. Bardzo żałuję, że nie mamy poza Dr. Stone, więcej komiksów Boichiego, którego jestem wielkim fanem. Na przykład jego komiks Raqiya jest po prostu rewelacyjny. I chciałbym, żeby ujrzał również światło dzienne po polsku, to tylko pięć tomów. Jak czytają to wydawcy mangi, skuście się na to! Jest wielu takich artystów, których brakuje mi na komiksowym polskim poletku. 

Co do sceptyki dotyczącej komiksu amerykańskiego, to jest tak, że ja najbardziej uwielbiam komiks europejski. On do mnie najbardziej trafiał od czasu, kiedy poznałem go za pomocą magazynu Heavy Metal. Potem był ten komiks japoński i to stało się poprzez anime. Zacząłem szukać więcej i trafiłem na komiksy japońskie. No i wreszcie na trzecim miejscu rzeczywiście stał ten komiks amerykański, bo ten element superhero tak średnio do mnie po prostu trafiał. Owszem, tam gdzieś sympatyzowałem z Batmanem, ale te historie nie były do końca tym, co lubiłem. To się trochę zmieniło jak w latach 90. zacząłem ściągać komiksy ze Stanów Zjednoczonych. I tam właśnie trafiłem na Top Cow, na Spawna i wiele innych pozycji. I one gdzieś tam, ze względów właśnie takich wizualnych, przykuwały moją uwagę. 

A byłem sceptyczny co do tego, bo uważałem, że ten rynek drenują już mocno inni wydawcy, ale okazało się, że oni w ogóle nie byli zainteresowani sięgnięciem do tych pokładów, nazwijmy to, komiksowej nostalgii lat 90-tych. Więc pomyślałem, a co tam spróbuję. No i ruszyliśmy, i okazało się, że takich ludzi, którzy mają ochotę sięgnąć po te komiksy, które czytali w latach 90-tych, albo oglądali w latach 90-tych, albo czytali o tych komiksach w latach 90-tych, jest znacznie więcej i że mają ochotę na taki komiks, wydany w omnibusach.

Bardzo się cieszę, że ten projekt wypalił, bo dzięki niemu rozpoczynamy współpracę też z innymi wydawcami. Spawn to wiadomo, ale rozpoczęliśmy też rozmowy z Marvelem, z Bad Idea i innymi wydawcami. Ten komiks amerykański jest naprawdę różnorodny i też trochę ubolewam, że zyskuje popularność tylko nurt superhero, bo jest tam zdecydowanie więcej ciekawych pozycji. Żałuję też, że nie udało mi się porozumieć z Dark Horsem, bo mają sporo fajnych, unikalnych pozycji, no ale nie potrafię się z nimi dogadać. Nie odpowiadają na maile, a byłem zainteresowany między innymi wydaniem takiego komiksu jak Colder. Jeśli ktoś ma dobre kontakty, to fajnie by było zobaczyć ten niezwykły horror po polsku.

Na koniec podzieliłbyś się może swoimi największymi wydawniczymi TOPami i WTOPami?

Niewątpliwie największym przebojem, najszybciej się sprzedającym, było dwutomowe wydanie Darkness. Z ostatnich pozycji nieźle poradził sobie Caza – też szybko zszedł. 

A co do starszych komiksów. Solo sobie dobrze radził. Armie zdobywcy w czerni i bieli sobie bardzo dobrze poradziły. Halo Jones w obydwu wersjach, chociaż ta kolorowa dłużej schodziła. A czarno-biała miała nakład 500 sztuk, więc trudno to oceniać. No wiadomo, Button Man, który zmienił wszystko i pociągnął ze sobą kolejne tytuły typu Catamount, Zaklinaczy Opali czy Aberzen

Komiksowe wtopy. Komiksem, który sobie najgorzej radził bardzo długo była Brygada i Opowieści z czasów Kobry. Sporo tego zmieliliśmy, potem pojawiły się recenzje na przykład na Kanale Fantastycznym. Wtedy automatycznie sprzedaż podskoczyła i to się wyprzedało, ale wcześniej długo to zalegało. Niektóre Dreddy, jak Mandroid, też zalegały. Zalegają właściwie wciąż. Sędzia Dredd: Krew Satanusa, absolutna porażka. Ludzie nie kupili tego czarno-białego, szalonego stylu. Wiek Evy, autora Sambre, mimo pięknej oprawy graficznej, paradoksalnie też zalega, bo jest trudny w odbiorze. Generalnie wystarczy wejść na naszą stronę, kliknąć katalog i to, co tam jeszcze wisi, to poradziło sobie tak średnio. To tyle.