Nie bójmy się realizować pozornie nierealistycznych pomysłów – wywiad z Wioletą Detyniecką i Anetą Szczypczyk
17.06.2025 17:21
Czy trudno tworzy się dla dzieci? Czy komiksy zawsze powinny czegoś uczyć, czy mogą tylko bawić? Jak pracuje się w duecie? Na te i inne pytania odpowiadają Wioleta Detyniecka i Aneta Szczypczyk, autorki Kronik Wielkiej Puszczy, których pierwszy tom wydała niedawno Kultura Gniewu.
Trudno pisze się scenariusz komiksu dla dzieci? Inaczej, niż dla dorosłych?
🟡Wioleta Detyniecka: Wcale a wcale! Tak naprawdę główna fabuła powstała pewnej marcowej nocy. Nie mogłam spać, a rano obudziłam się z gotową historią. Przez kolejne dni wszystko kiełkowało i nabierało kształtów aż w końcu usiadłam i spisałam to co miałam w głowie. Pomysły na postacie, historię, wątki, smaczki omawiałam wstępnie z mężem, który pomagał mi to poukładać. Potem zaczęły się rozmowy z Anetą i tak to popłynęło swoim nurtem. Pierwszy raz miałam taki flow i mam nadzieję, że jeszcze tego doświadczę. A dla dorosłych jeszcze nie pisałam. Może w przyszłości, kto wie.
A gdzie są ograniczenia? Co stanowi największe wyzwanie?
🟡Największym ograniczeniem i wyzwaniem było powstrzymywanie się przed dłuższymi dialogami i monologami postaci. Cały czas musiałam sobie powtarzać, że przy komiksie, pierwszeństwo ma obraz, a dopiero potem słowa. Na początku było to dla mnie trudne. Przy pisaniu drugiego tomu poszło już dużo szybciej i łatwiej.
Rozrywka, czy warstwa dydaktyczna? Co jest konieczne? Co ważniejsze?
🟢Aneta Szczypczyk: Wydaje mi się, że żadnej z tych rzeczy nie można tak naprawdę nazwać ani ważniejszą, ani absolutnie konieczną. Czasem czysta rozrywka jest równie wartościowa i potrzebna jak treści dydaktyczne, ponieważ każdy z nas – dorośli i dzieci – potrzebuje chwili oddechu i luzu. Dla mnie najlepsze i najbardziej trwałe lekcje życiowe to takie, z których niekoniecznie zdajemy sobie nawet sprawę, a przy których świetnie się bawimy, bo jakoś tak łatwiej zapadają w naszą podświadomość i tym samym nas kształtują. Sama, jako dzieciak, pochłonęłam mnóstwo gier, filmów i książek, które absolutnie uwielbiałam, a które były źródłem całej skarbnicy wiedzy – o czym zorientowałam się dopiero po wielu latach. Przy tworzeniu „Kronik Wielkiej Puszczy” naszym głównym celem było po prostu opowiedzenie fajnej historii, ale opowieści mają to do siebie, że zawsze można z nich wyciągnąć jakieś morały, lekcje czy wnioski. Takim głównym przesłaniem tego tomu jest chyba to, że pozory potrafią bardzo mylić.
🟡Pisząc komiks zdecydowanie nie kierowałam się warstwą dydaktyczną. Chciałam aby to był lekki i przyjemny komiks. Taki dzięki, któremu dziecko trochę odpocznie od natłoku codziennych obowiązków w szkole, w domu, wsiąknie w tę historię i będzie się dobrze bawić. W trakcie pisania powstało kilka wątków, które niosą fajne przesłania (nie tylko dla dzieci!). Nie planowałam tego ale fajnie wyszło.
Wasz komiks opiera się o fantastykę, oscyluje na krawędzi opowieści grozy, niczym młodzieżowe klasyki, jak serialowe „Erie Indiana, czyli Dziwne Miasteczko”, czy „Wodogrzmoty Małe”. Skąd pomysł na taką właśnie konwencję?
🟢Chyba po prostu ze względu na to, że obie bardzo lubimy te klimaty i w nich czujemy się najlepiej. Być może to ja też trochę wizualnie pcham nastrój w tę nieco mroczniejszą stronę – choć staram się hamować – bo osobiście od dziecka jestem ogromną fanką fantastyki i dreszczowców.
🟡Tak! Fantastyka i groza zawsze i wszędzie. Aczkolwiek klimat grozy to chyba za dużo powiedziane. W komiksie dla dzieci trzeba być bardzo ostrożnym, szczególnie jeśli lubi się horrory i gotyckie powieści. Człowiek jest tym bardzo przesiąknięty więc łatwo przesadzić. Myślę jednak, że udało nam się z Anetą idealnie dobrać poziom „grozy” pod dzieci.
Dzieci lubią się bać? Sięgają po opowieści grozy, ponieważ…?
🟢Na pewno nie wszystkie dzieci chętnie sięgną po tego typu treści. Ale to dobre pytanie. Bo strach jest zasadniczo odbierany jako negatywna emocja, więc czemu ktokolwiek – tym bardziej dziecko – miałby lubić ją odczuwać? Niektórzy z nas po prostu lubią dreszczyk emocji. To chyba też kwestia ciekawości i fascynacji. Boimy się tego, czego nie rozumiemy, a dzieci często mają w sobie tę nieokiełznaną ciekawość i chęć dotarcia do sedna sprawy, która pozwala im przełamać lęk.
🟡Myślę, że to jest kwestia tego kto co lubi. Tak samo jak dorośli, nie wszystkie dzieci lubią się bać. Będąc małym berbeciem uwielbiałam oglądać „Gęsią skórkę”. Lubiłam się bać bo dla mnie strach wiązał się też z odwagą i z tym jak ten strach przezwyciężyć. Powtarzałam sobie „nie kupuje się dziwnych lalek w starych sklepach” albo „tylko głupi schodzi do piwnicy w środku nocy”. Może to zabrzmi dziwnie ale dla mnie straszne opowieści były też w pewnym sensie opowieściami survivalowymi. Jak przeżyć starcie z wampirem? Jak uciec upiorowi?
U was jest sporo fantastyki grozy, ale nie brak też humoru. To sposób na wypośrodkowanie, złagodzenie grozowego wydźwięku? Ma być strasznie, ale pod kontrolą, nie do przesady?
🟢Myślę, że po części tak, bo śmiech oswaja nas z tym, do czego czujemy dystans lub czego się boimy. Ja bardzo lubię połączenie humoru z grozą – operowanie takim prawie groteskowym kontrastem pomiędzy nimi to chyba mój ulubiony zabieg w ilustracjach. Wielką inspiracją jest dla mnie „Over the Garden Wall”, czyli „Po drugiej stronie muru”, który absolutnie mistrzowsko balansuje pomiędzy strasznym a zabawnym. Polecam tym, którzy nie widzieli!
🟡Dołączam do Anety! „Over the Garden Wall” jest przewspaniałe! A jeśli chodzi o humor to chyba nie dałabym rady napisać tej powieści bez śmieszków. Humor, który pojawia się w komiksie jest głównie moim humorem. Ale nie tylko! Czasami pojawiają się ilustrowane smaczki Anety, które uwielbiam. Swoje trzy grosze dodał też mój mąż. Bez tego ta historia byłaby na pewno nudniejsza.
Zaburzacie w komiksie schematyczne role płciowe – tu mama jest poważną naukowczynią, a tata zajmuje się domem (mając w piwnicy dość nietypową hodowlę grzybów). To sposób kształtowania myślenia na przyszłość? Ta warstwa dydaktyczna, o której wcześniej mówiliśmy?
🟢Przyznam szczerze, że odbiór rodziców Rózi przez czytelników był dla mnie jedną z większych niespodzianek, bo wiele osób zwraca uwagę na ten podział ról. I o ile faktycznie obu nam zależało na odbieganiu od stereotypowego podziału obowiązków domowych, to zaciekawiło mnie, jak bardzo zwróciło to uwagę dorosłych odbiorców. Zapewne ma to związek z tym, że to zaledwie pierwsza część serii i czytelnik dopiero poznaje postacie. Wiola chyba nie będzie na mnie zła, jeżeli zdradzę, że kanonicznie tata Rózi jest ekscentrycznym, ale szanowanym w środowisku mykologiem, naukowcem badającym grzyby, i ze względu na to, że jego pracownia znajduje się w piwnicy domu, często przejmuje główne obowiązki gospodarza. Bardziej zależało nam więc na przełamaniu konwenansu niż na kompletnym odwróceniu stereotypowych ról.
🟡Powierzchownie, można odebrać mylne wrażenie, że łamiemy tu jakieś schematy płciowe. Tu nie ma żadnych schematów ponieważ oboje rodzice Rózi są naukowcami. A życie naukowca, który działa aktywnie w swojej specjalizacji jest życiem dość zwariowanym. Terenowi archeolodzy mają do siebie to, że dużo jeżdżą. Szczególnie tacy, którzy działają na zlecenia. Tak jak napisała Aneta, tata Rózi jest mykologiem i to dość znanym specjalistą. A tacy ludzie są bardzo cenni nawet w naszym świecie. Akurat w pierwszym tomie widzimy tatę, który zajmuje się więcej domem. Ale tak naprawdę domem zajmuje się ten, kto akurat nie prowadzi badań i ma na to czas. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach uda mi się to bardziej pokazać.
Wioleto, ty sama jesteś archeolożką oraz zielarką. Rodzice komiksowej Rózi zdają się być trochę twoją wypadkową, przynajmniej zawodowo. Na ile wzorowałaś postaci na sobie?
🟡Nie tylko na sobie 🙂 Mój mąż jest również archeologiem i przez chwilę hodował grzyba. Był inspiracją dla taty Rózi. Do archeologii mam duży sentyment mimo że nie pracuję zawodowo. Wiem jak wygląda praca archeologa od podszewki więc łatwo było mi przedstawić to w komiksie. Jednym słowem, ułatwiłam sobie pracę. Dyplomowaną zielarką jestem od niedawna. Rośliny były, są i będą ważną częścią mojego życia i chciałabym jak najwięcej przemycić ich do komiksów.
A jak narodził się pomysł na tę historię? Na mieszankę grozy, fantastyki, na samo Jezioro Księżycowe? Najpierw powstał pomysł Wielkiej Puszczy, całe miasteczko, a dopiero później historia „zaginionego plemienia”?
🟡Tak jak pisałam już wcześniej, pomysł na główną fabułę powstał pewnej nocy. Przez kolejne dni wskakiwały kolejne elementy. Nie spieszyłam się, nic nie planowałam na siłę. Historię chciałam zacząć od przeprowadzki. Uwielbiam gdy historie zaczynają się od przeprowadzek! Miałam już imię głównej bohaterki. Rodziców. Chciałam aby w nowym miejscu zamieszkania była jakaś tajemnica do rozwiązania. Najpierw była Wielka Puszcza, potem dodałam „Zaginione Plemię”, historia zaczęła się rozbudowywać. Dużo rzeczy wskakiwało w trakcie pisania.
Aneto, w twoim przypadku „Kroniki Wielkiej Puszczy” również są debiutem komiksowym, choć masz doświadczenie zawodowe jako graficzka i ilustratorka. Skąd pomysł, by zając się komiksem?
🟢Komiks w moim życiu przewijał się od małego dziecka, ale dopiero później, jako nastolatka, miałam taki okres fascynacji tą formą. Pochłaniałam ogromne ilości webtoonów i komiksów internetowych i to chyba wtedy jakoś poważniej zaczęłam rozważać możliwość stworzenia swojego komiksu. Powstały w tym czasie nawet jakieś pierwsze próby, ale nigdy nie byłam do końca zadowolona ze scenariusza, więc ostatecznie nic z tego nie wyszło (może to i lepiej). Do tematu wróciłam na studiach, kiedy przyszło mi zdecydować o formie mojej pracy magisterskiej. Dalej nie do końca czułam się pewnie, próbując opowiedzieć własną historię, więc postanowiłam stworzyć komiksową adaptację „Czarnego Kota” E.A. Poe. Był to absolutny potwór, jeżeli chodzi o ilość pracy, bo oprócz ilustracji w technikach mieszanych (rysunek ręczny, cyfrowy i linoryt), zajmowałam się również tłumaczeniem tekstu z oryginału, wycinaniem stron specjalnych, ręcznym szyciem i oprawą albumu. Ale się udało. Niedługo po obronie odezwała się do mnie Wiola z „pewnym szalonym pomysłem”, a reszta to już historia 🙂
A jak doszło do waszej współpracy? Jak podjęłyście wspólny temat komiksowego debiutu?
🟡Z Anetą poznałyśmy się trochę przez przypadek. Powtarzam sobie, że chyba zadziałało tu jakieś przeznaczenie. W momencie gdy zaczęłam obmyślać fabułę od razu w mojej głowie pojawiły się scenki stworzone graficznie przez Anetę. Znałam jej styl i bardzo podobało mi się to co robi. Miałam też przeczucie, że historia może przypaść jej do gustu 🙂 Napisałam do niej na ig i tak to się zaczęło.
🟢Jak już wspominałam, Wiola wstrzeliła się w idealny moment w moim życiu. Urzekła mnie historia, którą chciała opowiedzieć, jej klimat i poczucie humoru, które bardzo pokrywa się z moim, więc nie mogłam się nie zgodzić.
Było trudno? Stworzyć wspólną opowieść? Uzupełniałyście się, w temacie scenariusza, czy koncepcji graficznej? Czy po prostu każda robiła swoją część?
🟢To jest jedna z najprzyjemniejszych współprac, jakie w swoim życiu podjęłam. I wcale się tu nie podlizuję – naprawdę tak jest. Choć raczej trzymamy się swoich ról, to na każdym kroku się ze sobą konsultujemy. Wiola pisze scenariusz i mi go wysyła, a ja odsyłam ze swoimi sugestiami i komentarzami (zawsze jest ich niewiele). Dokładnie tak samo działa to w drugą stronę z ilustracjami. Scenariusz jest wstępnie rozpisany z podziałem na kadry, ale mam dużo wolności w tej kwestii i jeżeli uznam, że coś lepiej byłoby przedstawić inaczej lub podzielić na sceny w inny sposób, to nigdy nie ma z tym żadnego problemu. To chyba po prostu kwestia dobrego zgrania i zaufania.
🟡Myślę, że dzięki temu, że obie mamy podobne poczucie humoru oraz to, że dajemy sobie nawzajem dużo luzu sprawia, że pracuje nam się tak dobrze. Wiadomo, na początku omawiałyśmy razem większość rzeczy ale im głębiej wchodziłyśmy w komiks tym mniej było ustaleń bo już każda z nas wiedziała czego się spodziewać i była to kwestia tylko „przyklepania”. Każdemu życzę takiej współpracy!
Ciężko było Wam znaleźć wydawcę? Kiedy komiks był już napisany, narysowany… co działo się dalej?
🟡Wydawcę znalazłyśmy od razu i to był trochę szok. Zaproponowano nam spotkanie (pozdrawiamy Szymona!) na którym dowiedziałyśmy się jak ta współpraca będzie dalej przebiegać. Potem była dłuuuga przerwa w komunikacji i już myślałyśmy że o nas zapomnieli ale udało się ustalić dalsze szczegóły. Od momentu ukończenia komiksu, kolejne etapy zadziały się błyskawicznie. Pamiętam jak kilka razy dziennie sprawdzałam maila żeby niczego nie przegapić i to mnie trochę stresowało. Na szczęście korekty były niewielkie. Z okładką było trochę nerwów ale uważam, że wyszło świetnie.
A jak oceniacie pierwszy odbiór komiksu? Były nerwy, w oczekiwaniu na pierwsze opinie, na czytelniczy, ale też rynkowy feedback?
🟢Nerwy zdecydowanie były duże, bo ciężko przewidzieć, jaki będzie odbiór. Zwłaszcza, że targetem są dzieci, które często są kwintesencją nieprzewidywalności. Na szczęście feedback, jaki do nas dociera, jest w przeważającej części bardzo pozytywny, co nas ogromnie cieszy i motywuje. Głównym powtarzającym się „zarzutem” jest to, że komiks jest za krótki i chciałoby się więcej – co uważam za komplement, bo to oznacza, że historia wciągnęła.
🟡Odbiór jest bardzo pozytywny! Najlepszą recenzje jaką dostałam była historia pewnego taty, który przyłapał swoją córkę na czytaniu komiksu późną nocą, schowaną pod kołdrą z latarką. Ja też tak robiłam za dzieciaka i zawsze czytałam wtedy wciągające książki. Poprosimy więcej takich historii!
Jakie macie rady dla początkujących twórców? Patrząc wstecz, co możecie poradzić, zasugerować, podpowiedzieć?
🟢Same jesteśmy dopiero na początku tej drogi i ciągle się uczymy, więc nie jestem pewna, czy mamy już jakiekolwiek kompetencje, żeby udzielać porad. Wydaje mi się, że my miałysmy w tym wszystkim też bardzo dużo szczęścia. Gdybym jednak miała wymienić takie najważniejsze lekcje, jakie udało mi się wyciągnąć z tego doświadczenia, to to, jak istotne jest zaufanie i komunikacja przy pracy w duecie. Bardzo pomocne jest też wypracowanie sobie dobrego systemu – i to niezależnie od tego, czy działamy solo, czy w tandemie. No i odwaga. Nie bójmy się realizować pozornie nierealistycznych pomysłów, bo nigdy nie wiadomo – a nuż się uda. Być może oklepane, ale bardzo prawdziwe.
🟡Ja tylko dodam od siebie ważną rzecz: jak nagle, w środku nocy nie możesz spać bo wymyślasz sceny i dialogi do kolejnych historii, a przez następne dni to nie znika to ZAPISZ JE SOBIE. Nigdy nie wiadomo co z tego wyniknie.
I najważniejsze pytanie: kiedy możemy spodziewać się kolejnego tomu? Bo pierwsza część kończy się cliffhangerem, który zdecydowanie pobudza apetyt na więcej…
🟢Scenariusz jest już napisany, obecnie trwają prace nad ilustracjami, czyli najbardziej czasochłonnym etapem – i tu przyznaję się bez bicia: to ja jestem spowalniaczem. Premierę tomu drugiego planujemy na wiosnę przyszłego roku, więc trzymajcie kciuki!
Kroniki Wielkiej Puszczy #01: Tajemnica starszej pani
Pierwszy tom nowej serii dla młodych czytelników!
Rózia wraz z rodzicami przeprowadza się do małego miasteczka leżącego przy Wielkiej Puszczy, tuż nad Jeziorem Księżycowym, zwanym Rogalikiem. Mama dziewczynki będzie prowadzić tam badania archeologiczne pradawnej cywilizacji, o której bardzo niewiele wiadomo.
W nowym miejscu rodzina natychmiast poznaje dziwaczną kozę, która zachowuje się zupełnie „niekozio”, kota, który nie ma nic przeciwko temu, żeby go przygarnąć, oraz sąsiadkę, tajemniczą staruszkę, która zachowuje się w dość podejrzany sposób.
Trochę z nudów, a trochę z wrodzonej dociekliwości Rózia postanawia ją śledzić i odkrywa, że staruszka co kilka dni przemyka do lasu, gdzie znika na kilka godzin. W dodatku z jej domu często słychać straszne hałasy, a koza, pupilek sąsiadki, pojawia się w dziwnych miejscach i o dziwnych porach. Tak jakby ona z kolei szpiegowała rodzinę Rózi.
W pierwszym tomie „Kronik Wielkiej Puszczy” tajemnica goni tajemnicę, ale nie brak też miejsca na nową przyjaźń, szalone przygody i odrobinę – może nawet całkiem sporą – magii!
7.03.2025
I
Kolor
Twarda
165×235 mm
68
39,90 zł
9788368331172