Proste rzeczy są najtrudniejsze – wywiad z Marcinem Podolcem

Data publikacji

8.08.2025 08:00

Kategorie

Publicystyka

Marcin Podolec wywiad fot Kacper Zamarlo Autor zdjęcia: Kacper Zamarło

Ponad piętnaście lat temu, w czerwcu 2010 roku na łamach Kolorowych Zeszytów przeprowadziłem wywiad z Marcinem Podolcem. Ukazał się on dosłownie na trzy dni przed jego 19. urodzinami, przypadającymi na 25 czerwca. Tuż przed zaplanowaną na 26 czerwca 2010 premierą Kapitana Sheera na Bałtyckim Festiwalu Komiksu. Był to jego albumowy debiut w Kulturze Gniewu, które Kolorowe objęły swoim patronatem. Artysta komiksowy używający wówczas pseudonimu Kolec właśnie skończył szkołę średnią i zdał na łódzką filmówkę. Znajdował się u progu wielkiej — jak się późno okazało — kariery. Nie tylko komiksowej.

Wtedy Marcin Podolec był autorem przed dwudziestką, ale już z dwoma albumami komiksowymi i szeregiem szorciaków na koncie. Z nieźle wyrobionym nazwiskiem, ale ciągle z etykietką „młodego i zdolnego”. Był na początku swojej drogi. Dziś urodzony w Jarosławiu twórca znajduje się w zupełnie innym miejscu. Kieruje studiem animacji Yellow Tapir Films, wykłada na łódzkiej Szkole Filmowej i szykuje się do premiery dwudziestego albumu w swojej niezwykle udanej karierze twórcy komiksowego.

Poniższa rozmowa narodziła się z okazji zbliżającej się premiery albumu Sezon spadających gwiazd, ale z Marcinem rozmawiamy nie tylko o jego najnowszym komiksie. Przedsprzedaż Sezonu… rusza już w tę niedzielę, 10 sierpnia. Wydawnictwo Kultura Gniewu przygotowało cztery pakiety z różną ilością limitowanych dodatków.

Sezon spadajacych gwiazd II

 

We wrześniu 2024 na łódzkim MFKiG ukazał się Sezon spadających gwiazd, który jest jednocześnie Twoim niezalowym debiutem i (niejako) zapowiedzią pełnometrażowego albumu pod tym samym tytułem. W jego kontekście piszesz, że czułeś się „niepewnie wracając do dorosłego komiksu” po okresie (wytężonej, jak rozumiem) pracy nad serią Bajka na końcu świata. Zastanawiam się skąd ta niepewność u takiego komiksowego weterana. Czułeś presję przed tym „powrotem”? Miałeś tremę?

Marcin Podolec: Miałem tremę! I choć nie wątpiłem w swoje umiejętności, to zastanawiałem się, czy ktoś na taki komiks ode mnie czeka, jaka będzie energia zwrotna. 

Ostatni tom Bajki ukazał się w marcu 2023. Jak przyznałeś w rozmowie z Dominikiem Szcześniakiem, po zakończeniu serii chciałeś odpocząć od pracy nad komiksem. Skąd wziął się i w jakich okolicznościach zaczął kiełkować pomysł na Sezon…?

Najprościej będzie odpowiedzieć, że Sezon spadających gwiazd wziął się z mojej przeszłości, kiedy przez sześć lat trenowałem kosza. Byłem młodzikiem i później kadetem Znicza Jarosław. Już nie dzieckiem, ale jeszcze nie dorosłym, co okazało się ciekawym okresem do przedstawienia w albumie. 

W liceum definitywnie przestawiłem się na rysowanie komiksów, ale koszykówkę wciąż miałem z tyłu głowy. I w snach. Temat wisiał w powietrzu, a ja pierwszy raz sięgnąłem po niego chyba w okolicach 2019 roku. Nieskutecznie. Więc kiedy już zregenerowałem się po zakończeniu serii o Bajce i Wiktorii, Sezon… niejako na mnie czekał.

Mógłbyś powiedzieć coś więcej o tym podejściu w 2019?

To miał być przede wszystkim komiks o przemocy, pokazujący niemal wyłącznie ciemną stronę bycia w drużynie. Podejrzewam, że wyszedłby z tego album dużo mniej dowcipny i zniuansowany. I nie byłoby w nim babci!

Plansze z pierwszej wersji „Sezonu spadających gwiazd” z 2019

W Twoim najnowszym komiksie odczuwam vibe Fistaszków Schulza. To celne skojarzenie, czy raczej niedolot? Byłbyś w stanie przywołać jakieś inspiracje komiksowe lub inne, które jakoś złożyły się na to, jak wygląda i jak „działa” Twoja najnowsza produkcja? Mając na uwadze potencjalnego czytelnika, który nie czytał zinowego Sezonu…, może mógłbyś zestawić swój komiks, aby wiedział czego się po nim spodziewać.

Jeśli chodzi o komiksowe inspiracje, to nie byłoby tego albumu w obecnej formie bez Codziennej walki Larceneta, Wilsona Clowesa czy SuperMutant Magic Academy Tamaki. Bez Fistaszków czy Calvina i Hobbesa oczywiście też nie. Ale też bez wielu książek, zbiorów opowiadań. Myślałem o kolejnych planszach, właśnie jak o krótkich formach literackich. 

Dużo czasu poświęciłem na znalezienie stylu. I nie mówię tu o rysunku. Formuła jednoplanszowych opowieści dała mi duże pole do improwizacji, co bardzo lubię. Na przykład, jednego weekendu, kiedy akurat nie miałem nowych pomysłów, włączyłem dawno niesłuchaną płytę i z kolejnych utworów brałem słowo lub zdanie, które rozwijałem w nowe odcinki. W kontrze do tej swobody stał surowy, sześciokadrowy układ strony. To była dla mnie świetna szkoła komiksu, bo proste rzeczy są najtrudniejsze. 

Jak wyglądał proces powstawania Sezonu…, zarówno w jego wersji zinowej, jak i albumowej? Od samego początku planowałeś, że podzielisz tę historię w ten sposób? Czy pamiętasz kiedy postawiłeś — metaforycznie lub dosłownie — pierwszą, a kiedy ostatnią kreskę?

Pierwsze plansze z tego projektu wysłałem Szymonowi z Kultury Gniewu już na początku 2020 roku, a gadaliśmy o tym od 2019. Tylko że wtedy miał być to tradycyjnie rozumiany komiks fabularny, w kolorze. Czarno-białe jednoplanszówki z rastrem zaczęły powstawać dopiero jesienią 2023 roku. Co ciekawe, ten album wziął się z kryzysu i chęci zrobienia czegoś gniewnego i brutalnego. Ale im więcej rysowałem, tym bardziej się uspokajałem, a razem ze mną – treść komiksu. Ostatnią kreskę postawiłem w lipcu 2025 roku, w czasie poprawek redakcyjnych. 

Jeśli chodzi o proces, najtrudniejsze i najbardziej satysfakcjonujące przy Sezonie... było wymyślanie scenariuszy do kolejnych odcinków. Czasami zajmowało mi to kilka godzin lub dni. A puentę do epizodu Faul taktyczny wymyśliłem po niemal dwóch latach! Samo rysowanie było już formalnością, zwykle schodziły mi dwie lub trzy godziny na jedną planszę. No i na pewno czymś niezwykłym było wydanie w trakcie prac wspomnianego już przez Ciebie zina. Dzięki tej sytuacji dostałem mnóstwo feedbacku, poznałem moich czytelników i… polubiłem wystawianie się na targach z własnym stoiskiem. 

Czy w trakcie pracy nad tym komiksem pojawiło się coś, co Cię zaskoczyło, co okazało się niespodziewanym wyzwaniem, z czym musiałeś się zmagać?

Obyło się bez niespodzianek, ale na pewno od początku wyzwaniem była docelowa forma wydania. Gruby zbiór krótkich historii to zwykle antologia gazetowych pasków, które można czytać na wyrywki. Mnie chodziło o coś innego, o ulepienie z tych opowiadanek większej fabuły. 

Dużo pracuję nad krótkimi historiami w animacji i poczułem się gotowy, by ponownie zmierzyć się z nimi w komiksie. Ponownie, bo przypadkiem wyszło takie koło, że te piętnaście lat i dziewiętnaście albumów temu też gadaliśmy z powodu zbioru czarno-białych historyjek — Kapitana Sheera. No więc, skoro w Sezonie… próbuję wciągnąć czytelnika w dłuższą lekturę, chciałem o niego zadbać. Dlatego co jakiś czas przełamuję te sześciokadrowe plansze niemymi pełnostronicowymi ilustracjami. Pomyślałem, że to da miejsce na oddech, na zaparzenie herbaty. 

Poza tym: puenty. Wiedziałem, że nie mogę na każdej planszy dążyć do żartu, bo zaczną się wzajemnie zjadać. Dlatego duża część historii kończy się smutno, refleksyjnie albo jakimś zawieszeniem. I w sumie te lubię najbardziej, na przykład odcinki Ptaki lub Fetor.

Sezon spadających gwiazd fragment1

Wydaje mi się, że nie tylko w polskim komiksie aż roi się od podszytych sentymentalizmem, słodko-nostalgicznych wspomnień własnego dzieciństwa i nastoletniości ze strony przedstawicieli pokolenia dzisiejszych milenialsów. Sezon… wydaje się w ten trend wpisywać. Co byś odpowiedział złośliwemu krytykowi, który narzeka, że to KOLEJNA pozycja tego typu i ile w ogóle można.

Wiesz co… chyba nic bym nie odpowiedział. Dajmy ponarzekać złośliwym krytykom.

To może zapytam, jak postrzegasz nostalgię i w jaki sposób wykorzystałeś ją w swoim komiksie?

Nostalgię w moim komiksie rozumiem jako operowanie wspomnieniami, które coś we mnie uruchamiają. W dowolny sposób — mogą przywoływać uśmiech, ale też sprawiać ból. Te wspomnienia to fundament Sezonu…, ale bardzo pilnowałem się, żeby nie przeszarżować. Na pewno nie interesowało mnie zrobienie z tego komiksu wyliczanki spod szyldu „hej, a to pamiętacie”?

Sezon spadających gwiazd to nie-autobiografia, ale jak sam przyznajesz „niektóre strony przy rysowaniu „paliły w serce”. Dlaczego zdecydowałeś się na przyjęcie takiej właśnie perspektywy? Dlaczego nie chciałeś pójść w tryb full-autobio?

Moje koszykarskie życie nie było tak interesujące, jak zlepek wrażeń, zasłyszanych historii, rodzinnych sytuacji. Postać babci jest sklejona z trzech osób z mojej rodziny, podobnie inni bohaterowie. Ale ten album to nie tylko wspomnienia, jest w nim dużo teraźniejszości – chociażby wątek starszego, chorującego psa, który potrzebowałem przepracować tu i teraz. Więc odpowiedziałbym pytaniem na pytanie: full-autobio? A po co?

Czy da się Twoją karierę podzielić na jakieś etapy? Okres 2008-2013 to czas realizacji autorskich projektów, naznaczony sukcesami w postaci drugiego miejsca w plebiscycie Komiks Roku 2010 (Kapitan Sheer) i Komiksusem w 2012 i nagrodą PSK za 2011 (Czasem). Okres między 2013 a debiutem Bajki to czas gdy zrealizowałeś „trylogię dokumentalną” (Fugazi Music Club, Dym, Morze po kolana) i scenariusz Daniela Chmielewskiego (Podgląd), gdy skupiłeś się na ilustrowaniu pomysłów innych twórców. Wreszcie lata 2017-2023, okres bajkowo-dziecięcy, gdy w ciągu sześciu lat stworzyłeś osiem albumów Bajki, dołożyłeś spin-off i jeszcze dwa tomy Bardzo dzikiej opowieści. Czy teraz, Sezon spadających gwiazd otwiera kolejny rozdział w Twojej twórczości?

Myślę, że trafnie to podzieliłeś, dziękuję. Nie mam pojęcia, czy Sezon… to początek, czy jakaś tam kropka nad i. Spytaj mnie o to za kolejne piętnaście lat!

Jak oficjalnie zapowiedziała Kultura Gniewu w ramach promocji Sezonu… ruszasz w trasę po Polsce. Taka forma promocji komiksu w PL to wciąż coś nowego i nietypowego. Jakie masz podejście do tego przedsięwzięcia? Jaki jest pomysł na trasę? Czy to będzie jakaś próba przyciągnięcia czytelnika nie-komiksowego? 

Podejście mam więcej niż pozytywne, nie mogę doczekać się tych wyjazdów! W planie mamy już ponad 10 miejsc i dzięki wspaniale ogarniającej tę układankę Karolinie z Kultury Gniewu wciąż dochodzą kolejne. A to tylko jedna z atrakcji, jakie szykujemy. Promocja Sezonu… to był dla mnie dealbreaker i mój wydawca zobowiązał się do wytężonej pracy w tym temacie. Na razie wywiązuje się z tej obietnicy bardzo sumiennie. 

Sezon spadających gwiazd fragment2

Czy jako twórca komiksowy (ale też twórca filmów animowanych) czujesz się spełniony? Patrząc na liczne nominacje i wygrane nagrody powiedziałbym, że jesteś jednym z niewielu polskich komiksiarzy, którzy mogą powiedzieć, że osiągnęli sukces. 

Czuję się spełniony, głodny, zafascynowany oraz rozczarowany, znudzony i zmęczony jednocześnie.

Twoje komiksy były publikowane we Francji, Hiszpanii i Niemczech. Fugazi zostało wydane przez Gallimard. Mam jednak wrażenie, że Marcin Podolec nie zrobił kariery „na zachodzie”. Zostałeś dostrzeżony, doceniony, wydany i… chyba zginąłeś w natłoku innych tytułów, innych twórców.

Od 2015 roku do dziś wyszło za granicą 17 tłumaczeń moich albumów. Jestem obecny za granicą w wymiarze, o którym jako początkujący twórca nawet nie śniłem. Jasne, moje albumy są bardzo dalekie od list bestsellerów, ale czy to jedyny wyznacznik? Wydany w 2020 roku Ossi do scenariusza Juliana Voloja zebrał w Niemczech mnóstwo recenzji i nawet zdobyliśmy tam jakąś nagrodę, piszą do mnie czytelnicy Bajki… z Francji, Hiszpanii czy Serbii… A to, że każdy mój nowy album jest brany pod uwagę przez zagranicznych wydawców, to po prostu spełnione marzenie.

Czy czujesz, że udało Ci się podbić zachodnie rynki?

Podbijanie czegokolwiek nie jest w mojej naturze. Możesz mi nie wierzyć, ale jako reżyserowi animacji nie zależy mi na Oscarach, a jako twórcy komiksów – na Eisnerach. Pewnie nawet jako trener Pokemonów wcale nie chciałbym złapać ich wszystkich. Lubię skalę, w jakiej dzieje się moje życie. 

Oczywiście skłamałbym, gdybym powiedział, że nie liczę na zagraniczne edycje Sezonu…. Przygotowałem pitch i razem z agentem pracujemy nad sprzedażą już od pół roku. 

Gdy byłeś te piętnaście lat młodszy, gdy twoja kariera dopiero zaczynała nabierać rozpędu, to zapytałem (dość głupio!) czy nie boisz się wypalenia, tworząc w tak szybkim tempie. Twój dorobek jest najlepszym dowodem na to, że nie znudziłeś się komiksem, co sugerowałem. Co więcej, uchodzisz za jednego z najefektywniej pracujących komiksiarzy w PL. Jaki jest Twój sekret? 

W komiksie od samego początku czuję się komfortowo, u siebie. Pracuję w tempie, które sam sobie wyznaczam. Nie biorę zleceń (z drobnymi wyjątkami jak np. opracowanie plakatu dla MFKiG). I bardzo cieszę się samym procesem. W animacji, biznesie, szkole filmowej włącza mi się czasami syndrom oszusta. W komiksie — nigdy. 

Sezon spadających gwiazd plansza1

W naszym wywiadzie powiedziałeś również, że „jeśli dostanę się na animację, potraktuję ją jako źródło utrzymania, a komiksy będę robić takie, jakie chcę, a nie takie, które mi ktoś zleci”. Odebrałem to jako twój artystyczny statement i chęć pozostania niezależnym. Jak broni się ta deklaracja po latach?

O! Nie wiedziałem, że ten pomysł ma już tyle lat. Ale tak, ta deklaracja zdecydowanie się broni. Nie interesuje mnie robienie komiksów dla samego robienia komiksów. Produkuję albumy, które sam chciałbym przeczytać, które mogą wzruszyć, rozśmieszyć i przyczepić się do mózgu. Czuję, że Sezon… jest właśnie taką opowieścią.

Na serwisach komiksowych wciąż wisi zapowiedź Krew Wre, Twojej kolejnej współpracy z Grzegorzem Januszem z datą premiery „2025”. Jaki jest status tego tytułu? Czy chciałbyś i czy możliwy jest w ogóle powrót do współpracy z Januszem? Fani tęsknią.

Myślę, że serwisy spokojnie mogą usunąć Krew wre z zapowiedzi. Natomiast jeśli pojawi się nowa propozycja współpracy z Grzegorzem, przyjrzę się jej z dużą uwagą. To świetny scenarzysta, co udowodnił chociażby w Czasem

Na jakim etapie znajdują się prace nad animowaną wersję Bajki? Półtora roku temu mówiłeś, że pilot jest gotów i Ego Film próbuje pozyskać środki od inwestorów. Coś się w tym temacie ruszyło?

Zamroziliśmy ten projekt, bo nie było i raczej dalej nie ma w Polsce dobrego klimatu dla mini-seriali animowanych. A my z reżyserem Kacprem Zamarło od początku myśleliśmy o czymś krótkim, precyzyjnym i dopracowanym w najmniejszych detalach. 52-odcinkowy format zdecydowanie nas nie interesował. Może kiedyś.

Sezon spadających gwiazd

Scenariusz

Dorastasz na początku lat dwutysięcznych w małej miejscowości w Europie Środkowo-Wschodniej. Za oknem jesień. Do kina czy księgarni masz kilkadziesiąt kilometrów. Mija kolejny dzień, w którym nie wydarza się nic znaczącego, i nawet szarlotka upieczona przez babcię nie poprawia humoru. Tyle dobrego, że właśnie rusza nowy sezon waszej ligi.

Koszykówka to sposób na nudę, ale też szansa na wyrwanie się z rodzinnego miasteczka. Kto wie, może komuś z drużyny uda się wyjechać do Stanów? To przecież stamtąd ojciec kolegi przesyła paczki z oryginalnymi koszulkami i za dużymi butami. To tam grają największe gwiazdy basketu. To tam wszystko jest możliwe.

Dwudziesty album komiksowy Marcina Podolca to migawki z jednego sezonu nastoletniej drużyny koszykówki, które układają się w większą historię – tę najbardziej uniwersalną, o szukaniu swojego miejsca na świecie. Tuż pod niebem pełnym spadających gwiazd.

„Choć nie jest to autobiografia, nietrudno dostrzec tu hołd dla własnej młodości – jednocześnie wzruszający i zabawny. I tak przekonująco nostalgiczny, że sam zatęskniłem do tych pięknych lat, gdy grałem w koszykówkę. Choć nigdy nie grałem w koszykówkę”. – Bartek Przybyszewski, współtwórca „Podcastexu”, podcastu o latach 90. i 00., autor bloga „Liczne rany kłute”.

Pochodzenie

Komiks polski

Wydawca Polski

Kultura Gniewu

Data Wydania

28.08.2025

Wydanie

I

Druk

Czerń / Biel

Oprawa

Miękka ze skrzydełkami

Format

165×230 mm

Liczba Stron

176

ISBN

9788368331363

Zobacz