Skupianie się na rozwoju pseudo-AI to strata naszego potencjału – wywiad z Błażejem Kurowskim

Data publikacji

28.04.2025 08:00

Czy trudno przenieść setting PRLu w przyszłość? Dlaczego w jego komiksach brakuje heroicznych póz? Jak ogarnąć samowydawanie? Na te i inne pytania odpowiada Błażej Kurowski, autor serii Stachanowiec in space i Vlepka Zin.

Pod koniec marca tego roku Polska Grupa WB Electronics podpisała umowę o współpracy technicznej i handlowej z japońską korporacją ShinMawya Industries. Tym samym formalnie rozpoczęła się wojskowa i techniczna współpraca polsko-japońska. Czujesz się trochę jak jasnowidz?

Hahaha! Trochę tak, ale chyba bardziej jako solidny analityk i mózg geopolityki 😀 A tak zupełnie serio to pisząc lore Stachanowca starałem się żeby było ono jak najbardziej wiarygodne. W takim sensie, że jasne dzieją się tam rzeczy teraz dla nas nie do pomyślenia ale chciałem żeby było wewnętrznie spójne: czyli jeśli pojawia się jakiś wynalazek to jest on opatentowany, potrzebuje kilku lat by pojawił się w innych krajach i może wywołać wrogie reakcje innych krajów (chociaż z tym wchodzę trochę na terytorium spoilerów trzeciego tomu). Czytałem i oglądałem trochę materiałów o tym jak stworzyć wiarygodny świat równoległy w science fiction i np. jakie błędy popełniły produkcje w stylu Bright z Willem Smithem i na tej podstawie starałem się rozpracować potencjalne efekty konkretnych wydarzeń które w lore miały miejsce. Także nie jestem zdziwiony tą współpracą: wydaje mi się dość naturalna i cieszę się, że ma miejsce bo potwierdza moje logiczne analizy sytuacji. Jerzy Łanuszewski na urodziny mi życzył żeby świat ze Stachanowca się spełnił i proszę!

Stosunki polsko-japońskie w zasadzie od samego początku, czyli końca XIX w., opierały się na wzajemnym zrozumieniu i poszanowaniu. Japonia jako jeden z pierwszych krajów uznał niepodległość Polski po I wojnie światowej, a nawet współpracował z nami wywiadowczo podczas drugiej. Zastanawiałeś się może, żeby budowanie swojego świata rozpocząć w nieco wcześniejszym punkcie niż końcówka PRLu?

Raczej nie, musiałbym wtedy zrobić dużo dużo większy research gdyż im bardziej w tył się cofamy tym większy impact miałaby taka zmiana na świat zastany. Już w tym komiksie który powstał musiałem posiłkować się pomocą kolegi ze wschodoznawstwa. A w Stachanowcu w kosmosie konkretnie zależało mi na jakimś uzasadnieniu jak PRL mógł przetrwać po 1989 roku. Oryginalne komiksy o Stachanowcu działy się właśnie za PRL i jeśli chciałem zrobić komiks sci-fi w tym settingu to musiałem jakoś ten PRL przeciągnąć do lat 90’ i dalej. Więc skorzystałem z tego o czym mówisz jako właśnie taki gospodarczy booster. A dodatkowo zgrywało się to fajnie z moją wizją narysowania tego jako komiks mocno inspirowany mangą. 

Plus nie oszukujmy się: jako dzieciak lat 90’ mogłem oprzeć sporo żartów o świat który sam znałem. Wspominam np. w komiksie, że na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej w Warszawie otworzył się w 1992 roku pierwszy lokal Ichiran Ramen. W “naszym” świecie, w tym miejscu, w tym roku, otworzył się pierwszy McDonald’s. Trochę wyobraziłem sobie świat w którym mały Władek błaga ojca żeby w niedzielę pójść na obiad rodzinny do Ichiran Ramen bo w zestawie dla dzieci dają zabawki z One Piece.

Komiks też miał być trochę takim ironicznym komentarzem na obecny świat: dlatego nie powstały w nim Social Media, a ich twórcy zamiast tego zajęli się poprawianiem jakości życia ludzi. Mam nadzieję, że wyszło zabawnie i z przymrużeniem oka a nie jak kazanie.

Stachanowiec in Space #01

W roku 2046 Polska i Japonia rozpoczynają wspólną misję kosmiczną do odległej galaktyki Delta Pavoniss na pokładzie statku z eksperymentalnym silnikiem zdolnym do podróży międzygwiezdnych. Przez przypadek wplątany w to zostaje Władek Stachanowski: życiowy przegryw bez perspektyw, który całe dnie spędza grając na automatach, wnuk słynnego Władysława budowniczego PRL, z ciśnieniem żeby spełnić marzenie dziadka o dokonaniu czegoś wielkiego.

Komiks dostępny również w wersji on-line.

Kategoria

Science Fiction

Pochodzenie

Komiks polski

Wydawca Polski

Niezależne

Data Wydania

24.05.2024

Wydanie

I

Druk

Czerń / Biel

Oprawa

Miękka

Format

148×210 mm

Liczba Stron

100

Cena Okładkowa

30 zł

ISBN

9788397179103

Zobacz

To było ciekawe doświadczenie, móc zaobserwować jak wielkie umysły łączą siły by faktycznie wpłynąć na dobrostan ludzkości, a nie tylko na stan swoich kieszeni. „Stachanowiec” to co prawda akcyjniak, ale podbudowę naukową ma bardzo solidną. Śledzisz bieżące dokonania na tym polu?

Tak, bardzo lubię nowinki technologiczne i ciekawe rozwiązania, które faktycznie robią coś niesamowitego. W mojej pracy 9-17 zajmuję się zarządzaniem projektami w logistyce: i to w sumie jest niesamowite widzieć te naprawdę fajne rzeczy jak automatyczne magazyny, taśmociągi, windy unoszące wielotonowe ładunki. Byłem kiedyś odpowiedzialny za wdrożenie takiego systemu, który na podstawie szybkości linii produkcyjnej i zapasu części które pracownik miał na swoim stanowisku był w stanie co do minuty określić kiedy pracownik magazynu powinien wziąć daną część (silniczek, programator, jakieś wsporniki itd) z półki na magazynie i zawieźć na produkcję; i było to dodatkowo połączone z zewnętrznym systemem dostaw więc wiedzieliśmy z niesamowitą precyzją kiedy na drugim końcu miasta włącza się wtryskarka, żeby dostarczyć nam jakiś plastikowy panel który miał być zamontowany u nas o 16:35. Naprawdę osiągnęliśmy niesamowite rzeczy w technologii i mam wrażenie że skupianie się teraz na rozwoju pseudo-AI, SM czy nikomu niepotrzebnych NFT to strata naszego potencjału. 

A co do samego Stachanowca to tam ta nauka jest taka trochę umowna: starałem się, żeby była przekonująca na poziomie logicznym i chociaż troszkę oparta na faktycznych badaniach, ale tam gdzie nie do końca mi się to spinało dodawałem słowo “kwantowy” i wymyślałem fałszywe teorie (w drugim tomie jest teoria Hollanda-Aukermana, nazwana na cześć wokalistów The Offspring i The Descendents). Chciałem mimo wszystko, żeby była w miarę oparta na logicznych podstawach: jeśli jest replikator Społem to działa on w oparciu o jakąś energię, która jakoś jest tworzona, jeśli Filipa używa jakichś narzędzi geodezyjnych (znowu spoiler trzeciego tomu) to są one “namacalne”: w sensie musi wbić w ziemię jakiś czujnik, podłączyć to do komputera i odczytać wyniki z wydruku: strasznie nie lubię tych technologii z filmów które są na tyle umowne że robią się głupie: jak jakaś lewitujaca kulka która coś tam skanuje. Chcę żeby technologia w tym komiksie była trochę jak w serii Alien: namacalna, konkretna i chociaż wizualnie spójna. Pasuje też mi to do wizji PRL w przyszłości, który nadal trzyma się swoich industrialnych korzeni.

Skoro znów jesteśmy przy PRLu, powiedz czym były “oryginalne komiksy o Stachanowcu”?

Wszystko zaczęło się na najlepszych zajęciach z j. polskiego jakie miałem: u pani prof. Strzałkowskiej. Chodziłem w liceum do eksperymentalnej klasy, która łączyła program liceum plastycznego z normalnym LO: więc mieliśmy zarówno zajęcia z malarstwa, historii sztuki, kaligrafii itd. jak i normalny program ogólniaka. I w związku z tym, że byliśmy taką nietypową klasą to na tych zajęciach z polskiego wychodziliśmy mocno poza zwykły materiał: omawialiśmy sobie książki Italo Calvino czy amerykańskich postmodernistów oprócz zwykłej podstawy programowej. I w ramach tych zajęć omówiliśmy “Jak hartowała się stal” – dość koszmarną socrealistyczną powieść o przodowniku pracy.

I trochę dla żartu zacząłem wtedy rysować paski o takim stachanowcu do szkolnej gazetki. Nazywał się on Władek (sic!), pracował na budowie i miał kolegę Phila, który przyjechał do Polski z Senegalu w ramach wymiany studenckiej ale tak pokochał socjalistyczny kraj nadwiślany, że już został. Same paski były trochę takimi uwspółcześnionymi filmami Barei: były żarty z wyrabiania 500% normy, spania na budowie, kupowania papieru toaletowego itd. Kiedy odniosły dość duży sukces w szkole, postawiłem stronę na serwerze republika.pl i wrzuciłem je do internetu. Z czasem trochę mi się temat wyczerpał więc zacząłem rysować komiksy o Władku (sic!) synu Władka, który dorastał w rzeczywistości lat 90’, jeździł na deskorolce i w rezultacie został policjantem.

Mam duży sentyment do tych komiksów, mimo że nie były najlepsze, bo dzięki nim poznałem np. Roberta Sienickiego, Konrada Okońskiego czy Bartka Biedrzyckiego, dostałem pracę w lokalnej gazecie gdzie te komiksy były publikowane czy wreszcie dzięki nim opublikowałem swój pierwszy komiks z moim nazwiskiem na okładce.

Z tego co wtedy rysowałem ostały się tylko pojedyncze paski które jakimś trafem miałem w skrzynce nadawczej na gmailu, jak te wyżej, ale może dobrze, że przepadły bo w mojej głowie są dużo lepsze niż były w rzeczywistości 😀

I od tych pasków była już prosta droga do Stachanowca w kosmosie. Jak narodził się pomysł na niego? Czym się jeszcze inspirowałeś oprócz oczywistego The Expanse?

To byłaby bardzo długa lista 😀 The Expanse gdzieś tam na niej jest ale myślę, że główną inspiracją dla mnie zawsze były Star Trek: Voyager i Stargate: Universe. Lubię te space opery, które nigdzie nie prowadzą: grupka fajnych, różnorodnych ludzi sobie leci w przestrzeń. Chill i czysta przygoda.

Formalnie natomiast chciałem żeby Stachanowiec in Space był takim japońskim shonenem: mamy bohatera z ulicy, który pod wpływem nietypowych okoliczności odkrywa, że ma świetne ponadprzeciętne umiejętności i los rzuca go w dużo większy konflikt niż jest w stanie ogarnąć. Chciałem żeby Władek Stachanowski był takim Luffym (One Piece), Yujim (Jujutsu Kaisen) czy Okarunem (Dandadan) i żeby cały komiks pokazywał drogę jaką przeszedł od zwykłego przegrywa do gościa na którym można polegać i który jest pewny tego kim jest i co potrafi.

Stylistycznie Stachanowiec jest głęboko inspirowany retro futuryzmem, głównie serią Alien ale też genialnymi Tales of the Loop. Chciałem żeby komputery działały na kasety, żeby sprzęty były ciężkie i mocno przemysłowe. Strasznie nie lubię tych “szklanych” wizji futurystycznych z hologramami i szklanymi klawiaturami więc tego chciałem uniknąć. Dlatego np. Zbyszek vel. ZUS w komiksie wygląda jak render twarzy z Playstation 1 czy 2.

No i wreszcie sporą inspiracją filozoficzną były dla mnie dzieła Iaina M. Banksa i seria Bobbieverse: chciałem przedstawić przyszłość tzw. “post-scarcity” kiedy okazuje się, że wynalazek replikatora, drukarek 3D czy taniej energii rozwiązuje sporo problemów, które sami stworzyliśmy w XX i XXI wieku i zamiast bić się o zasoby możemy po prostu eksplorować kosmos. Dlatego między innymi jest ten konflikt Polsko-Brazylijski żeby lepiej wybrzmiał przekaz całej trylogii.

Postawiłem sobie też specjalne zadanie: w komiksie musi być bardzo dużo jedzenia. Staram się, żeby w każdej scenie gdzie bohaterowie tylko siedzą i gadają było jakieś jedzenie/picie/fajki. Uważam, że za mało w komiksach jest takich ludzkich sekwencji gdzie Batman sobie strzeli burgerka, Superman kupi Latte Macchiato z bitą śmietaną a Corto Maltese zajada frytki. 

Sam bardzo cenię sobie takie wstawki, jak i komiksy, w których jedzenie odgrywa jakąś rolę, choć mam wrażenie, że większość czytelników za tym nie przepada. Dla przykładu świetny “Dorwać Jiro” nie był u nas popularny, a sympatyczny “Superman kontra meshi“ wręcz wyszydzany. 

Tak, zauważyłem to. Dostałem nawet komentarz, że w moich komiksach brakuje takich “heroicznych póz”: wiesz Władek stoi na krawędzi dachu z minigunem a w tle księżyc i całość oglądamy z niskiej dynamicznej perspektywy. Ludzie lubią ten heroiczny obraz postaci w komiksie i “kultowe kadry” i takie przyziemne sceny jakoś im nie leżą. Ja się zupełnie z tym nie zgadzam. Staram się dość fajnie wizualnie rysować sceny walki ale pomiędzy nimi jeśli bohaterowie siedzą to są rozwaleni w fotelu, jeśli stoją to w kontrapozie z ciężarem ciała na jednej nodze itd. specjalnie tak dobieram pozy żeby wyglądało, że bohaterowie są naturalni i zachowują się jak ludzie. Są te takie koszmarne sceny w komiksach jak np. Justice League siedzi w bazie Martian Manhuntera, wszyscy wyprostowani jakby kijek połknęli i w kostiumach. Kaman! Nikt by się tak nie zachowywał 😀 Ja bym zdjął ten lateks, i rozłożył się na krześle. Może to właśnie jest największy wpływ mangi na moją twórczość? Goku jedzący ryż, Sakamoto, który czyta gazetę w konbini czy Luffy który zachowuje się jak głupek ale potrafi być potężnym herosem kiedy potrzeba.

Blazej Qurjusz Kurowski wywiad 2

Rok 2024 to wręcz eksplozja Twojej twórczości. Wydałeś album, dwa zeszyty, dwa zbiorki, do tego kilka shortów w antologiach. Co się zadziało, że nagle Błażej Kurowski wyskakuje z każdej lodówki?

Tak się wydaje bo jest trochę bardziej o mnie głośno, ale od wielu już lat nie było takiego roku żebym nie opublikował 3-4 szortów gdzieś: ja BARDZO dużo rysuję ogólnie: stąd też mój profil na instagramie: vlepka a day: wlepka każdego dnia.

Po prostu, niestety, ale komiksy do zinów, magazynów, szorty i gościnne występy przechodzą u nas bez echa. Natomiast fakt jest faktem, że docisnąłem mocno rysowanie w 2023 roku (co dało się zobaczyć ilością premier w 2024) i 2024 (co teraz powoli zacznie być widać).

Kilka elementów się na to złożyło: po pierwsze jakoś w 2023 przy okazji festiwalu tanecznego w Krakowie zorganizowaliśmy spotkanie komiksiarzy i Unka powiedziała na nim takie zdanie, które dość mocno mi zapadło w pamięć: żeby być zauważonym i zapamiętanym, trzeba wydać album

Po drugie, wreszcie się przełamałem żeby wyjść ze swoją rzeczą do szerszej publiczności. Dostałem kiedyś dawno bardzo negatywne komentarze po jednym webkomiksie, który zrobiłem (już nawet nie pamiętam o co poszło, ale wiesz jak jest: raczej zawsze zapamiętasz to jedno złe słowo niż 10 komplementów) i trochę bałem się, że Stachanowiec też zostanie źle przyjęty. No ale przekonałem się, że nie ma co się krygować: yolo.

Po trzecie, dużo zacząłem czytać i analizować mangi; oglądać video z tego jak pisać scenariusze, jak rysować efektywnie i dość dobrze się złożyło, że nagle jak wpadł mi pomysł na album to opracowałem sobie metodę pracy, która mnie nie zniechęcała do rysowania: czyli szybkie rysunki, które wyglądają na tyle efektownie żeby przykrywać drobne niedociągnięcia anatomiczne.

Także mam nadzieję, że ludzie nie będą mieli mnie dość 😀 nie znoszę w sumie tego uczucia, że może być mnie za dużo.

Wpływ mangi na Twój styl i kreskę jest bardzo widoczny. Nie myślałeś o tym, aby spróbować swoich sił na tamtym rynku? Mamy tam już dwóch Polaków, scenarzystów. Wakat rysownika zatem wciąż wolny.

No nie powiedziałbym, że wolny: na przykład Mateusz Urbanowicz robi super robotę w Japonii.

Natomiast jeśli chodzi o mnie to wiadomo, że zawsze taka myśl jest z tyłu głowy, troszkę też szukałem opcji jak przetłumaczyć Stachanowca na japoński i jak ewentualnie można by to opublikować elektronicznie. Ale, rynek japoński jest bardzo, bardzo trudny i niezbyt przyjazny dla gaijinów; w sumie dla japońskich twórców też niezbyt 😀

W kraju gdzie wszyscy czytają mangę, przebicie się z serią do szerszej publiczności jest problematyczne nawet dla osób które doskonale znają realia tamtego rynku. Manga jednak ma swoje kanony, nie zawsze pozytywne, i jest mocno ograniczona formalnie. Już nie mówiąc o poziomie rysunkowym: to że moje rzeczy są dobrze przyjęte u nas nie znaczy, że tam by przeszły. 

W ogóle z zagranicznym debiutem to jest tak, że trzeba to dobrze rozplanować. Jestem głębokim zwolennikiem metodycznego podejścia do życia: zatrzymania się i przemyślenia zamiast podejmowania decyzji “na hurra”. Po co wydawać np. w Japonii czy Korei by zginąć zupełnie w zalewie innych rzeczy. Jeśli już chcemy to zrobić to trzeba zabudżetować ewentualne wyjazdy na konwenty (wiadomo, że kontraktu z wydawcą nie dostanie się od tak, trzeba go niejako wychodzić), autopromocję, jakąś strategię wydawniczą i ewentualnie nastawić się na konsekwencje tego jeśli się uda: czy jestem gotowy rzucić stałą pracę żeby rysować 10 stron komiksu tygodniowo, dzień w dzień przez najbliższych kilka lat. I co ewentualnie zrobić jeśli jednak po 10 odcinkach serializacji wydawnictwo zamknie serię. 

Na razie skupiam się na skończeniu 3 tomu Stachanowca i zobaczymy co potem. Głęboko szanuję japońskich twórców właśnie za to, że potrafią np. poświęcić 2-3 lata tylko na doskonalenie warsztatu. Jest taki twórca Yuto Sano, autor wydanego u nas Gokurakugai, który wygrał konkurs na publikację i serializację, ale zamiast od razu siadać do serii spędził bodaj 2 lata asystując innym twórcom, żeby nauczyć się obsługi Clip Studio, rastrów, składu, gradientów i ogólnie pracy nad serią. I trochę tak traktuję Stachanowca: jako solidną naukę warsztatu i test moich możliwości. 

Blazej Qurjusz Kurowski wywiad 4
Półeczka gdzie zbieram wszystkie magazyny i inne wydawnictwa gdzie pojawiły się moje komiksy i ilustracje, jak widać właśnie skończyło się miejsce, więc na Stachanowiec in Space 3 muszę posprzątać nową półkę.

Ta metodyka japońska ma wymierne efekty i korzyści. Manga podbiła świat, w tym również Polskę. Komiks wschodni to dla Ciebie główne źródło inspiracji?

Niekoniecznie. Bardzo lubię ich stylistykę i uważam, że wielu zachodnich rysowników mogłoby sporo się nauczyć od np. Naokiego Saito ale jednak jak się wejdzie w temat głębiej to bardzo dużo mang jest słabiutkich fabularnie. To co się do nas przebija to są faktycznie rzeczy fajne, preselekcjonowane i takie które odniosły już mniejszy lub większy sukces na miejscu. Ale wystarczy przejrzeć jakikolwiek numer Shonen Jumpa, żeby zobaczyć, że poza One Piece, Chainsaw Man i Dandadan magazyn publikuje sporo mocno średnich rzeczy. Jak wszędzie.

Staram się nie rozgraniczać czytelniczo na szufladki “komiks japoński”, “frankofoński” czy “amerykański” bo w każdym są szroty i diamenty. Ja przede wszystkim lubię dobre opowieści i czy dzieją się one w Tokio, Nowym Yorku czy Warszawie to tak naprawdę szczegół. Z resztą, sporo japońskich twórców sięga teraz też po zachodni komiks i coraz trudniej nakreślić wyraźną linię. Czy np. takie Hirayasumi to jeszcze manga, czy inspirowany komiksem frankofońskim slice-of-life? Albo w drugą stronę czy Daniel Warren Johnson to mangaka? Dużo czytam, zarówno literatury teoretycznej jak i różnych komiksów i staram się rozwijać z każdym komiksem który robię. Właśnie skończyłem pracować nad fajnym komiksem historycznym do scenariusza Daniela Gizickiego, który spokojnie mógłby pasować stylistycznie do jakiegoś francuskiego magazynu w stylu L’indispensable czy Metal Hurlant. Bardzo lubię robić typowo cartoonowe komiksy do Dreszczyka. Także to co rysuję jest jakąś wypadkową wszystkich rzeczy które czytam i oglądam; chętnie też zmieniam trochę styl by dopasować się do historii. Strasznie nie lubię jak autorzy stoją w miejscu: algorytm przez to mnie nie lubi na social mediach ale trudno 😀

Jasne, na mojej półce stoi sporo mang, ale stoją one obok Śledzińskiego, Adlera, wspomnianego DWJ, Briana O’Malleya, Mawila czy Croma.

Blazej Qurjusz Kurowski wywiad 3
(to taka powiedzmy 1/7 mojej kolekcji papierowej, ale najwięcej jednak czytam cyfrowo)

Piszesz, rysujesz, składasz i większość swoich autorskich tytułów wydajesz oraz dystrybuujesz samodzielnie. Nie przytłacza Cię ta liczba obowiązków?

Mam z tego dużą frajdę. Rysować lubiłem zawsze, więc przychodzi mi to dość naturalnie. Z pisaniem historia jest taka, że zawsze lubiłem opowiadać historie: a współpraca z innymi scenarzystami nie zawsze jest fajna (chociaż ci z którymi ja robię komiksy są najlepsi na świecie! Mówię głównie o złych doświadczeniach, które nie zaowocowały komiksami). Także stworzyć własną historię z własnymi obrazkami nie było mi bardzo trudno bo dużo szortów napisałem sam. Warto jednak wspomnieć, że Stachanowiec nie jest tylko mój: każdy tom miał beta czytaczy, redaktorów, korektę, korzystałem z pomocy przy okładce i składzie. Bardzo jestem wdzięczny wszystkim którzy mi w tym pomogli 🙂

Jeśli chodzi o skład to zawsze chciałem się tego nauczyć. Więc usiadłem kiedyś, poczytałem, pooglądałem filmiki, podpytałem znajomych jeśli czegoś nie rozumiałem i nauczyłem się składać samemu: i uważam, że jest to jedna z najbardziej przydatnych umiejętności w tworzeniu komiksów. Trochę otworzyła mi oczy na nowe możliwości.

Z wydawaniem to trochę wynika z mojego braku wiary we własne możliwości, o której wspominałem wcześniej. Pomyślałem sobie tak, że jeśli wyślę Stachanowca do jakiegoś wydawnictwa, oni to odrzucą to zupełnie przestanę wierzyć w ten materiał i nigdy go nie skończę. Także postawiłem wszystko na jedną kartę: wydam sam i niech czytelnicy ocenią. A potem już jakoś poszło. 

I wreszcie dystrybucja: siedzenie na stoisku na festiwalu jest bardzo męczące ale bardzo to lubię: mam od razu feedback na temat materiału, którego w inny sposób bym nie zebrał. A ogarnianie wysyłek do Gildii czy Strefy to prościzna: pamiętaj, że zawodowo pracuję w logistyce: mam gotowe etykiety, sam wymyślałem dla klientów procedury komisjonowania, trzymania stocku, nadawania przesyłek itd., więc to też nie jest dla mnie duży problem.

A wszystko to ogarniam przy pomocy oprogramowania Asana: każde nowe zlecenie sobie tam wpisuję, dodaję materiały, i w miarę postępu prac przesuwam sobie zakładki na kabanie żeby niczego nie ominąć. Jestem zwykle strasznie zapominalski, szybko się rozpraszam więc dopiero takie profesjonalne zorganizowanie pomogło mi ogarnąć i uporządkować to wszystko. Głupio mi to przyznać ale korporacyjne szkolenia i certyfikacje Prince czy LEAN jednak do czegoś mi się prywatnie przydały 😀

Takie podejście i działania opłaciły się. Stachanowiec zgarnął nominacje do kilku nagród, był obecny w wielu rankingach no i dobrze się sprzedaje. Nakład pierwszego tomu dobije zaraz do 800 szt. To świetny wynik dla niezalowca.

Dziękuję! Trochę jestem zaskoczony tym wszystkim bo jednak mój formalny debiut czyli S11: oddział śledczy, sprzedał się koszmarnie: ledwo ledwo wyprzedałem nakład 120 sztuk na przestrzeni 1,5 roku. To tak na marginesie był też trochę powód dlaczego pierwszy nakład Stachanowca to było tylko 150 sztuk. Wyszło jednak inaczej i sprzedał mi się on w trakcie 1-2 tygodni (Złote Kurczaki + sklepy internetowe) i trochę sobie plułem w brodę, że nie zrobiłem od razu 300 sztuk: druk by wyszedł taniej i nie płaciłbym za wysyłkę 2 razy. Ale jest drobny plus tej sytuacji: te 150 sztuk miało złą interlinię, kilka planszy było źle zeskalowanych (Historyjka poboczna: oryginalnie Stachanowiec wychodził na webkomiksach i nie dbałem zbytnio o rozmiar pliku jaki tworzyłem, i plansze 12-15 były narysowane na B4 600dpi , a reszta komiksu na A5 600dpi czyli te kilka planszy było 2,5 raza większe przez co dymki napisane tą samą wielkością fonta były maluteńkie) i było kilka innych niedociągnięć formalnych, które zaraz po premierze poprawiłem.

Trochę mi się marzy, żeby polska scena niezalowa urosła do takich rozmiarów jak scena doujinshi w Japonii, gdzie festiwal komiksowy Comiket ściąga pół miliona ludzi i pozwala autorom sprzedawać nakłady liczone w tysiącach sztuk. W czasach franczyzacji kultury, korposów, które zbijają miliony jednocześnie nie płacąc artystom za ich postacie/historie/ilustracje jak należy i wiecznych reedycji, remake’ów i restartów ciągle tych samych rzeczy fajnie by było jakby więcej czytelników postawiło na nowych twórców i nowe rzeczy.

Zgadzam się, tym bardziej, że na scenie niezalowej i generalnie w młodym polskim komiksie dzieje się dużo więcej, ciekawiej i oryginalniej niż w normalnym obiegu. Czego zresztą sam jesteś przykładem. Zatem czego można się spodziewać od Ciebie w najbliższym czasie? Rysujesz dla innych scenarzystów, tworzysz trzeciego Stachanowca, będzie też spin-off. Co jeszcze?

W najbliższym czasie głównie publikacje prasowe i zinowe, na 100% mogę powiedzieć, że będę w nowych Warchlakach Country, Roczniku Fantastycznym i Dreszczyku. O dwóch kolejnych publikacjach, które też już są potwierdzone będę informował jak dostanę datę publikacji.

Pracuję też nad Stachanowcem w innym języku niż polski: ja swoją robotę już zrobiłem (przeróbki kadrów) teraz wydawca pracuje nad dymkami i korektą. Ale to oficjalnie będę dawał znać jak będzie oficjalna zapowiedź więc na razie tylko tak sygnalizuję. 

Zrobiłem kilka kolejnych ilustracji do gry ttRPG WOSDEC: Plague Throne, w zeszłym roku jej wydawca Drew’s Basement LLC z Nowego Jorku niestety nie zebrał potrzebnej kwoty na kickstarterze i zdecydował się na wydanie samemu. Praktycznie wszystkie logo i projekty postaci są tam moje. Więc nie mogę się doczekać aż wreszcie wyjdzie podręcznik i go dostanę do rąk (mam nadzieję, że Trump schilluje z tymi cłami). 

Także na tamten rynek zrobiłem okładkę do kolejnej gry RPG The Gehenna Project i sporo ilustracji dla Kanadyjskiego sklepu z grami bitewnymi Fenris Workshop. Trochę w sumie to jest surrealistyczne uczucie wiedzieć że moje ilustracje są na szybkie jakiegoś sklepu na północy Ontario i prawdopodobnie nigdy nie zobaczę ich na żywo 😀

A stricte komiksowo, to jak wspomniałeś: na jesieni będzie mini zeszycik spin-off Stachanowca, zimą SiS 3, a potem się zobaczy: mam gotowy fajny cyberpunkowy scenariusz, może sam go narysuję jako takie 3 zeszyciki.