Na kolejne numery „Produktu” pomysłów nam nie brakuje – wywiad z Marcinem Łuczakiem

Data publikacji

3.11.2025 08:00

Kultowy magazyn Produkt powrócił już dwukrotnie. Nie wydarzyłoby się to gdyby nie osoba Marcina Łuczaka, który przez lata z uporem i niewzruszoną cierpliwością nie tylko lobbował za jego zmartwychwstaniem, ale i ostatecznie dopilnował by odbyło się ono należycie. Z Marcinem rozmawiam o kulisach obu numerów. Najnowszy premierę miał na minionym MFKiG.

Zeszłoroczny powrót Produktu przez wielu był określany jednym z najważniejszych wydarzeń roku. Opowiedz jak do niego doszło i jaki był w tym Twój udział?

Pierwsza rozmowa na ten temat odbyła się w maju 2018 roku. Michał był wtedy gościem na Dniu Darmowego Komiksu w Czytelni Komiksów NOVA w Poznaniu. Po spotkaniu i sesji autografów poszliśmy na obiad i w trakcie rozmowy zapytałem czy są plany na jakiś numer jubileuszowy (a zbliżała się wtedy 20 rocznica premiery pierwszego numeru). Okazało się, że bardzo wstępne plany były, ale Michał nie miał czasu się tym zajmować. Zaproponowałem, że mogę pomóc w koordynowaniu tematu i nie tylko. Wstępnie się dogadaliśmy, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo inne aktywności Michała nie pozwoliły mu ruszyć tego tematu.

Przeskakujemy do stycznia 2023. Zrobiłem sobie prezent na czterdziestkę i pierwszy raz wybrałem się na Międzynarodowy Festiwal Komiksu do Angoulême. Śledziu też wybrał się pierwszy raz. Jako, że zbliżała się powoli 25 rocznica premiery pierwszego numeru Produktu, już od pewnego czasu zapisywałem pomysły na to, jak mógłby wyglądać taki rocznicowy numer. Jednego wieczoru, podczas wieczornej nasiadówce przy wodzie mineralnej, poprosiłem Szymona Holcmana z Kultury Gniewu o chwilę rozmowy. Przedstawiłem mu mój pomysł na świętowanie 25 rocznicy Produktu, opowiedziałem jakie mam pomysły na zawartość, itp. Szymon się zapalił do pomysłu i powiedział, że jeśli tylko namówię na to Śledzia, to Kultura Gniewu to chętnie wyda. Na drugi dzień, podczas dyżuru na polskim stoisku na festiwalu, poprosiłem Michała o rozmowę. Zrobiliśmy sobie spacer po stoiskach, a ja w tym czasie opowiedziałem Michałowi moją wizję. I jemu też się spodobało. Potem, przez około rok, temat był uśpiony, ale w okolicach kolejnego festiwalu w Angoulême, wróciliśmy do projektu i ruszyliśmy mocno z tematem. Efektem są dwa nowe numery Produktu na rynku.

Już wtedy założyliście sobie wydanie dwóch numerów? Jednego, w którym żegnacie się ze starą ekipą, i drugiego, w którym prezentujecie to co nowe na rynku?

Tak. Od początku był plan na dwa numery. Bo przecież głupio tak świętować 25 lat dwudziestym czwartym numerem i nie dotrzeć do numeru dwudziestego piątego (śmiech). A tak serio, to od razu powstał pomysł by zrobić numer z klasycznym składem Product Crew, a po nim jeszcze jeden z nowymi twórczyniami i twórcami. Czasy się trochę zmieniły, rynek mocno urósł, także w kwestii komiksu niezależnego i obecnie jest o wiele więcej osób tworzących komiksy. Nie chcieliśmy tego zignorować, a wręcz zależało nam na tym, by pokazać jak rynek obecnie wygląda. To od zawsze była jedną z ról Produktu.

Jak udało Ci się zaangażować CD Projekt RED do tego przedsięwzięcia?

W tym temacie ja tylko kibicowałem. Pomysł i jego realizacja należały do Śledzia. Zadzwonił do swojego znajomego jeszcze z czasów dziecięcych, Michała Nowakowskiego, Joint CEO w CD Projekt RED i zapytał czy zainteresowała by ich współpraca przy nowych numerach Produktu. Michałowi się pomysł spodobał i wkrótce dostaliśmy oficjalną zgodę. Podpisali umowę z Kulturą Gniewu, a my wzięliśmy się do pracy nad nowymi numerami. Dzięki wsparciu finansowemu z CDPR mogliśmy zapłacić autorkom i autorom za pracę, a dodatkowo dostaliśmy wolną rękę w korzystaniu z takich franczyz jak Wiedźmin czy Cyberpunk 2077.

Jak z Twojej perspektywy ogarniacza wyglądała współpraca z poprzednią ekipą Produkt Crew, a jak z nową? Powszechnie wiadomo, że proces twórczy te dwie i pół dekady temu wyglądał mocno chaotycznie.

Praca przy obu nowych numerach Produktu wyglądała zaskakująco podobnie, jeśli chodzi o terminy i zamykanie numeru. Mieliśmy autorki i autorów, którzy bardzo wcześnie dostarczyli swoje materiały, którzy dostarczyli je zgodnie z terminem oraz takich, którzy przekroczyli deadline’y i dosyłali materiały z opóźnieniem. W obu przypadkach numer zamykaliśmy na ostatnią chwilę, bo zawsze z czymś się nie wyrabialiśmy.

Za to bardzo zmieniła się praca dzięki dzisiejszej technologii – przechowywanie plików w chmurze i natychmiastowy dostęp do nich, przesyłanie dużych plików w kilka chwil, wspólna praca wielu osób na jednym pliku czy natychmiastowy kontakt w czasie rzeczywistym. Nawet nie próbuję myśleć jak to by nam wyszło, gdybyśmy musieli stosować metody i możliwości sprzed 25 lat. Czuję, że wtedy nie dowieźlibyśmy rzeczy w terminie.

Marcin Łuczak wywiad 1
Foto: Śledziu

Co decydowało o tym jakich nowych twórców / twórczynie zaangażujecie do 25 numeru?

Michał, odpowiadając na to pytanie, zawsze mówi, że po prostu spojrzał co ma na półce. I w tym drobnym, niepozornym stwierdzeniu jest bardzo dużo prawdy. Autorzy i autorki, których komiksy możecie przeczytać w dwudziestym piątym numerze Produktu to osoby, których komiksy lubimy, czytamy i kupujemy. Ich komiksy są na półkach Michała i są na moich półkach. W zasadzie wszystkie te nazwiska to czołówka współczesnego polskiego komiksu. A jest jeszcze masa autorek i autorów, których równie chętnie byśmy widzieli w Produkcie, ale numer nie jest z gumy i więcej nie daliśmy rady zmieścić.

Jesteśmy bardzo dumni ze składu, jaki udało nam się zebrać w tym numerze.

Jedyne czego mi zabrakło w nowym rozdaniu to mocnych debiutów pokroju KRLa czy Clarence’a, które były charakterystyczną cechą dawnego Produktu. Rozumiem, jednak, że w tej kwestii mógł być pewien kłopot.

Pewien kłopot był, ale strzelam, że trochę inny niż myślisz. Otóż barierą, która nas blokowała na początku, był budżet. Od początku chcieliśmy mieć debiutanta lub debiutantkę w tym numerze. Jednak po pierwszym podliczeniu kasy i wybraniu składu, okazało się, że chyba nie starczy nam kasy na debiut. A trzeba tutaj zaznaczyć, że przy 25 numerze Michał i ja zrezygnowaliśmy z wynagrodzenia, by starczyło na zapłacenie reszcie ekipy.

Ale ostatecznie i tak debiut się pojawił, bo do numeru trafił komiks Niewidzialna ręka od Tomka Kontnego i Damiana Masłowskiego. O ile Tomek już zjadł zęby na pisaniu scenariuszy do komiksów, tak Damian to debiutant. A środki na wynagrodzenie dla chłopaków się znalazły i dostali wynagrodzenie za swoją pracę.

Cieszymy się, że mamy ich w nowym numerze Produktu.

W jubileuszowym numerze zmieniła się też ekipa odpowiedzialna za publicystykę. Mam wrażenie, że na bardziej ostrą i wyszczekaną.

Czy ja wiem? Ja zawsze tak odbierałem publicystykę w starych numerach Produktu. Chłopaki pisali o tym co chcieli i jak chcieli, bez zwracania uwagi na konwenanse. A wszystko wynikało z tego, czym się jarali w tym czasie. I teraz jest podobnie. Może po prostu zazwyczaj teksty publicystyczne są wyważone i nie mają pazura, a teraz, gdy nowa ekipa napisała swoje teksty, te swoim tonem i wymową się wyróżniają wśród współczesnych tekstów. I jednocześnie nawiązują do ówczesnej produktowej publicystyki.

Czy w przypadku tych dwóch numerów jest coś czego nie udało się finalnie zrealizować i masz poczucie niedosytu?

Obydwa numery wyszły znacznie lepiej, niż sobie wstępnie wyobrażałem. Świetne składy, zacne komiksy i teksty, bardzo fajne ilustracje. I do tego w obu przypadkach znacznie większa objętość niż kiedykolwiek. Do tej pory rekordem Produktu było 148 stron. Teraz mamy 190 stron w numerze 25 oraz aż 224 strony w numerze 24. No i pojawił się kolor! Na początku się trochę przed nim wzbraniałem, ale teraz się cieszę, że uległem namowom Michała i Szymona.

A co się nie udało? W numerze 24 chciałem mieć całe oryginalne Product Crew, ale z różnych względów nie ma w nim komiksów od Ryszarda Dąbrowskiego, Bartosza „Mariana” Ślesińskiego i Macieja „Simsona” Simińskiego. Simson dał radę dostarczyć tylko grafikę do galerii. Co prawda świetną, ale szkoda, że nie udało się z komiksem. Natomiast przy numerze 25 pierwotnie jedną z okładek miał stworzyć inny artysta, ale nie doszło to do skutku. Ostatecznie wyszło to na dobre, bo później zaproponowaliśmy zrobienie okładki Błażejowi “Qrjuszowi” Kurowskiemu i wyszła fantastycznie. Ponadto Osiedle Swoboda miało być znacznie dłuższe, ale ogrom pracy, jaka na Michała spadła w tym czasie, nie pozwoliła na zrealizowanie pierwotnej wizji. I to też skończyło się bardzo dobrze, bo dzięki temu w numerze pojawił się komiks Tomka i Damiana.

Marcin Łuczak wywiad 2
Foto: Daniel Hilbrecht

A propos okładek, do jednej z alternatywnych wersji wykorzystaliście obraz Joanny Karpowicz. Co prawda Joanna oficjalnie zrezygnowała z tworzenia komiksów, ale nie kusiło Was aby namówić ją na jakiś mały produktowy łabędzi śpiew?

Współpraca z Asią nad jakimś projektem to zawsze było jedno z moich komiksowych marzeń. To fenomenalna artystka z zachwycającym warsztatem, ogromną wrażliwością i świadomością twórczą. Fakt, że przyjęła od nas zaproszenie i udostępniła swój obraz na okładkę Produktu 25, był i jest dla nas powodem wielkiej radości.

Jednak świadomie nie pytaliśmy Asi o komiks do nowego numeru. Oczywiście komiks od takiej artystki byłby spełnieniem kolejnego marzenia, ale decyzja Joanny o odejściu od tej gałęzi sztuki była jednoznaczna i nie pozostało nam nic innego niż to uszanować. Jeśli jednak kiedyś zmieni zdanie, to powitamy ją z otwartymi rękami.

Te 25 lat temu Produkt kompletnie zmienił scenę uświadamiając czytelnikom, że komiks to nie tylko klasyka PRLu i amerykańskie superhero. Było to wydarzenie z kategorii tych całkowicie zmieniających perspektywę. U Ciebie też tak to zadziałało?

Zdecydowanie tak. Wcześniej z polskich komiksów znałem głównie Kajka i Kokosza, Kleksa i inne klasyczne tytuły. Nowsze nazwiska i tytuły poznawałem przeglądając kolejne numery AQQ w lokalnym Empiku. Ale dopiero gdy pojawił się Produkt, dostałem z liścia w twarz. Dla mnie to był gamechanger. To była nowa jakość, surowa i oryginalna, ale jednocześnie idealnie trafiającą do takich osób jak ja. I już nie miałem innej możliwości, jak kupować na bieżąco kolejne numery. Nie zliczę ile razy wędrowałem po mieście zaglądając do kiosków, szukając nowego numeru.

I to zauroczenie Produktem nigdy nie zniknęło, czego dowodem jest to, co robię teraz.

Myślisz, że współcześnie jest jeszcze szansa, żeby zrobić w naszym komiksowie podobną rewolucję?

Pytanie, czy taka rewolucja jest potrzebna? 25 lat temu, w obliczu znikomej obecności polskiego komiksu w powszechnym obiegu i dominacji komiksu superbohaterskiego w kioskach, taka zmiana musiała nadejść. Dzisiaj, gdy mainstreamowe tytuły są na wyciągnięcie ręki i paru kliknięć, gdy Internet oferuje swobodę publikacji online i teoretycznie nieograniczoną dostępność, gdy segment komiksu niezależnego jest tak żywy i rozwijający się, kolejna tego typu rewolucja jest zwyczajnie zbędna. Przynajmniej moim zdaniem.

Marcin Łuczak wywiad 3
Foto: Daniel Hilbrecht

Na spotkaniu podczas MFKiG przekonywaliście, że to już ostatni numer i więcej nie będzie. Z kolei w ostatnim podpasku, w 25 numerze P., Śledziu wyraźnie daje znać, że chętnie by pociągnął temat. Znów puszczacie oko do czytelników?

W podpasku, o którym mówisz, Śledziu wspomina, że chce porozmawiać z szefami CD Projekt RED. Przy 24 i 25 numerze, dzięki ich wsparciu, dysponowaliśmy budżetem, który pozwolił nam na zapłacenie autorom i autorkom za ich pracę. Jeśli uda nam się zorganizować kolejne dofinansowanie, to myślę, że pokusimy się o kolejny numer. Ja bardzo bym chciał. A pomysłów nam nie brakuje.

To może masz ochotę trochę pofantazjować? CD PRojekt RED daje zgodę i finansowanie. Jak hipotetycznie mógłby wyglądać dwudziesty szósty numer wg Ciebie?

Napisałem, że pomysłów nam nie brakuje, ale każdy z nich trzeba by było dobrze przemyśleć i zobaczyć co będzie najlepszym kierunkiem. Dlatego nie pokuszę się o gdybanie. Ale jedno jest pewne – to znów było by coś innego niż poprzednie dwa numery. Najpierw była “stara gwardia”, czyli klasyczne Product Crew, potem świeża krew. Jeśli moglibyśmy zrobić jeszcze jeden numer, to znów by była okazja do przełamania w pewien sposób schematu klasycznych numerów i zrobienie czegoś trochę inaczej.

Nie masz obaw, że stali czytelnicy “dawnego” Produktu, poprzez takie przełamywanie schematów, odchodzenie od tego “co było kiedyś”, na rzecz tego co jest teraz, mogą poczuć się zawiedzeni?

Wierzę, że czytelnicy i czytelniczki, którzy czytali kiedyś dawne numery Produktu, mają głowę otwartą na nowości. Zresztą to taka sama sytuacja jak 25 lat temu. Wtedy Produkt też był czymś nowym, innym niż większość komiksów ukazujących się na rynku. I przebił się do świadomości ludzi, zarówno do miłośników tego medium, jak i do osób spoza komiksowej bańki. Teraz już nie ma potrzeby buntu i komiksy są trochę inne, ale to nie znaczy, że gorsze. A rozwój jest potrzebny. Zastanie się w jednym podejściu i brak otwartości na nowe, to w moim odczuciu niekoniecznie dobry pomysł.

No i przełamywanie schematów nie oznacza, że np. klasyczni Twórcy Produktowi nigdy nie wrócą.